Przetarłam leniwie oczy. Do pokoju, przez nieszczelnie zasłonięte rolety, próbowały wedrzeć się promienie ciepłego, hiszpańskiego słońca. Postanowiłam im to udaremnić, jednak kiedy podniosłam się na łokcie, poczułam jak mój świat wiruje. I to dosłownie. Opadłam z powrotem na poduszki, przykrywając dłońmi powieki. Czas przypomnieć sobie wszystko, jak na spowiedzi. No dawaj Mel, chociaż raz spróbuj być sama ze sobą szczera. Trening z chłopakami. Jest dobrze. Samotny "spacer" ulicami Barcelony - jak przez mgłę. Zamknęłam oczy i zrezygnowałam z dalszych prób rozszyfrowania przeszłości. Telefon, który zaczął dzwonić zaledwie kilka minut później, o mały włos nie przyprawiłby mnie o natychmiastowy zawał serca. Nie byłoby co zbierać. Na wyświetlaczu pojawiła się rozpromieniona buzia, z ciemnymi nastroszonymi włosami, rzędem śnieżnobiałych zębów i błyszczącymi, brązowymi oczami. Neymar. W tym właśnie momencie przypomniało mi się dosłownie wszystko, włącznie z mdłościami na myśl o temacie. Zdradził mnie z Bruną, a teraz bezczelnie dzwoni. Ma tupet, ale nigdy w to nie wątpiłam. Ciekawe jakie będzie miał dla siebie usprawiedliwienie.. Zaraz, zaraz.. Myśli formowały mi się w jedną składną całość w bardzo szybkim i bolesnym procesie, a to co zarejestrowałam na końcu, sprawiło, że miałam ochotę katapultować się w trybie natychmiastowym. Najlepiej z tej planety. Całowałam Leo..! Jak mogłam to zrobić? Nie byłam aż tak pijana! Chociaż skoro straciłam nad sobą kontrolę, to chyba rzeczywiście nie było ze mną wybitnie dobrze. Czułam jak policzki płoną mi żywym ogniem. Najeżdżałam na Brazylijczyka, a sama nie byłam lepsza. Pocałować jego najlepszego przyjaciela, trzeba być niemoralnym! Koniecznie muszę się dowiedzieć co mu jeszcze w moim wspaniałym, upojonym stanie powiedziałam, bo to, co zaczynałam sobie przypominać, zamiast mnie uspokoić, napawało mnie jeszcze większym strachem niż błoga nieświadomość sprzed kilku chwil.
Nie odebrałam. Nie mogłam z nim teraz rozmawiać, po prostu nie. Aktualnie chaos, który wytworzył się w mojej głowie, zajmował skupiał na sobie całą moją uwagę. Neymar w końcu zrezygnował i przysłał sms-a.:
" Nie mogłem się do ciebie dodzwonić, ale mam nadzieję, że wszystko w porządku. Wracam dzisiaj popołudniu. Nie mogę się doczekać kiedy cię zobaczę, Mała."
Muszę niewdzięcznie przyznać, że tylko przeleciałam treść wzrokiem i odłożyłam telefon na szafkę koło łóżka. Jeszcze tego mi brakowało, perypetii miłosnych. Nauką i edukacją się lepiej zajmij Meliso, lepiej na tym wyjdziesz. Uwierz samej sobie. Chociaż ten jeden raz.. Westchnęłam tak głośno, że miałam wrażenie, że słyszeli mnie dwa piętra niżej. Spojrzałam leniwie na zegarek, była 11. Nie ma co, udało mi się pospać. Na całe moje szczęście dobroduszna Peggy mnie rano nie obudziła. Mam tylko nadzieję, że nic nie wie o moim wczorajszym wybryku. O żadnym z wybryków..
Leżałam, patrząc w sufit i analizując w głowie cały schemat mojego działania. Powoli zaczynało to być naprawdę nużące. Stawiałam sobie wiele pytań, głównie skierowanych do samej siebie, jednak odpowiedzi nie potrafiłam już sobie udzielić. Co się stało z moją inteligencją? Czyżbym teraz nawet sama z sobą nie potrafiła sobie poradzić? Nie, zdecydowanie to nie mogło się tak skończyć.
- Nasze zawsze promienne słonko! - usłyszałam jedynie otwierające się z hukiem drzwi do pokoju. Miałam szczerą ochotę spacyfikować osobę, która to uczyniła, ponieważ głowa o mały włos nie rozpadłaby mi się na drobne kawałki.
- Śniadanie do łóżka, voila. - przetarłam oczy z niedowierzaniem. W moim pokoju, z wielką śniadaniową tacą i firmowymi uśmiechami, stali Marc, Leo, Gerard i Xavi. Byłam pewna, że mam halucynacje. Nie wiem co prawda czym spowodowane, ale widocznie oprócz niemiłosiernego kaca, też na nie cierpiałam.
- Cześć chłopaki.? - wydukałam niepewnie, wpatrując się w nich wielkimi oczami. Zapewne wyglądałam komicznie, bo było po nich widać jak usiłują powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
- Pomyśleliśmy, że jakoś umilimy ci początek dnia. - Pique wyszczerzył zęby, a Bartra jak na komendę podszedł bliżej i postawił "stolik" z naleśnikami, świeżym sokiem i deserem lodowym, na moim łóżku. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że wyglądam gorzej niż czarownica po przejściach. Odruchowo moja dłoń powędrowała do włosów, które zlokalizowałam w takim nieładzie, że bałam się nawet podchodzić do lustra. Brak makijażu, podkrążone oczy i szopa na głowie nie były nazbyt atrakcyjne i nie chciałam, żeby piłkarze mojego ulubionego klubu widzieli mnie w takim stanie. Z drugiej strony, stali się moimi najlepszymi kumplami, którym w sumie wcale nie musiałam się podobać. Uspokojona tą myślą, oparłam się wygodnie o poduszki. Mel Henderson, Kopciuszek w całej okazałości, patrzcie Państwo i podziwiajcie.
- Jesteście kochani. - wymamrotałam przywołując na twarz nieśmiały uśmiech. Piłkarze widocznie uznali to za zaproszenie, ponieważ już po chwili rozsiedli się na wolnej przestrzeni mojego łóżka i majstrowali przy telewizorze. - Przepraszam za mój eee... stan. - dodałam na wszelki wypadek, ponieważ mimo wszystko czułam się niekomfortowo. W końcu każda dziewczyna potrzebuje się czuć piękna w każdej sytuacji, niezależnie od towarzystwa i okoliczności.
- Nie przejmuj się, mała. Wyglądasz jak szalona kupka nieszczęścia, ale to urocze. - Bartra roześmiał się puszczając do mnie oko, a reszta mu zawtórowała. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam jakiś cień zawstydzenia, który niezauważony próbował wedrzeć się na moje policzki.
- Nie no, co ty. - zaśmiałam się maskując wcześniejsze zawstydzenie. Poczochrałam sobie włosy jeszcze bardziej tak, że część z nich opadała mi teraz na twarz. - Teraz dopiero sama siebie przypominam.
- Jesteś ostro stuknięta - zaśmiał się Marc, pokładając się przy tym na łóżku.
- Tego raczej już się nie da leczyć, ale myślę, że wizyta u jakiegoś przystojnego terapeuty powinna złagodzić mój ból. - odpowiedziałam mrugając powieką w jego stronę.
- Dzisiaj przyjeżdża Ney, to może coś poradzi. - po tym jak Gerard wypowiedział te słowa, od razu zakrył dłonią usta. - Sorry, to chyba jednak nie był najlepszy pomysł. - wymamrotał przepraszającym tonem, a ja uśmiechnęłam się tylko lekko na znak, że nic się nie stało. Przecież nie był to jakiś temat tabu. Może akurat mówienie o Brazylijczyku w takim kontekście nie było najszczęśliwsze w obecnej sytuacji, ale nie dajmy się zwariować. Zapanowała cisza, a sama poczułam jak zalążki mojego dobrego humoru, znowu schowały się głęboko pod ziemię.
- Masz tu jakieś gry? Najlepsza byłaby FIFA, wtedy skopałbym tym żółtodziobom tyłki. - przerwał milczenie Xavi, który grzebał w stojaku pełnym płyt DVD. Zaśmiał się pod nosem, kiedy oberwał od Messiego poduszką w tył głowy, czym trochę rozluźnił atmosferę.
- Wy naprawdę przez cały czas gracie w piłkę. - pokręciłam z niedowierzaniem głową, ale podniosłam się powoli i wyciągnęłam mu pożądaną grę. W momencie kiedy płyta znalazła się w napędzie, zaczęły się krzyki, przepychanki i bitwa o pady. Zupełnie jak z dziećmi. Korzystając z okazji, że udało mi się podnieść i trzymać pion jak człowiek, poszłam powoli w kierunku łazienki. Obmyłam twarz zimną wodą, która przyniosła mi nieziemskie ukojenie. Starając się nie patrzeć w lustro, związałam włosy w kitkę i wróciłam do pokoju, gdzie już rozemocjonowani piłkarze zaczęli mecz. Usiadłam na skraju łóżka, bo tylko tyle mi zostawili. Spojrzałam na tacę ze śniadaniem, z którego zostało pół szklanki soku i jeden, nadgryziony naleśnik. Westchnęłam cicho, śmiejąc się sama z siebie w duchu. To byłoby zbyt piękne. Wykazując się nadludzkim refleksem, niemal zwierzęcym instynktem i silną wolą przetrwania, złapałam resztki śniadania i postanowiłam je skonsumować, zanim trafią do żołądka któregoś z tych żarłoków. Siedziałam i przyglądałam się jak przeżywają każde podanie, czułam się zdezorientowana, ponieważ nie wiedziałam co ze sobą zrobić i gdzie się podziać. Teoretycznie to był "mój" pokój, a w praktyce został podbity przez plemię Katalończyków z wieczną chcicą footballową. Telefon znów zawibrował na komodzie, ale w tym hałasie gdybym nie siedziała obok, w życiu bym go nie usłyszała. Tym razem to nie była wiadomość od Neya. Numer nieznany. Serce zabiło mi mocniej, ale drżącą dłonią dotknęłam palcem małej ikonki z żółtą kopertą.
" Zignorowanie mnie, było najgłupszą rzeczą jaką kiedykolwiek zrobiłaś. Dzisiaj po 15 pożegnasz osobę, na której ci zależy. "
Moje oczy mało nie wyskoczyły z dołków. Dłonie zaczęły trząść mi się jeszcze bardziej niż przed momentem. Kto wypisywał takie okropieństwa?! To się musiało wreszcie skończyć, nie mogłam tego ignorować, udawać, że nic się nie dzieje, ukrywać przez cały czas. Podniosłam przestraszony nadal wzrok znad telefonu i napotkałam spojrzenie Leo. Wpatrywał się we mnie uważnie, jednocześnie tracąc przewagę w grze. W jednej chwili wróciły do mnie wszystkie wydarzenia poprzedniego wieczoru. Zawstydzona przygryzłam lekko wargę, delektując się jednocześnie delikatnym posmakiem krwi, który zadomowił się właśnie w moich ustach. Nie mogłam od tego uciekać.
- Pogadamy? - zapytałam bezgłośnie, wskazując na drzwi prowadzące na korytarz. Chłopak przytaknął i wstał zostawiając swój kontroler bez opieki. Na korytarzu nie było nikogo. Był to przywilej prywatnego piętra.
- Stało się coś? Wyglądasz strasznie. - skwitował Argentyńczyk, opierając się o ścianę.
- Może nie jestem zbyt piękna, szczególnie dzisiaj, ale nie przesadzaj. - wywróciłam oczami, jednocześnie nerwowo zgniatając swoje palce. Bez słowa wyciągnęłam w jego stronę telefon z otworzoną ostatnią wiadomością. Brunet przeczytał zawartość, marszcząc brwi.
- Zgłoś to na policję. Mają więcej konkretów niż ostatnim razem, więc może wreszcie uda im się to zakończyć. - powiedział powoli oddając mi aparat, który schowałam do kieszeni. Wyczuwałam w jego głosie pewien widoczny dystans, który sprawiał, że czułam jakby ktoś wbijał mi igły w ciało. Nie jestem fanką akupunktury, więc to w końcu nic przyjemnego. Spojrzałam w jego brązowe oczy. Nie chciało mi się wierzyć, że przez wczorajszą sytuację nagle stanie się oziębły i nieprzystępny. To, co w nich zobaczyłam dało mi nadzieję, że mam rację. Błysk zrozumienia i dawnej troski nadal czaił się w zakamarkach jego źrenic.
- Leo.. - zaczęłam niezgrabnie, a on wbił wzrok w sufit. - Chcę żebyś wiedział, że to, co się wczoraj stało nie powinno mieć miejsca. Nie miej mnie za hipokrytkę, że nawrzeszczałam na ciebie, kiedy ty chciałeś to zrobić, a sama uważam to za coś, co jest w porządku. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Wiem, że nie powinnam. - zaczęłam plątać się w słowach. W głowie kłębiło mi się tysiące myśli, które chciałam jakoś ucieleśnić. Jednak nie było to sztuką. Sztuką było zrobić to w taki sposób, żeby mnie zrozumiał dokładnie tak, jak chciałam, żeby zabrzmiało wszystko co wyszło z moich ust.
- Daj spokój, trochę wypiłaś, byłaś wściekła na Neya, nie ma o czym mówić. Przecież w normalnej sytuacji być tego nie zrobiła. Wiem, że taka nie jesteś. - odpowiedział z początku uciekając wzrokiem, jednak wypowiadając ostatnie zdanie patrzył mi prosto w oczy. Na moje nieszczęście, ponieważ czułam jak się rumienię. Nie z powodu komplementu a zawstydzenia. Bo czy naprawdę taka nie byłam? Czy było to tylko spowodowane wcześniejszą informacją o zdradzie Brazylijczyka? Czy nie zrobiłabym tego na trzeźwo? Na przykład teraz.. Mój wzrok niebezpiecznie zahaczył o jego usta, które niemalże odcisnęły na moich namacalne wspomnienie swojego dotyku. Otrząsnęłam się jednak szybko z wszystkich głupich myśli, jakie nawiedziły moją głowę. Nadal się we mnie wpatrywał, a ja w niego. Nie chciałam odpowiadać ani komentować jego wyobrażenia o mojej osobie. Po tym wszystkim nadal pozostawało dobre, nie chciałam tego zmieniać.
- Nie chcę, żeby to wyglądało tak, jakbym cię wykorzystywała po to, żeby odegrać się na Neymarze. To nie byłoby wobec ciebie w porządku. - powiedziałam, a on skinął powoli głową. Widać sądził tak samo i mówiąc, że wszystko jest okey, oczywiście kłamał. Tak naprawdę trafiłam w czuły punkt, który widocznie nie dawał mu spokoju. - Leo wiem, że to nie powinno się stać i dobrze, że skończyło się tak, a nie inaczej, ale chcę, żebyś wiedział jedno. Choćbym miała się za to smażyć na wolnym ogniu przez resztę życia, to gdyby cofnął się czas, zrobiłabym to samo. - słowa, które wypowiedziałam zaskoczyły zarówno piłkarza jak i mnie samą. Messi oderwał się od ściany i przytulił mnie do siebie, obejmując dłońmi moją głowę.
- Wiem, że nie zrobiłaś tego, żeby się odegrać. Nie jesteś złym człowiekiem, Mel. - powiedział cicho, a ja przymknęłam powieki.
- Mylisz się, jestem prawdopodobnie najgorszym człowiekiem jakiego w życiu spotkałeś. - odpowiedziałam, a Leo się roześmiał. Zapewne uznał to za żart, jednak ja nie widziałam w tym nic śmiesznego. Po prostu miałam nieodparte wrażenie, że to był jeden z niewielu momentów, w których byłam śmiertelnie poważna.
*****
To popołudnie nosiło namiastki swoistego tornada. W sumie nie różniło się niczym od poprzednich, ostatnimi czasy, ale mimo wszystko zaskakiwało jak nowość. Leo wykorzystał chyba wszelkie pokłady sprytu jakie posiadał i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić lub nie zrobić w sprawie ostatniego sms-a o nieznajomego, oznajmił mi, że rozmawiał już o tym z Johnem, który zgłosił już wszystko na policję. Tak oto siedziałam w pokoju, wyglądając ukradkiem przez okno, za którym trwała "policyjna obława". Tak, dobrze czytacie obława przez duże 'o'. Generalnie to byłam nawet z tego zadowolona, ponieważ po cichu liczyłam na to, że ten cały koszmar wreszcie dobiegnie końca. Na dużym zegarze, wiszącym na ścianie wybiła 14, a mój brzuch jakby na komendę zaczął burczeć. Czas zdecydowanie coś zjeść. Z taką myślą opuściłam pomieszczenie i udałam się do hotelowej stołówki. Niedaleko drzwi wejściowych panowało jakieś niespotykane ożywienie. Chyba pierwszy raz w życiu nie byłam ciekawa o co chodzi i jak się później okazało, mój instynkt nie zawiódł. A co poszło nie tak? Mój upośledzony mózg, gdy zobaczył nad głowami ludzi czuprynę platynowych, blond włosów, zamiast szybko się ewakuować, odmówił moim kończynom posłuszeństwa. Dlatego stałam jak idiotka na środku korytarza i wpatrywałam się w Neymara. To żadne usprawiedliwienie, w końcu mogłam je sobie odgryźć i biec na łokciach, ale zostawmy już moje nieskromne, ukryte talenty w świętym spokoju. Kiedy ruszył w moją stronę poczułam, jakby ktoś nagle wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. Ociekająca irytacją i podświadomym ściskiem w żołądku puściłam się niemal biegiem w stronę stołówki. Zauważyłam Gerarda wstającego od stołu. Idealnie. Podbiegłam do niego, chowając się za jego plecami.
- Schowaj mnie. - poprosiłam, kiedy próbował wyciągnąć mnie z mojej nowej kryjówki.
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Neymar tu idzie, nie chcę z nim gadać, naprawdę. - jęknęłam, mnąc mu koszulkę. Kiedy to zauważyłam, szybko puściłam materiał, na którym i tak widać było już ślady moich palców.
- Mała, to dziecinne. - Pique zabrzmiał tak poważnie, że momentalnie poczułam się jak skarcony szczeniak. - Spieszę się na randkę z Shaki, a ty powinnaś z nim w końcu porozmawiać. Mimo wszystko. - dodał, kiedy już otwierałam usta, żeby zaprzeczyć.
- Wiem, że zachowuje się niedojrzale, ale proszę cię, tylko powiedz, że mnie nie widziałeś. - powiedziałam kiedy się odwrócił, a on westchnął ciężko.
- Robię to tylko dla ciebie. - wymamrotał, a ja rzuciłam się na podłogę i podczołgałam za jedno z krzeseł stojących za i tak wysokim piłkarzem, ponieważ na horyzoncie pojawił się Brazylijczyk.
- Gerard! - podszedł bliżej, a ja widziałam jedynie jak Pique wzdryga się na dźwięk swojego imienia, o mały włos nie upuszczając talerzy.
- Ney! Dobrze cię widzieć, stary.- Hiszpan obdarował kumpla szerokim uśmiechem.
- Ciebie też. Widzimy się jutro na treningu - obserwowałam niepewnie buty piłkarzy, modląc się w duchu, żeby żaden nie wpadł na genialny pomysł, żeby tu usiąść. Zmiażdżyliby mi wtedy zapewne obie dłonie. - Widziałeś gdzieś Melisę? Wydawało mi się, że tu weszła. - serce zabiło mi mocniej, kiedy usłyszałam jego pytanie. Miałam wrażenie, że za moment jego odgłos mnie zdradzi. Poza tym "weszła"? Weszłam to ja do windy, a tu wpadłam jak huragan. Barceloński huragan Melisa, nawiedzający ekskluzywne hiszpańskie hotele.
- Przykro mi, nie widziałem jej od rana. - odpowiedział Gerard, a ja poczułam jak stół ugina się nieco pod ciężarem jego ręki.
- Okey, w takim razie idę jej szukać gdzie indziej. Do zobaczenia. - Brazylijczyk odszedł, a ja odczekałam moment i wyszłam spod stołu, przytulając się do hiszpańskiego obrońcy.
- Jesteś ekstra, dziękuję. - powiedziałam, a on pokręcił głową i potargał mi wielką dłonią włosy. Złapałam grzankę, którą zostawił na talerzu, pomachałam mu i ruszyłam pewnym krokiem w stronę wyjścia do windy, oczywiście starannie omijając przy tym hol. Dotarłam do urządzenia i wcisnęłam z ulgą przycisk.
- Jeszcze trochę ci brakuje sprytu, żeby mnie przechytrzyć. - podskoczyłam jak oparzona, słysząc Neymara za swoimi plecami. Odwróciłam się tak szybko, że poczułam zawrót głowy. Stał oparty o ścianę, z założonymi rękami i wyraźnie zadowolonym z siebie wyrazem twarzy. Znowu poczułam się tak, jak na początku naszej znajomości.
- Mi niczego nie brakuje, no może za wyjątkiem wiernego, kochającego chłopaka. - wypaliłam w pierwszej chwili karcąc się w myślach za to, że nie ugryzłam się w język. Jednak zaraz dziarskość powróciła. W sumie, kto wie, czy to był tylko jednorazowy wyskok. Może on nigdy tak naprawdę się z nią nie rozstał.
- To nie tak. - powiedział wbijając we mnie świdrujące spojrzenie, a ja poczułam jak mi się krew w żyłach gotuje.
- To może mi objaśnij jakie są tu zwyczaje, bo chyba ich nie rozumiem. Nie wiem inna mentalność? Inne powietrze? Inną wodę pijecie? - przybrałam bojowy ton, patrząc chłopakowi prosto w oczy.
- Nie wiem dlaczego to zrobiłem. - po tym, co powiedział usłyszałam jedynie własny śmiech. Zimny i z nutą szyderstwa.
- Jak to nie wiesz?! Jak można nie wiedzieć dlaczego się kogoś zdradziło?! - wrzasnęłam na niego tak, że tym razem to on szeroko otworzył oczy. - Znosiłam wszystkie twoje fanaberie, kiedy siedziałeś w szpitalu, wszystkie wyskoki, niedopowiedzenia, przez cały ten czas! A ty nawet nie potrafisz mi powiedzieć dlaczego mnie zdradziłeś. I to ze swoją byłą dziewczyną. - ludzie słysząc krzyki, widocznie zrezygnowali z przechodzenia tym korytarzem, ponieważ zapanowała tam totalna pustka. Piłkarz podszedł bliżej, a ja cofnęłam się maksymalnie w tył.
- Miałem jechać na chwilę odpocząć, mieli mnie "naprawić". Przed samym wyjazdem dowiedziałem się, że Bruna ma jechać ze mną, a na miejscu okazało się, że trwają prace nad jakąś kampanią, w której mam brać udział. Te zdjęcia, które widziałaś, to zdjęcia z sesji, ustawiane i wyreżyserowane. - zaczął się tłumaczyć, a ja zatkałam sobie uszy. Podszedł do mnie i odciągnął moje dłonie od głowy.
- Po co mi to mówisz? To nie ma znaczenia jakie to były zdjęcia, skoro i tak mnie z nią zdradziłeś. Żadne cholerne zdjęcia nie mają tu żadnego znaczenia - powiedziałam powoli, ale dobitnie patrząc mu w oczy.
- Przepraszam na pewno nie wystarczy, ale nie wiem co we mnie wstąpiło. Ty się nie odzywałaś, wiecznie nie miałaś czasu, mnie też oderwali od normalnego życia tak nagle i bez żadnej zapowiedzi. Byłem zmęczony, zirytowany, tęskniłem, brakowało mi ciebie, a ona cały czas się koło mnie kręciła. - brnął dalej, a ja nie mogłam pozbyć się uczucia zdenerwowania jakie rządziło teraz całym moim ciałem.
- Nie chcę tego słuchać. Nie chcę wiedzieć jak ci z nią było, jak nie mogłeś się powstrzymać. Nie brakowało ci mnie, tylko kogokolwiek, a że ona była pod ręką, to skorzystałeś. Skończ już! - powiedziałam, a chłopak po chwili milczenia, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Oparłam się plecami o ścianę i przymknęłam oczy, wypuszczając ze świstem powietrze z do tej pory, mocno ściśniętych ust. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
" Czas zacząć przedstawienie."
Popatrzyłam na godzinę. Była równo 15. Zamarłam, przypominając sobie wiadomość, którą otrzymałam rano. Starałam się szybko zebrać myśli i ustalić, kto z moich bliskich, gdzie właśnie się znajduje i czy może być teoretycznie bezpieczny. Wydawało się, że nikt nie pozostawał w żadnym wątpliwym położeniu. Nikt, oprócz Neymara. Niewiele myśląc rzuciłam się w stronę drzwi, tratując przy tym nowo przybyłych do hotelu gości. Brazylijczyk właśnie wsiadał do swojego białego Q5.
- Ney, zaczekaj! - krzyknęłam zbiegając w dół po schodach. Chłopak zawahał się, jednak nie wsiadł do pojazdu, a jedynie oparł się o otwarte drzwi.
- Na co mam czekać? - westchnął, opuszczając nieco w dół okulary przeciwsłoneczne tak, aby móc spojrzeć na mnie bez zbędnych przeszkód.
- Zostawiłeś tu ten samochód? - zapytałam, ignorując jego wcześniejsze pytanie. Obeszłam Audi dookoła i zatrzymałam się przed maską, była niedomknięta.
- Dałem do pilnowania, któremuś z szoferów. - odpowiedział i stanął obok mnie, wcześniej zamykając drzwi. Podniosłam do góry, obluzowaną już maskę i zajrzałam do środka. Nie byłam może specjalistką, ale podstawowe informacje na temat samochodu posiadałam, więc od razu zauważyłam, że coś jest nie tak z płynem hamulcowym. Wyjęłam wskaźnik, wskazywał poziom poniżej minimum. Mało tego przewody były widocznie naruszone, w niektórych miejscach przecięte, rozregulowane. Byłam w szoku, zdając sobie sprawę, że gdybym przyszła kilka minut później albo w ogóle bym nie przyszła, Neymar by odjechał i prawdopodobnie już nigdy nie wrócił. Kto chciał go wysłać na tamten świat? Zapewne ta sama osoba co mnie. Kątem oka zobaczyłam policjantów w cywilnych strojach kręcących się blisko wejścia i patrzących na całą scenę. Jeden z nich podszedł bliżej, zaglądając mi przez ramię. Piłkarz wyraźnie zdziwiony reakcją obcego człowieka, już chciał zapewne na niego wrzasnąć, jednak powstrzymałam go pytaniem.
- Który to był dokładnie szofer? - spojrzałam na niego, a on przewrócił oczami.
- Nie pamiętam dokładnie, ludzie praktycznie się na mnie rzucili. Dałem kluczyki pierwszemu z brzegu. - no to było bardzo inteligentne. Dał kluczyki do auta wartego fortunę byle komu i nawet nie jest pewny czy to szofer. Cały Neymar, nic dodać nic ująć.
- Skup się, bo jak widzisz to istotne. Ktoś ci majstrował przy samochodzie. - odezwał się policjant, a napastnik spojrzał w stronę chodzących pod hotelem pracowników. - To ten. - wskazał w końcu ciemnowłosego chłopaka. Nie wiem, który to już raz ostatnimi czasy, ale poczułam jak serce na moment mi się zatrzymało. Słowo daję, niedługo to wszystko doprowadzi mnie do jakiegoś poważnego zawału.
- Jesteś pewny? - zapytałam śledząc zachowanie podejrzanego.
- Tak, jestem pewny. - powtórzył - Czy ktoś mi wyjaśni wreszcie o co tu chodzi? Czuje się jak w jakimś cholernym filmie akcji. I to do tego marnym. - dodał zirytowany, a policjant dał znak reszcie, żeby wyszła z dotychczasowego ukrycia.
- On tu nie pracuje. To Tom. - powiedziałam słabym głosem. Teraz, kiedy widziałam jego twarz nie tylko profilem, byłam tego pewna. To ten sam człowiek, który kilka miesięcy temu sprzedał moje wszystkie dane na użytek publiczny, wcześniej zgrywając mojego przyjaciela. Podobno nie mógł znieść tego, że dałam szansę Neymarowi, mimo jego momentami paskudnego charakteru, a na niego nigdy nie spojrzałam w ten sam sposób. Nie do pojęcia.
To co wydarzyło się w przeciągu kolejnych minut, było dość przerażające. Nie chciałam na to patrzeć, więc walcząc z przerażeniem i mdłościami, wywołanymi nadmiernym stresem, odsunęłam się od głównego przejścia. Policja zatrzymała Toma mimo, że jak mimowolnie widziałam, próbował uciekać. Usłyszałam jedynie :
- Zostajesz zatrzymany pod zarzutem morderstwa, gróźb karalnych, zniszczenia mienia oraz usiłowania morderstwa. Masz prawo do adwokata i do zachowania milczenia, ponieważ wszystko co teraz powiesz, może być użyte przeciwko tobie. - podświadomie skuliłam się w ramionach zdezorientowanego piłkarza. Miałam wrażenie, że trzęsę się jak galareta na Boże Narodzenie. Jeden z umundurowanych policjantów podszedł do nas wolnym krokiem, informując o przebieg akcji.
- Nie musi się już pani o nic martwić. Małe jest prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek jeszcze wyjdzie na wolność. Jest niepoczytalny. - to co usłyszałam i tak było dla mnie czymś niewyobrażalnym. Jak to możliwe, że takie coś mi się przytrafiło? Przecież tak dzieje się tylko na filmach.
Kiedy radiowozy zniknęły z pola widzenia, Brazylijczyk odsunął mnie od siebie na długość ramion.
- Mel, powiedz wreszcie co tu się przed chwilą stało. - powielił pytanie, a ja zaczęłam mu opowiadać. Wszystko od początku, dokładnie wszystko. No może z pominięciem wczorajszego wieczoru.
*****
Kolejne dni można sklasyfikować jako ciche i spokojne. Miałam jednak wrażenie, że to jedynie cisza przed burzą. Mianowicie przed przyjazdem moich wspaniałych rodziców. Było piątkowe popołudnie, właśnie wróciłam ze szkoły i jedynym o czym marzyłam, była długa, relaksująca kąpiel z nieprzyzwoicie dużą ilością piany. Tak też uczyniłam. Weszłam do wielkiej wanny z każdą minutą nabierając coraz bardziej szampańskiego nastroju. W tle płynęła spokojna muzyka, którą niespodziewanie przerwał dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się numer Alexa. Wytarłam szybko dłonie w ręcznik i odebrałam połączenie.
- Jak tam leci braciszku? - zapytałam, opierając głowę o krawędź "naczynia", która była wygodnie przystosowana i wyprofilowana do takiego leżenia.
- Leci to dobre słowo, za około pół godziny lądujemy w Barcelonie. - zaśmiał się, a ja poderwałam się niemal do pionu, prawie topiąc przy tym swój telefon. - Halo? Jesteś tam? - usłyszałam rozbawiony głos w słuchawce.
- Tak, tak jestem. Po prostu coś przerywa, chyba masz słaby zasięg. W ogóle wolno ci gadać przez telefon? - odbiłam piłeczkę, jednocześnie wyskakując z przyjemnie ciepłej wody i owijając się ręcznikiem.
- Hmm szczerze mówiąc to nie wiem, może lepiej skończę gadać, zanim dadzą mi spadochron i każą opuścić pokład za niesubordynację. - powiedział po chwili zastanowienia, nadal rozbawionym tonem.
- No to zobaczymy się niedługo. Bezpiecznego lądowania. - rzuciłam i rozłączyłam połączenie, nie czekając na ewentualny ciąg dalszy. Jak to za pół godziny lądują?! Byłam pewna i zresztą John też, że przylatują jutro rano. Najszybciej jak tylko było to możliwe, wybrałam numer komórki chrzestnego i czekałam na połączenie, jednocześnie wciągając na siebie ubrania. Odebrał za trzecim razem.
- Mel, mam spotkanie, nie mogę gadać. - powiedział cicho.
- Obawiam się, że w tym momencie żadne spotkanie nie jest ważniejsze od tego, że za niecałe pół godziny na lotnisku mamy powitać moich rodziców i Alexa. - prawie krzyknęłam do słuchawki, chcąc mieć pewność, że zrozumie każde słowo.
- Rozumiem. Wyjdź przed dom, będę za 15 minut. - powiedział zdecydowanym tonem i tym razem to ja zostałam rozłączona. Jak szybko zweryfikował swoje plany, niebywałe. Zbiegłam na dół i zajrzałam do lodówki. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że namawianie mężczyzny do tego, żeby nie robił zakupów na ostatnią chwilę, przyniosło efekty i lodówka jest pełna. A tak upierał się, że przecież w piątek na wieczór to załatwi. No co on by beze mnie zrobił. Pewna śmierć.
Korzystając z ostatnich kilku minut sprawdziłam czy w pokojach leży świeża pościel i ręczniki. Całe szczęście wszystko było przygotowane wczoraj. W końcu cały dom i nasze życie musiało wyglądać na nienaganne, zorganizowane i odpowiedzialne. Nieważne, że w rzeczywistości nie miało to nic wspólnego z prawdą. Liczyły się tylko pozory, a o nie jak wiadomo, też trzeba dbać. Poprawiałam poduszki, kiedy do góry poderwało mnie trąbnięcie, które mogłoby spokojnie wyrwać umarłego z grobu. Nie tracąc więcej czasu, pobiegłam do drzwi, jedynie w przelocie łapiąc małą torebkę, do której wcisnęłam telefon i portfel. Otworzyłam drzwi wejściowe i stanęłam jak wmurowana. Przed podjazdem stał wielki autokar, pełny piłkarzy, którzy wesoło machali do mnie przez okno. Zza otwartych drzwi wystawała głowa Johna.
- Nie zadawaj pytań, nie ma czasu! - rzucił tylko i niemal wciągnął mnie do środka pojazdu. Spojrzałam na niego pytająco, unosząc do góry jedną brew. - Byłem na spotkaniu w sprawie dalszej współpracy tych tam z moim hotelem, a to był jedyny transport jakim mogłem przyjechać.
- A oni? - zapytałam wskazując ruchem głowy na reprezentację Dumy Katalonii.
- Tak zwana sprzedaż wiązana. - odpowiedział, a ja się roześmiałam. Generalnie to nie było mi do śmiechu, ponieważ wszystko miało wypaść idealnie, a jak na razie to byliśmy spóźnieni na lotnisko, jadąc tam autokarem z bandą piłkarzy, w dodatku prosto po treningu. Już widzę miny rodziców, cudownie. Kierowca jechał tak szybko, że musiałam wbić paznokcie w fotel, żeby utrzymać się na siedzeniu. Jednak dotarliśmy na miejsce spóźnieni jedynie 10 minut. To i tak niezły wynik jak na fakt, że totalnie zapomnieliśmy o tym, że przyjeżdżają. Na lotnisko wbiegliśmy akurat, kiedy trzy bardzo dobrze znane mi postacie wyszły z pomieszczenia "Odbiór bagażu". Starając się wyrównać oddech podeszłam razem z Johnem do mojej rodziny.
- Marta. David. Alex, miło cię znowu widzieć - chrzestny uściskał ich po kolei, a ja zrobiłam to samo. Niczego nieświadomi rodzice wyszli z budynku wypatrując zapewne czegoś w rodzaju limuzyny. Biedni się zawiedli, kiedy skierowaliśmy ich do barcelońskiego autokaru. Za to Alex był naprawdę zachwycony.
- Zapraszam wszystkich na grilla! - w przypływie nabytej z nieznanych mi powodów euforii, krzyknął John kiedy jechaliśmy drogą w stronę centrum miasta, co piłkarze przyjęli ochoczymi oklaskami. Tak też się stało, autokar zamiast do hotelu, wrócił pod nasz dom. Ciężko jest opisać miny moich rodziców. Zapewne myśleli, że to po prostu jakiś żart na powitanie, jednak z każdą minutą rzeczywistość uświadamiała ich o tym, jak bardzo się mylą. W tym domu chyba jeszcze nigdy nie było tylu osób na raz. Był ogromny, ale teraz brakowało w nim miejsca, żeby swobodnie przejść. Neymar i Marc zadeklarowali się, że wniosą bagaże, a ja zaprowadziłam mamę do pokoju na górze. Tata natomiast stał widocznie zaaferowany rozmową z Luisem Enrique oraz Pique. Reszta zabrała się za rozstawianie nowego grilla, który John (podobno) kupił w bardzo okazyjnej cenie. Pokazałam rodzicielce, gdzie może odświeżyć się po podróży i wyszłam z pokoju na korytarz, gdzie czekał na mnie Ney.
- Myślisz, że tym razem mnie polubią? - zapytał, obejmując mnie w pasie, a ja jedynie uśmiechnęłam się do niego, wzruszając ramionami w odpowiedzi. Zeszliśmy na dół, gdzie panował istny chaos. Rozkładanie grilla okazało się trudniejsze niż wszyscy myśleli i wymagało pomocy aż 7 osób. Na całe szczęście tyle ochotników się znalazło i po pół godziny w końcu udało nam się okiełznać tą piekielną maszynę. Nawet nie chcę myśleć, co byłoby gdyby mój wspaniałomyślny chrzestny wpadł na taki pomysł na przykład wczoraj i musielibyśmy radzić sobie z tym zupełnie sami. Poszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki różne rodzaje mięsa oraz warzywa, które zręcznie zaczęłam kroić na sałatkę. Widok gromady nieporadnych piłkarzy, którzy tym razem próbowali rozstawić stoły, był naprawdę komiczny. Okno błyszczało nowością, w końcu zostało wprawione niecały tydzień temu. Co do ostatnich wydarzeń, ustaliliśmy z Johnem, że nic rodzicom nie powiemy, ponieważ było więcej niż pewne, że gdyby się dowiedzieli, odebraliby mu wszelkie prawa do opieki nade mną w Hiszpanii i kazaliby natychmiast wracać do Polski, bez możliwości powrotu. Straszne.
Na początku cała ta "integracyjna impreza" była dość sztywna i niezręczna. Widziałam jak moja mama lustruje wzrokiem maniery chłopaków, a oni absolutnie nie biorąc tego do siebie zachowywali się no cóż, zachowywali się tak jak zwykle. Rozluźnienie dopadło wszystkich wieczorem, kiedy to zawartość procentowa alkoholu we krwi podskoczyła praktycznie każdemu uczestnikowi tego przedstawienia. Moja mama siedziała i jakby nigdy nic gawędziła sobie z Iniestą, a mój ojciec, tak MÓJ OJCIEC grał w piłkę razem z Johnem, Alexem, Xavim, Gerardem, Sergiem i nieznanym mi wcześniej Munirem.
- Jak się czujesz? - Leo usiadł koło mnie na dużej, ogrodowej huśtawce. Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem.
- Jest okey. Powoli staram się przywrócić swojemu życiu dawną normę. O ile to normą można było kiedykolwiek nazwać. - zaśmiał się po moich słowach, wygodnie opierając się o poduszki za plecami.
- A co u ciebie? - zapytałam, jednak Argentyńczyk nie dostał możliwości odpowiedzi, ponieważ przed nami dosłownie wyrósł Neymar.
- Myślałem, że Marc chrzani, bo jest pijany, ale wy chyba rzeczywiście coś do siebie macie! - krzyknął, jednak pośród wszechobecnych krzyków i muzyki, nikt nie zwrócił na to uwagi. Brazylijczyk podniósł przyjaciela do góry. - Nie spodziewałem się po tobie, że będziesz robić mi takie rzeczy. - powiedział z przekąsem. - Spałaś z nim?! - ryknął na mnie, a ja uniosłam brwi do góry.
- Nawet z tobą nie spałam, debilu. Ja to nie ty. - odparłam, a na jego usta wkradł się niewyraźny grymas. Pomieszanie zmieszania ze skrajną wściekłością.
- Przyprawiacie mi rogi? Całowałeś ją Leo? - piłkarz spojrzał na Messiego zaciskając pięści.
- Całował. - odpowiedziałam za niego, a Brazylijczyk złapał przyjaciela za przód koszulki. Widząc co się dzieje, momentalnie wcisnęłam się pomiędzy nich, odpychając tym samym Neymara. Wyczułam od niego woń alkoholu. - Jeśli chcesz go uderzyć, najpierw uderz mnie. Na pewno będzie bolało mnie mniej niż wtedy, kiedy mnie zdradziłeś. - chłopak stanął wpatrując się we mnie zdezorientowanym wzrokiem. A ja stałam. Stałam i czekałam na jego ruch.
Przepraszam za poślizg, ale miałam wieczorem małe problemy z internetem. Pojawiał się rzadko i znikał wtedy, kiedy był najbardziej potrzebny. Zupełnie jak facet. Nie no taki feministyczny żart, na koniec, ale jest już późno więc wybaczcie brak poczucia humoru. :)
Co mogę powiedzieć, rozdział jak zwykle zostawiam Wam pod osąd. Mam nadzieję, że przeczytacie go z przyjemnością i zostawicie po sobie jakiś ślad. ;)
Nie przypuszczałam, że matury potrafią wyssać tyle energii z biednego małego człowieka. To powinno być zabronione przez prawo!
Patrząc na datę pragnę Wam wszystkim złożyć serdeczne życzenia na nadchodzące święta. Oby były spokojne, pełne miłej atmosfery, zadowalających prezentów uzupełniających miłą atmosferę i wszystkiego czego sobie w nie zamarzycie. Osobiście marzę o tym, że siedzę przy choince, obok okna, słuchając mojej ulubionej muzyki, patrząc na padający śnieg z kubkiem gorącej, truskawkowej herbaty w dłoniach. Ale to tylko moja utopijna wersja świąt, chociaż może będąca punktem wyjścia do Waszych wyobrażeń ;)
Do napisania, jeszcze w tym roku. <3
- Dałem do pilnowania, któremuś z szoferów. - odpowiedział i stanął obok mnie, wcześniej zamykając drzwi. Podniosłam do góry, obluzowaną już maskę i zajrzałam do środka. Nie byłam może specjalistką, ale podstawowe informacje na temat samochodu posiadałam, więc od razu zauważyłam, że coś jest nie tak z płynem hamulcowym. Wyjęłam wskaźnik, wskazywał poziom poniżej minimum. Mało tego przewody były widocznie naruszone, w niektórych miejscach przecięte, rozregulowane. Byłam w szoku, zdając sobie sprawę, że gdybym przyszła kilka minut później albo w ogóle bym nie przyszła, Neymar by odjechał i prawdopodobnie już nigdy nie wrócił. Kto chciał go wysłać na tamten świat? Zapewne ta sama osoba co mnie. Kątem oka zobaczyłam policjantów w cywilnych strojach kręcących się blisko wejścia i patrzących na całą scenę. Jeden z nich podszedł bliżej, zaglądając mi przez ramię. Piłkarz wyraźnie zdziwiony reakcją obcego człowieka, już chciał zapewne na niego wrzasnąć, jednak powstrzymałam go pytaniem.
- Który to był dokładnie szofer? - spojrzałam na niego, a on przewrócił oczami.
- Nie pamiętam dokładnie, ludzie praktycznie się na mnie rzucili. Dałem kluczyki pierwszemu z brzegu. - no to było bardzo inteligentne. Dał kluczyki do auta wartego fortunę byle komu i nawet nie jest pewny czy to szofer. Cały Neymar, nic dodać nic ująć.
- Skup się, bo jak widzisz to istotne. Ktoś ci majstrował przy samochodzie. - odezwał się policjant, a napastnik spojrzał w stronę chodzących pod hotelem pracowników. - To ten. - wskazał w końcu ciemnowłosego chłopaka. Nie wiem, który to już raz ostatnimi czasy, ale poczułam jak serce na moment mi się zatrzymało. Słowo daję, niedługo to wszystko doprowadzi mnie do jakiegoś poważnego zawału.
- Jesteś pewny? - zapytałam śledząc zachowanie podejrzanego.
- Tak, jestem pewny. - powtórzył - Czy ktoś mi wyjaśni wreszcie o co tu chodzi? Czuje się jak w jakimś cholernym filmie akcji. I to do tego marnym. - dodał zirytowany, a policjant dał znak reszcie, żeby wyszła z dotychczasowego ukrycia.
- On tu nie pracuje. To Tom. - powiedziałam słabym głosem. Teraz, kiedy widziałam jego twarz nie tylko profilem, byłam tego pewna. To ten sam człowiek, który kilka miesięcy temu sprzedał moje wszystkie dane na użytek publiczny, wcześniej zgrywając mojego przyjaciela. Podobno nie mógł znieść tego, że dałam szansę Neymarowi, mimo jego momentami paskudnego charakteru, a na niego nigdy nie spojrzałam w ten sam sposób. Nie do pojęcia.
To co wydarzyło się w przeciągu kolejnych minut, było dość przerażające. Nie chciałam na to patrzeć, więc walcząc z przerażeniem i mdłościami, wywołanymi nadmiernym stresem, odsunęłam się od głównego przejścia. Policja zatrzymała Toma mimo, że jak mimowolnie widziałam, próbował uciekać. Usłyszałam jedynie :
- Zostajesz zatrzymany pod zarzutem morderstwa, gróźb karalnych, zniszczenia mienia oraz usiłowania morderstwa. Masz prawo do adwokata i do zachowania milczenia, ponieważ wszystko co teraz powiesz, może być użyte przeciwko tobie. - podświadomie skuliłam się w ramionach zdezorientowanego piłkarza. Miałam wrażenie, że trzęsę się jak galareta na Boże Narodzenie. Jeden z umundurowanych policjantów podszedł do nas wolnym krokiem, informując o przebieg akcji.
- Nie musi się już pani o nic martwić. Małe jest prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek jeszcze wyjdzie na wolność. Jest niepoczytalny. - to co usłyszałam i tak było dla mnie czymś niewyobrażalnym. Jak to możliwe, że takie coś mi się przytrafiło? Przecież tak dzieje się tylko na filmach.
Kiedy radiowozy zniknęły z pola widzenia, Brazylijczyk odsunął mnie od siebie na długość ramion.
- Mel, powiedz wreszcie co tu się przed chwilą stało. - powielił pytanie, a ja zaczęłam mu opowiadać. Wszystko od początku, dokładnie wszystko. No może z pominięciem wczorajszego wieczoru.
*****
Kolejne dni można sklasyfikować jako ciche i spokojne. Miałam jednak wrażenie, że to jedynie cisza przed burzą. Mianowicie przed przyjazdem moich wspaniałych rodziców. Było piątkowe popołudnie, właśnie wróciłam ze szkoły i jedynym o czym marzyłam, była długa, relaksująca kąpiel z nieprzyzwoicie dużą ilością piany. Tak też uczyniłam. Weszłam do wielkiej wanny z każdą minutą nabierając coraz bardziej szampańskiego nastroju. W tle płynęła spokojna muzyka, którą niespodziewanie przerwał dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się numer Alexa. Wytarłam szybko dłonie w ręcznik i odebrałam połączenie.
- Jak tam leci braciszku? - zapytałam, opierając głowę o krawędź "naczynia", która była wygodnie przystosowana i wyprofilowana do takiego leżenia.
- Leci to dobre słowo, za około pół godziny lądujemy w Barcelonie. - zaśmiał się, a ja poderwałam się niemal do pionu, prawie topiąc przy tym swój telefon. - Halo? Jesteś tam? - usłyszałam rozbawiony głos w słuchawce.
- Tak, tak jestem. Po prostu coś przerywa, chyba masz słaby zasięg. W ogóle wolno ci gadać przez telefon? - odbiłam piłeczkę, jednocześnie wyskakując z przyjemnie ciepłej wody i owijając się ręcznikiem.
- Hmm szczerze mówiąc to nie wiem, może lepiej skończę gadać, zanim dadzą mi spadochron i każą opuścić pokład za niesubordynację. - powiedział po chwili zastanowienia, nadal rozbawionym tonem.
- No to zobaczymy się niedługo. Bezpiecznego lądowania. - rzuciłam i rozłączyłam połączenie, nie czekając na ewentualny ciąg dalszy. Jak to za pół godziny lądują?! Byłam pewna i zresztą John też, że przylatują jutro rano. Najszybciej jak tylko było to możliwe, wybrałam numer komórki chrzestnego i czekałam na połączenie, jednocześnie wciągając na siebie ubrania. Odebrał za trzecim razem.
- Mel, mam spotkanie, nie mogę gadać. - powiedział cicho.
- Obawiam się, że w tym momencie żadne spotkanie nie jest ważniejsze od tego, że za niecałe pół godziny na lotnisku mamy powitać moich rodziców i Alexa. - prawie krzyknęłam do słuchawki, chcąc mieć pewność, że zrozumie każde słowo.
- Rozumiem. Wyjdź przed dom, będę za 15 minut. - powiedział zdecydowanym tonem i tym razem to ja zostałam rozłączona. Jak szybko zweryfikował swoje plany, niebywałe. Zbiegłam na dół i zajrzałam do lodówki. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że namawianie mężczyzny do tego, żeby nie robił zakupów na ostatnią chwilę, przyniosło efekty i lodówka jest pełna. A tak upierał się, że przecież w piątek na wieczór to załatwi. No co on by beze mnie zrobił. Pewna śmierć.
Korzystając z ostatnich kilku minut sprawdziłam czy w pokojach leży świeża pościel i ręczniki. Całe szczęście wszystko było przygotowane wczoraj. W końcu cały dom i nasze życie musiało wyglądać na nienaganne, zorganizowane i odpowiedzialne. Nieważne, że w rzeczywistości nie miało to nic wspólnego z prawdą. Liczyły się tylko pozory, a o nie jak wiadomo, też trzeba dbać. Poprawiałam poduszki, kiedy do góry poderwało mnie trąbnięcie, które mogłoby spokojnie wyrwać umarłego z grobu. Nie tracąc więcej czasu, pobiegłam do drzwi, jedynie w przelocie łapiąc małą torebkę, do której wcisnęłam telefon i portfel. Otworzyłam drzwi wejściowe i stanęłam jak wmurowana. Przed podjazdem stał wielki autokar, pełny piłkarzy, którzy wesoło machali do mnie przez okno. Zza otwartych drzwi wystawała głowa Johna.
- Nie zadawaj pytań, nie ma czasu! - rzucił tylko i niemal wciągnął mnie do środka pojazdu. Spojrzałam na niego pytająco, unosząc do góry jedną brew. - Byłem na spotkaniu w sprawie dalszej współpracy tych tam z moim hotelem, a to był jedyny transport jakim mogłem przyjechać.
- A oni? - zapytałam wskazując ruchem głowy na reprezentację Dumy Katalonii.
- Tak zwana sprzedaż wiązana. - odpowiedział, a ja się roześmiałam. Generalnie to nie było mi do śmiechu, ponieważ wszystko miało wypaść idealnie, a jak na razie to byliśmy spóźnieni na lotnisko, jadąc tam autokarem z bandą piłkarzy, w dodatku prosto po treningu. Już widzę miny rodziców, cudownie. Kierowca jechał tak szybko, że musiałam wbić paznokcie w fotel, żeby utrzymać się na siedzeniu. Jednak dotarliśmy na miejsce spóźnieni jedynie 10 minut. To i tak niezły wynik jak na fakt, że totalnie zapomnieliśmy o tym, że przyjeżdżają. Na lotnisko wbiegliśmy akurat, kiedy trzy bardzo dobrze znane mi postacie wyszły z pomieszczenia "Odbiór bagażu". Starając się wyrównać oddech podeszłam razem z Johnem do mojej rodziny.
- Marta. David. Alex, miło cię znowu widzieć - chrzestny uściskał ich po kolei, a ja zrobiłam to samo. Niczego nieświadomi rodzice wyszli z budynku wypatrując zapewne czegoś w rodzaju limuzyny. Biedni się zawiedli, kiedy skierowaliśmy ich do barcelońskiego autokaru. Za to Alex był naprawdę zachwycony.
- Zapraszam wszystkich na grilla! - w przypływie nabytej z nieznanych mi powodów euforii, krzyknął John kiedy jechaliśmy drogą w stronę centrum miasta, co piłkarze przyjęli ochoczymi oklaskami. Tak też się stało, autokar zamiast do hotelu, wrócił pod nasz dom. Ciężko jest opisać miny moich rodziców. Zapewne myśleli, że to po prostu jakiś żart na powitanie, jednak z każdą minutą rzeczywistość uświadamiała ich o tym, jak bardzo się mylą. W tym domu chyba jeszcze nigdy nie było tylu osób na raz. Był ogromny, ale teraz brakowało w nim miejsca, żeby swobodnie przejść. Neymar i Marc zadeklarowali się, że wniosą bagaże, a ja zaprowadziłam mamę do pokoju na górze. Tata natomiast stał widocznie zaaferowany rozmową z Luisem Enrique oraz Pique. Reszta zabrała się za rozstawianie nowego grilla, który John (podobno) kupił w bardzo okazyjnej cenie. Pokazałam rodzicielce, gdzie może odświeżyć się po podróży i wyszłam z pokoju na korytarz, gdzie czekał na mnie Ney.
- Myślisz, że tym razem mnie polubią? - zapytał, obejmując mnie w pasie, a ja jedynie uśmiechnęłam się do niego, wzruszając ramionami w odpowiedzi. Zeszliśmy na dół, gdzie panował istny chaos. Rozkładanie grilla okazało się trudniejsze niż wszyscy myśleli i wymagało pomocy aż 7 osób. Na całe szczęście tyle ochotników się znalazło i po pół godziny w końcu udało nam się okiełznać tą piekielną maszynę. Nawet nie chcę myśleć, co byłoby gdyby mój wspaniałomyślny chrzestny wpadł na taki pomysł na przykład wczoraj i musielibyśmy radzić sobie z tym zupełnie sami. Poszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki różne rodzaje mięsa oraz warzywa, które zręcznie zaczęłam kroić na sałatkę. Widok gromady nieporadnych piłkarzy, którzy tym razem próbowali rozstawić stoły, był naprawdę komiczny. Okno błyszczało nowością, w końcu zostało wprawione niecały tydzień temu. Co do ostatnich wydarzeń, ustaliliśmy z Johnem, że nic rodzicom nie powiemy, ponieważ było więcej niż pewne, że gdyby się dowiedzieli, odebraliby mu wszelkie prawa do opieki nade mną w Hiszpanii i kazaliby natychmiast wracać do Polski, bez możliwości powrotu. Straszne.
Na początku cała ta "integracyjna impreza" była dość sztywna i niezręczna. Widziałam jak moja mama lustruje wzrokiem maniery chłopaków, a oni absolutnie nie biorąc tego do siebie zachowywali się no cóż, zachowywali się tak jak zwykle. Rozluźnienie dopadło wszystkich wieczorem, kiedy to zawartość procentowa alkoholu we krwi podskoczyła praktycznie każdemu uczestnikowi tego przedstawienia. Moja mama siedziała i jakby nigdy nic gawędziła sobie z Iniestą, a mój ojciec, tak MÓJ OJCIEC grał w piłkę razem z Johnem, Alexem, Xavim, Gerardem, Sergiem i nieznanym mi wcześniej Munirem.
- Jak się czujesz? - Leo usiadł koło mnie na dużej, ogrodowej huśtawce. Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem.
- Jest okey. Powoli staram się przywrócić swojemu życiu dawną normę. O ile to normą można było kiedykolwiek nazwać. - zaśmiał się po moich słowach, wygodnie opierając się o poduszki za plecami.
- A co u ciebie? - zapytałam, jednak Argentyńczyk nie dostał możliwości odpowiedzi, ponieważ przed nami dosłownie wyrósł Neymar.
- Myślałem, że Marc chrzani, bo jest pijany, ale wy chyba rzeczywiście coś do siebie macie! - krzyknął, jednak pośród wszechobecnych krzyków i muzyki, nikt nie zwrócił na to uwagi. Brazylijczyk podniósł przyjaciela do góry. - Nie spodziewałem się po tobie, że będziesz robić mi takie rzeczy. - powiedział z przekąsem. - Spałaś z nim?! - ryknął na mnie, a ja uniosłam brwi do góry.
- Nawet z tobą nie spałam, debilu. Ja to nie ty. - odparłam, a na jego usta wkradł się niewyraźny grymas. Pomieszanie zmieszania ze skrajną wściekłością.
- Przyprawiacie mi rogi? Całowałeś ją Leo? - piłkarz spojrzał na Messiego zaciskając pięści.
- Całował. - odpowiedziałam za niego, a Brazylijczyk złapał przyjaciela za przód koszulki. Widząc co się dzieje, momentalnie wcisnęłam się pomiędzy nich, odpychając tym samym Neymara. Wyczułam od niego woń alkoholu. - Jeśli chcesz go uderzyć, najpierw uderz mnie. Na pewno będzie bolało mnie mniej niż wtedy, kiedy mnie zdradziłeś. - chłopak stanął wpatrując się we mnie zdezorientowanym wzrokiem. A ja stałam. Stałam i czekałam na jego ruch.
Przepraszam za poślizg, ale miałam wieczorem małe problemy z internetem. Pojawiał się rzadko i znikał wtedy, kiedy był najbardziej potrzebny. Zupełnie jak facet. Nie no taki feministyczny żart, na koniec, ale jest już późno więc wybaczcie brak poczucia humoru. :)
Co mogę powiedzieć, rozdział jak zwykle zostawiam Wam pod osąd. Mam nadzieję, że przeczytacie go z przyjemnością i zostawicie po sobie jakiś ślad. ;)
Nie przypuszczałam, że matury potrafią wyssać tyle energii z biednego małego człowieka. To powinno być zabronione przez prawo!
Patrząc na datę pragnę Wam wszystkim złożyć serdeczne życzenia na nadchodzące święta. Oby były spokojne, pełne miłej atmosfery, zadowalających prezentów uzupełniających miłą atmosferę i wszystkiego czego sobie w nie zamarzycie. Osobiście marzę o tym, że siedzę przy choince, obok okna, słuchając mojej ulubionej muzyki, patrząc na padający śnieg z kubkiem gorącej, truskawkowej herbaty w dłoniach. Ale to tylko moja utopijna wersja świąt, chociaż może będąca punktem wyjścia do Waszych wyobrażeń ;)
Do napisania, jeszcze w tym roku. <3
Super rozdział! Jejku, uderzy ją czy nie? :'( Nie mogę się już doczekać nowego!!
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt Kochana :*
/A.
Jeju, ale ja to wszystko przeżywam ;-; Najpierw płaczę, potem się śmieję i znowu smutna ;-; Te wahania nastrojów... Czekam z niecierpliwością na kolejny rodział <3 A tak przy okazji wesołych świąt :*
OdpowiedzUsuńNiee rób mi tego :c niech oni sie pogodzą i zapomną o tym wszystkim hah :) czekam na next ;) i wesołych świąt :**
OdpowiedzUsuńTo ona mu wybaczyla po tym zatrzymaniu Toma przez policję? Bo nie rozumiem:) czekam na next i wesołych Świąt:*
OdpowiedzUsuńMatko kochana co ty tu nawywijałaś ! :D
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że czytałam z wielką przyjemnością. Naprawdę miło było się w taki sposób oderwać od świątecznych obowiązków. :)
Fajnie by było jakby Ney z Melisą się pogodzili, ładna była przecież z nich para. Chociaż z drugiej strony ten Leo kusi, kusi...
Mam przeczucie, że nic się złego nie stanie, ale popraw mnie jeśli się mylę. Nowy rozdział był świetnym prezentem dla mnie od ciebie na święta.
Wesołych świąt, tyle mogę życzyć od siebie :*
/ Camille
O mamo, ile tu się dzieje :) Nie wiem jak ona mu tak szybko wybaczyła, ale nie na długo.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :D
O kurwaa...
OdpowiedzUsuńOna ma być z Neymarem, jak on się zachowuje skoro mu wszystko wytłumaczyła przed tym autem się w niego wtuliła to nich znów będą razem bo nie wytrzymam ich rozłąki.
Błagam cię.. miej serce i litość dla mnie nie chcem płakać.
Chyba że..nie nie nie żaden Leo tylko NEYMAR DA SILVA SANTOS JUNIOR
czekam na nexta nie mogąc się doczekan.
A ten rozdział nic dodać nic ując. Papa,,
Jejkuu...dziewczyno!! Jak ty to robisz twoje opowiadanie jest genialne przeczytałm już dużo opwiadań jednak żadne nie spodobało mi się tak jak twoje.Czasami żałuje, że oskryław twój blog bo jestem od niego uzależnina i po pięc razy dziennie patrze czy nie ma nowego rozdziału.Czasami też myśle, że fajnie bybyło gdybym tak "odkryła" twój blog w lutym wtedy miałabym więcej do czytania xD Dlaczego akurat teraz się skończył !! Ja na miejscu Melisy bym neymarowi nie wybaczyła i zrąbała go tak że by się nie pozbierał i uderzyła i to tak że by się nie pozbierał a i jeszcze teraz co powiedział na grilu. DEBIL melisa musi go zmienić i zrobi.ć, z niego dorosłego a nie dzieciaka któremu w głowie tylko imprezy i picie :D A i rozdział naprawde fajny według mnie jeden z najlepszych a i ten Tom mega mnie to zdiwiło.Życze wesołych i rodzinnych świąt i oczywiście weny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
jejku jak dawno mnie tu nie było :O przepraszam cię z całego serca, ale teraz już jestem i mogę nadrobić zaległości! Za chwilkę się do tego zabiorę, obiecuję:*
OdpowiedzUsuńRozdział jest fenomenalny! Końcówka trzyma w napięciu i nie wiem, czego się spodziewać w następnym rozdziale. Uderzy? Nie uderzy? BŁAGAM, TA DRUGA OPCJA<3
czekam na kolejny ♥♥
i przy okazji zapraszam do siebie na najnowszy rozdział. Może ci się spodoba;*
http://make-me-heart-attack.blogspot.com
Rozdział jest genialny! Jestem ciekawa czy zdajesz sobie sprawę z tego jak idealne jest wszystko co wychodzi spod twojej ręki. :)
OdpowiedzUsuńOsobiście lubię i Neymara i Messiego także ciężko mi się opowiedzieć po którejś ze stron. Co wybierzesz i tak pewnie będzie super.
Nie mogę się doczekać co stanie się dalej. :)
Wesołych świąt Zdolniacho :) :* - Karolina
Ajaja! Dopiero niedawno jakoś przypadkiem weszłam na tego bloga ;3 Sumiennie nadrobiłam wszystkie rozdziały i jestem pod WIELKIM wrażeniem! To opowiadanie to kawał dobrej roboty! ;> Masz ogromny talent Kochana i nie zmarnuj go! Bo wtedy Cię odnajdę i zmuszę do napisania jakiejś zniewalającej książki ;* A wracając do tego dzieła, które wciąż tworzysz : nie przestawaj, bo z każdym kolejnym rozdziałem akcja się cudownie rozwijała ;) Rozdziały są długie, co daje Ci kolejnego 'plusa' ode mnie ;* Bo naprawdę rzadko spotyka się takie blogi jak ten!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to jest jak każdy, czyli zniewalający i powalający na kolana! <3 Czekam z niecierpliwością na kolejny! ;3
No i oczywiście życzę Ci Wesołych Świąt i spełnienia nawet najskrytszych i może wręcz nie realnych marzeń! /Zuza
Rozdział powala :D W dobrym sensie oczywiście :3
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt :)
To tak ... Co do rozdzialu to cudnie <3 (jak zawsze) <3
OdpowiedzUsuńA co do świąt to chcialam Ci życzyć wszystkiego dobrego spełnienia marzeń i poprostu Merry Christmas :**
http://moje-zycie-moje-cierpienie.blogspot.com/2014/12/rozdzia-8-i-nie-usune-tego-zdjecia-na.html?m=1 --> liczę na komentarz. I zachęcam do przeczytania 😉😘
OdpowiedzUsuńhttp://vas-a-aprender-a-amarme.blogspot.com/2014/12/bohaterowie.html?m=1 --> zapraszam na nowego bloga o Marcu Bartrze w roli głównej. Bohaterowie już są a jutro pojawi się prolog. Liczę na komentarze przy bohaterach z waszej strony. Nikogo nie namawiam. Buziaczki :*
OdpowiedzUsuńSama to piszesz?! To jest świetne :)
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM DO MNIE NA KONKURS klik
To jest wprost GENIALNE! Nie potrafię tego opisać innymi słowami! Czekam z niecierpliwością na kolejną część i trzymam kciuki za Neya i Mel ❤ a dla Ciebie ogromne brawa za trud jaki wkładasz w to opowiadanie i widać,że piszesz go z serca. Jesteś cudowna! ��
OdpowiedzUsuńZnalazłam tego bloga akurat w święta i muszę Ci powiedzieć, że dzięki tobie naprawdę miło spędziłam dzień ;-)
OdpowiedzUsuńPiszesz tak lekko i przyjemnie, że wręcz pochłania się kolejne rozdziały i wciąż chce się więcej. Mam nadzieję że nigdy nie skończysz z pisaniem. Byłoby naprawdę szkoda zmarnować taki talent ;-)
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt, Marta.
Zajebiscie brak mi słów
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział <3
OdpowiedzUsuńKoffam twoje opowiadanie <3
Masz na prawdę wieeeelki talent :*
Jesteś wspaniała tak jak i twoje opowiadanko :* :*
Piszesz zajebiście po prostu mega c:
Wchodzę tu co dzień i sprawdzam czy czegoś nie dodałaś :))
Mam nadzieję że szybko pojawi się nowy rozdział c:
Weny życzę :*
Chciałabym zaprosić cię do mnie :* http://a-ja-i-tak-zawsze-bede-sie-usmiechac.blogspot.com/?m=1
Mam nadzieję że nie będziesz zła na mnie za sapm :*
http://vas-a-aprender-a-amarme.blogspot.com/2014/12/prolog_28.html?m=1 zapraszam na Prolog licze na komentarz :*
OdpowiedzUsuńProszę napisz kolejny roździał .Co do tego jest super tak jak wszystkie.Ney musi pogodzić się z Melisą niech ona mu wybaczy.Plissss napisz kolejny roździał .Nie trzymaj nas w niepewności :) Masz naprawdę talent ;) Czwkam zniecierpliwiona :)
OdpowiedzUsuńRodział jak zwykle genialny. Mam nadzieje, że sytuacja się jakoś wyjaśni
OdpowiedzUsuńRozdział super! Kiedy dalej?:) juz nie ma prawie 2tyg:(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pojawi się jutro, najdalej w poniedziałek :) Przepraszam, że tak długo musicie czekać, ale najpierw święta, teraz wyjazd, wróciłam dzisiaj także postaram się do tego szybko zabrać, żeby wszystko nadrobić :*
UsuńO której dzisiaj napiszesz kolejny roździał?
UsuńPrawdopodobnie dopiero późnym wieczorem, ponieważ mam korki i rozwala mi to całe popołudnie ;/
UsuńA dokładnie o której bo czekam zniecierpliwiona
UsuńWłaśnie wróciłam do domu, odpaliłam mój tajemniczy mysi sprzęt i zabieram się do pisania, także w okolicach północy i dalej dopiero przewiduje :( Mam nadzieję, że mimo wszystko Cię to nie zniechęci :*
Usuń