Na samym początku chcę wszystkich przeprosić za opóźnienia porównywalne niemal do naszego kochanego PKP, niestety często rzeczywistość weryfikuje górnolotne plany. Dzięki za cierpliwość
i zapraszam do lektury. :)
Przez kolejne dni czułam się jak uwięziona w klatce. Nigdy nie byłam sama. Do szkoły odwoził mnie John. Po szkole odbierał mnie któryś z piłkarzy, jeśli akurat miał wolne. Spałam w jednym dwupokojowym 'apartamencie' z Peggy. Cud, że do łazienki mogłam chodzić sama. Ciągle ktoś był obok mnie. Ciągle "ktoś" tylko nie Neymar. Zaraz po wyjściu ze szpitala przetransportowali go do specjalnego ośrodka rehabilitacyjnego, który w jakiś wspaniały i tajemniczy sposób miał przywrócić go natychmiastowo do formy. Dostałam od niego jedynie sms-a o treści
" Wrócę za kilka dni, nic się nie martw Słonko. Będziemy w kontakcie.". Po przeczytaniu miałam ochotę go zamordować, chociaż w obecnej sytuacji to niezbyt fortunne stwierdzenie. Oczywiście nikt nic mu nie powiedział o tym co działo się ostatnio w Barcelonie. Karmiłam wyrzuty sumienia mówiąc, że on nie powinien się teraz denerwować i skupić na powrocie do pełnej sprawności. Pośród całego tego zamętu starałam się skutecznie wyrzucić z głowy obraz Bruny siedzącej na krawędzi łóżka Brazylijczyka. Była osobą, której zupełnie się tam nie spodziewałam. Nie zwykłam raczej źle myśleć o innych, oczywiście poza tymi, którzy dali mi do tego powody., ale ona nie wyglądała mi na aż tak inteligentną, żeby wpaść na pomysł jak tu odzyskać piłkarza. Może ponownie się myliłam..
- Wszystko będzie okey, zobaczysz. - Pique obdarował mnie ciepłym uśmiechem, który niemrawo odwzajemniłam. Bardzo chciałam w to wierzyć, chociaż z dnia na dzień coraz trudniej mi to przychodziło. Zawsze byłam optymistką, a teraz? Boże, rzeczywistość mnie zniszczyła. Stałam się marudną, zamkniętą
w sobie, nieporadną dziewczynką, zamiast pewną siebie, przebojową młodą kobietką. Coś poszło nie tak.
Grzebałam leniwie łyżką w jogurcie rysując po jego powierzchni nieokreślone znaczki. Nie miałam apetytu, przez te kilka dni schudłam chyba 2 kilo, byłam blada i wyglądałam jakbym miała zaraz "się przekręcić", jak to zgrabnie ujął Marc przy śniadaniu. Ale jak człowiek może mieć apetyt wiedząc, że ktoś w każdej chwili może usunąć go sobie z drogi? Strach jaki odczuwałam po felernej imprezie narastał we mnie coraz bardziej i bardziej. Morderstwo to ostateczność, która zabija jakiekolwiek człowieczeństwo, później nie ma odwrotu. Nic nie jest w stanie cię zaskoczyć ani powstrzymać, bo w końcu nic gorszego już zrobić nie możesz. Ludzie bez skrupułów byli najgorszym gatunkiem jaki istniał. Nie posądzałam ich o posiadanie sumienia, więc nie mogłam się do niego odnieść. Ich właśnie bałam się najbardziej.
- Cześć mała. - z zamyślenia wyrwał mnie Leo, który wszedł do jadalni. Spojrzałam na Argentyńczyka, który zajął miejsce obok mnie. - Jakieś wieści od Neya? - zapytał odruchowo, jednak kiedy zobaczył moją minę od razu twarz mu stężała. - Przepraszam. - powiedział krzywiąc się lekko i delikatnie położył dłoń na moim ramieniu. Nie strąciłam jej, było mi wszystko jedno, a właściwie to nawet potrzebowałam pewnego rodzaju objawów jakiejkolwiek czułości z czyjejkolwiek strony. Odkąd ten koszmar się zaczął wszyscy traktowali mnie przedmiotowo. "Ktoś weźmie Mel, ktoś odstawi Mel.". Miałam ochotę krzyczeć. Wrzeszczeć tak, żeby tynk ze ścian poodpadał. Naprawdę.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęłam się blado i zanurzyłam usta w ciepłej kawie, która w tym momencie była ratunkiem dla nas obojga od niezręcznej konwersacji. Co do Neya, to się nie odzywał. Od dwóch dni, wymienił ze mną kilka wiadomości i na tym się skończyło. Coś we mnie pękło i nie wiedziałam dlaczego akurat tak się stało. Nic nie zapowiadało takiego kryzysu. A może to tylko ja go sobie wymyśliłam? Jak wszystko..?
- Ostatnio przebywasz chyba na innej planecie. - rzucił Gerard zatroskanym tonem, a reszta skrupulatnie mu przytaknęła.
- Gdzie podział się mój niezawodny partner od dryblingu? - zapytał z ciepłym uśmiechem Bartra, nachylając się bliżej stołu, tak aby zmniejszyć odległość między nami.
- Przecież Tello już z nami nie gra, o co ci chodzi Marc? - na krzesło obok obrońcy opadł Xavi, któremu oczy jeszcze błyszczały, zapewne po wczorajszym wieczorze, który spędził ze swoją ukochaną.
- Mówiłem o Melisie czubie. - odparł wyraźnie hamując śmiech, jednak zwrot nie został puszczony mimo uszu i młodszy piłkarz oberwał za niego w ramię.
- Macie dzisiaj trening? - zapytałam z nadzieją w głosie. Ooo tak, potrzebowałam rozrywki.
- Mel.. - usłyszałam cichy, ale zdecydowany głos Leo za uchem.
- No co? Przecież będzie was tam od cholery, nie będę sama, jeśli o to chodzi. - odparłam zirytowana, nie patrząc na chłopaka, któremu moja reakcja już drugi raz tego dnia zamknęła usta.
- O 18, jak zwykle. - powiedział Xavi wypijając resztę soku, który zostawił po sobie Gerard.
- Przyjdę wam poprzeszkadzać. - zakomunikowałam i od razu poczułam jak wraca do mnie dawna dziarskość.
- I to mi się podoba. - zaśmiał się Marc i mrugnął do mnie, opierając się wygodnie o oparcie krzesła. Leo już się nie odezwał, jedynie patrzył na mnie uważnym wzrokiem.
- Wiem, że mordujesz mnie telepatycznie, ale zdania nie zmienię. - szepnęłam do niego, pożegnałam się
z piłkarzami i poszłam do swojego pokoju. Właściwie to wymknęłam się zanim ktoś z zatroskanego "stadka" za mną pobiegł. Czułam się jak sierota. Teraz już wiem jak nieprzyjemne jest życie, na przykład takiego prezydenta.Wszędzie chodzi z masą ochroniarzy, nie ma za grosz prywatności. To chyba jeszcze gorsze od paparazzi, z którymi jeszcze jakoś da się dogadać. Jak zauważyłam, wystarczy pokazać, że się ma charakter i od razu zmieniają do ciebie nastawienie.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, otuliła mnie błoga cisza. Nareszcie. W pokoju nie było nikogo, Peggy
w pracy, John też, chłopaki na dole, mój chłopak, Bóg wie gdzie. Opadłam na wielkie, wygodne łóżko, stojące na środku pokoju. Przymknęłam oczy, dając swoim mięśniom upragnione rozluźnienie. Minęło zaledwie kilka miesięcy odkąd pierwszy raz postawiłam stopę w Barcelonie, a jednak od tego czasu zmieniło się praktycznie wszystko. Dawna Melisa zniknęłam, umarła, odeszła na zawsze. Jednak nie byłam pewna, czy podobał mi się taki stan rzeczy. Podniosłam telefon zawieszając go nad twarzą. Wybrałam numer Neya. jeden sygnał. Drugi sygnał. Trzeci, czwarty, piąty... Zostaw wiadomość. Jeszcze jedna próba i to samo zakończenie. Zrezygnowana rzuciłam komórką w poduszki. Co on wyprawia? Czy mu się od tego wypadku poprzestawiało w głowie? Jak mógł tak z dnia na dzień stać się taki obojętny w stosunku do mojej osoby..? Nie pojmuję tego. Z letargu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Poderwałam się jak szalona z nadzieją, że to Brazylijczyk, jednak na wyświetlaczu zobaczyłam uśmiechniętą buzię mojego brata. Lekko zawiedziona odebrałam.
- Cześć Alex - rzuciłam, starając się aby mój głos wypadł przyjaźnie i naturalnie. Już to widzę swoją drogą, jak mi to wyszło.
- Dobrze, że żyjesz. - odparł głosem, który wskazywał na niemałe rozczarowanie. I szczerze mówiąc, miał ku temu powody. Nie dawałam znaku życia przez ostatni miesiąc i chyba lepiej byłoby dla mnie naprawdę nie żyć. Przynajmniej wtedy nie musiałabym się mierzyć z taką ilością zawodu na jeden raz. Brawo Mel, odwagę to ty masz na poziomie tchórzofretki. Naprawdę, brawo.
- Żyję, wszystko okey, tylko trochę zapracowana byłam. Nowa szkoła i takie tam, ale lepiej opowiadaj co
u ciebie. - szybko zmieniłam temat wpatrując się w sufit. Gdzieś po mojej głowie tłukła się nieznośna myśl
o tym, że zajmuję linię. A co jeśli akurat teraz Ney próbuje się do mnie dodzwonić? Szybko jednak odrzuciłam od siebie te uporczywe myśli. Miał w końcu tyle czasu, żeby dzwonić i tego nie zrobił, dlaczego miałby zrobić to akurat teraz. Oczywiście w grę wchodziła zwykła złośliwość losu, ale na to już nie miałam wpływu. Upodlona myślami, podczas rozmowy z bratem, z którym w końcu się "trochę" nie widziałam, starałam się skupić na tym co mówi.
- ..... i wtedy kopnąłem piłkę tak jak pokazywał mi Leo i wygraliśmy! - kiedy się otrząsnęłam Alex właśnie kończył opowiadać, zapewne o jakimś meczu. No tak..! W tym tygodniu miał zawody w piłkę, a ja wyrodna siostra o tym zapomniałam..
- To naprawdę extra, jestem z Ciebie dumna młody. - powiedziałam szybko, próbując uciszyć wyrzuty sumienia, które gryzły mnie, szeptając, że akurat w momencie, kiedy mój młodszy brat opowiadał mi
o czymś cholernie dla niego ważnym, ja bujałam w obłokach. Chociaż stwierdzenie "bujałam w obłokach" to chyba zbyt dużo powiedziane. Patrząc na to, o czym myślałam, to prędzej w odmętach piekielnych. - Przekaże chłopakom, na pewno się ucieszą, że cię tak dobrze przeszkolili. - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Chciałbym zobaczyć minę Neymara, kiedy mu to powiesz. - usłyszałam śmiech w słuchawce.
- Uwierz mi, że ja też. - powiedziałam powoli, krzywiąc się lekko. - A co u rodziców? - zdziwiona własnym pytaniem, czekałam na jego odpowiedź. Szczerze to tęskniłam trochę za mamą i tatą, bądź co bądź byli moimi rodzicami i kochałam ich mimo wszystko. Jacy by nie byli.
- Dobrze, że mi przypomniałaś! - usłyszałam klaśnięcie, zapewne jego dłoni w zderzeniu z czołem - Przebąkiwali coś ostatnio o tym, że chcieliby do ciebie przyjechać. - cisza była jedyną odpowiedzią jaką usłyszał. Nie wierzyłam w to co mówił, jednak wiedziałam, że w takiej sprawie by nie kłamał.
- Jak to przyjechać? - zapytałam, kiedy opuścił mnie pierwszy szok.
- No wiesz, trochę skruszeli jak cię nie było. Nie brali cię na poważnie, dopóki się nie wyprowadziłaś na stałe do Hiszpanii. Teraz pojęli, że nie żartowałaś. - słuchałam, kiwając wolno głową. Przypuszczałam, że moja decyzja może stanowić dla nich niemały wstrząs, w sumie nawet dla mnie nim była, ale myślałam, że tylko w teorii. Nie śmiałam nawet myśleć o tym, że będą chcieli jakoś utrzymywać ze mną kontakt. Po tym jak musieli świecić oczami przed rodziną i sąsiadami, bo ich córka "rozbiła" związek gwiazdy piłki nożnej, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
- Mówili dokładnie kiedy chcieliby się tu pojawić? - zapytałam ostrożnie wiedząc, że ta informacja będzie mi niezbędna do uporządkowania spraw, które ostatnio zaprzątały mi głowę. Rodzice kategorycznie nie mogli się o nich dowiedzieć.
- W następnym tygodniu. - moje oczy rozszerzyły się do maksymalnej wielkości. Miałam tylko kilka dni na ogarnięcie sajgonu, który tu powstał. Kolejne awykonalne zadanie na mojej drodze.
- Przekaże Johnowi, a ty mam nadzieję, że przyjeżdżasz z nimi? - kolejne, tym razem kontrolne pytanie padło z moich ust.
- Oczywiście, nie przepuściłbym takiej okazji, żeby zobaczyć się z moją ulubioną siostrą. - modliłam się
o taką odpowiedź, więc odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że Alex pomoże mi w ewentualnej kryzysowej sytuacji, tak zakręcić rodzicami, żeby niczego się nie domyślili. W końcu płynęła w nas ta sama krew,
w której od dziecka mozolnie rozwijało się krętactwo i umiejętność radzenia sobie samodzielnie lub
w ewentualnym duecie.
- Muszę kończyć, daj znać jak będziesz już wiedział coś konkretnego. Trzymaj się młody. - powiedziałam patrząc na zegarek, który pokazywał godzinę 15. Zostało mi akurat wystarczająco dużo czasu na kąpiel, spakowanie torby na trening i szybki bieg na dół, żeby pojechać z piłkarzami, a nie wydawać znowu pieniądze na taksówkę.
Strumień przyjemnej wody obmywał moje ciało, a ja starałam się odpłynąć. Zapomnieć chociaż na chwilę
o wszystkim, co ostatnio spędzało mi sen z powiek. Po pół godzinie zakręciłam wodę i wyszłam na zewnątrz kabiny, owinięta w puchaty ręcznik. Przetarłam zaparowane lustro dłonią i spojrzałam na swoje odbicie. Fioletowe podkowy pod oczami zdecydowanie nie dodawały mi uroku, jednak od czego są kosmetyki? Bogu dzięki, że ktoś je wynalazł, zapewne gdyby nie one, populacja ziemska już dawno by wymarła. Spróbowałam uśmiechnąć się do samej siebie, jednak to, co zobaczyłam było jedynie niewyraźnym grymasem. Przemyłam twarz wodą, po czym resztką chlapnęłam w taflę szkła przede mną i opuściłam łazienkę. Wciągnęłam na siebie ubrania i rozpuściłam włosy. Czy mając 18 lat można się postarzeć? Bo ja mam nieodparte wrażenie, że postarzałam się o jakieś 20 lat. W zupełnie nieatrakcyjnym humorze zeszłam na dół i usiadłam na jednej z wygodnych sof w hotelowym lobby. Na gromadę piłkarzy czekałam około 20 minut, a droga na Camp Nou minęła jeszcze szybciej niż oczekiwanie.
Pamiętam dobrze ten moment, kiedy kiedyś moje stopy po raz pierwszy dotknęły murawy. Po tak długiej przerwie uczucie, które mi towarzyszyło, gdy weszłam z Barceloną na boisko było porównywalne. Czułam jakbym niemal unosiła się metr nad ziemią, żeby nie splugawić starannie przyciętej trawy. Kiedy dostałam piłkę, byłam tak wyposzczona, że nie było możliwości, żeby mi ją odebrać. Reszta chłopaków musiała się naprawdę namęczyć, żeby móc się wykazać w meczu, jaki zawsze rozgrywali po ponad połowie treningu. Biegałam tak szybko jak chyba jeszcze nigdy, adrenalina buzowała mi w żyłach. Akcja podbramkowa, gol. Bartra, Xavi, Pique szybkie podanie, druga bramka moja. Głośny gwizdek oznajmij krótką przerwę.
- Dzisiaj naprawdę dajesz czadu mała. - Marc poklepał mnie po plecach, zbiegając z boiska. Poczułam jak odrywam się od ziemi.
- Trzeba cię unicestwić, bo nie dasz nam grać. Wychodzi na to, że dziewczyna gra lepiej od nas, a to nie może wyjść poza te mury. - Gerard zaśmiał się przerzucając mnie przez ramię. Mój śmiech poniósł się echem po stadionie, ale w ogóle się tym nie przejmowałam. Poczułam się beztrosko, tak jakby zupełnie żadne problemy nie istniały ani tu, ani poza murami stadionu. Posadził mnie na ławce i ukłonił się przede mną, a ja skinęłam mu głową, po czym obydwoje wybuchnęliśmy donośnym śmiechem.
- Pique nie wiem czy ci będzie tak do śmiechu, jak pokażę ci twoje ostatnie wyniki, weź się do roboty. - rzucił trener, ale piłkarz zupełnie się tym nie przejął, ponieważ każdy z nas wiedział, że jego wydajność na boisku ostatnio znacznie wzrosła. Zapewne perspektywa drugiego tacierzyństwa go tak uskrzydla. Generalnie nie wyobrażałam sobie Gerarda jako przykładnego tatusia z gazetą i w kapciach, z kubkiem kawy przed telewizorem. Nieeeee, to zupełnie nie w jego stylu, on był na to nazbyt pokręcony.
- Mel, chyba musisz częściej wpadać na treningi, bo dawno nie widziałem, żeby tak biegali - Luis mrugnął do mnie, a ja obdarowałam go niewinnym uśmiechem.
- Instynkt się w nich budzi. - powiedziałam poważnym głosem.
- Chyba godowy. - odparł mężczyzna, a kilkoro piłkarzy parsknęło śmiechem. Druga połowa minęła
w takiej samej atmosferze. Nieco odpuściłam sobie szaleństwa, zważając na to, że jutro musiałam wstać
i normalnie funkcjonować, a po tak długiej przerwie czekały mnie bolesne zakwasy. Dobrze, że zdecydowałam się na dzisiejszą grę, bo jeszcze trochę siedzenia nad książkami i kazaliby mi płacić podatek od nieruchomości. Po treningu wszyscy przeszliśmy przez standardowy już rytuał, czyli marudzenie (na kolejkę do kabin), prysznic, marudzenie (na "Już się rozebrałem i nie chce mi się drugi raz ubierać"), ubieranie, marudzenie (na to, że trzeba czekać na resztę, żeby razem wrócić do hotelu) i powrót. Ja na całe szczęście zawsze miałam o jedno marudzenie mniej, bo w szatni dla dziewczyn byłam zupełnie sama, więc
o żadnej kolejce pod prysznic nie było mowy. Właśnie dzięki temu to zawsze ja pierwsza czekałam, na piłkarzy w holu aż się wyszykują do powrotu. Mieli za zadanie tylko przejść ze stadionu do autokaru i
z autokaru do hotelu, co stanowiło w sumie niecałe 20 metrów i i tak w większości wychodzili zupełnie nieogarnięci, ale siedzieli w szatniach tyle, jakby co najmniej wybierali się po Złotego Buta. Usiadłam jak zwykle na wygodnych siedzeniach pod ścianą i zaczęłam bawić się swoimi palcami. Nagle zza ściany dobiegł mnie głośny, dziewczęcy chichot, co mnie zaintrygowało, ponieważ zazwyczaj spotykałam tu tylko starego portiera, który siedział w swoim kantorku układając pasjansa. Przysunęłam się nieco bliżej przejścia, tak aby cokolwiek usłyszeć. Wiem, wiem, że podsłuchiwanie jest złe i niegrzeczne, dlatego nigdy tego nie róbcie. Nie no żartuje, ciocia Mel zda się na wasze sumienie, a w zgodzie lub niezgodzie ze swoim, postanowiłam posłuchać.
- Zawsze uważałam, że jest przystojny, a te zdjęcia tylko potwierdzają moją opinię. - usłyszałam słodki, rozemocjonowany głosik.
- Daj spokój, chciałabym być na miejscu tej dziewczyny. - odpowiedziała zapewne druga z rozmówczyń. - Jest piekielnie przystojny, mówię ci, za każdym razem jak się tędy przewija, serce wali mi jak oszalałe. - dodała, a moja ciekawość wzrosła jeszcze bardziej. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale jeśli tam trafię, to przynajmniej pozabawiam resztę rozmową.
- Ciekawe czy jest jeszcze z tą.... no jak jej było.. - rozmowa toczyła się dalej, a moje uszy wydłużały się niczym u Inspektora Gażeta.
- Madison? Monica? Nie, Melisa! Miała na imię Melisa. - wykrzyknęła druga, a mi serce prawie stanęło. Mówiły o mnie, a jeśli mówiły o mnie, to piłkarzem od którego topniały im nogi i nie tylko nogi, był Neymar. Mój Neymar. Jeszcze mój.
- Ale to przecież nie ona, tam na zdjęciu to Bruna. - ręce mi drżały. O jakich zdjęciach one mówiły? Spokojnie, Mel, może to jakieś starocie wyszperane w internecie. Dawno i nieprawda, rozdział zamknięty.
- Widocznie chłopak wrócił po rozum do głowy, porównał i jednak wrócił do ślicznotki. - to, co usłyszałam było jak siarczysty policzek w twarz. Smutek pomieszany z irytacją zalewał całe moje ciało, które poderwał do góry. Wypadłam zza rogu, tym samym powodując niezręczną ciszę w pomieszczeniu. Młode Hiszpanki wpatrywały się we mnie jak w ducha, a zmieszanie wymalowane na ich twarzach było jednoznaczne
i niepodważalne. Jednak ich obecne samopoczucie nie było tym, co przyciągnęło moją uwagę. W oku mojego wewnętrznego cyklonu znalazł się monitor komputera, na którym widniały zdjęcia Neymara i Bruny w dość niepozostawiających złudzeń pozach. On w rozpiętej koszuli, obejmował ją, całował w szyję. Ona piękna jak bogini, wpatrzona w niego jak w obrazek, z rozwianymi włosami okalającymi ramiona.
Czułam jakby lawina właśnie spadała mi na moją biedną, udręczoną głowę. Teraz byłam tego pewna. Zdradził mnie. Wrócił do Bruny, a ze mną chciał się tylko zabawić. Kilka miesięcy poświęcić Kopciuszkowi takiemu jak ja, a później wrócić do prawdziwej księżniczki. Upokorzenie jakie czułam było chyba silniejsze od wszystkich innych uczuć, które właśnie w tym momencie we mnie szalały. Nie czekając na niczyją reakcję opuściłam budynek i ruszyłam przed siebie. Było ciemno, a jedyne światło padało z przydrożnych lamp. Miałam to gdzieś. Cały świat miałam gdzieś. Naciągnęłam na głowę kaptur i wcisnęłam dłonie
w kieszenie bluzy. Nie uroniłam ani łzy, to co działo się ze mną w środku było o wiele gorsze niż płacz. Czułam jak kamienieje, jak staje się zimna i obojętna, a duma przejmuje dowodzenie nad moim ciałem. Straciłam zupełnie poczucie czasu i otoczenia. Szłam przed siebie, przecinając kolejne uliczki i skrzyżowania. W końcu adrenalina zaczęła opuszczać moje ciało, a na jej miejsce wkradła się bezsilność i zmęczenie po wcześniejszym wysiłku, doprawionym energicznym marszem. Rozejrzałam się wokoło i uświadomiłam sobie, że zupełnie nie wiem gdzie jestem. Miejsce, które mnie otaczało w ogóle nie przypominało Barcelony, którą już zdołałam poznać. W tym rejonie miasta jeszcze nie byłam, ono wyglądało zupełnie jak z innego świata. Wysokie jednokolorowe, obdrapane miejscami bloki, poprzepalane latarnie, przepełnione kontenery na śmieci i rzadki ruch na ulicach. Prawdziwa ciemna strona Barcelony właśnie powitała mnie w swoich skromnych progach. Pierwszym uczuciem jakie mnie ogarnęło, było przerażenie, jednak szybko się go pozbyłam, przypominając sobie dlaczego się tu znalazłam. Było to najgłupszą rzeczą jaką mogłam zrobić, zważając na ostatnie wydarzenia, ale emocje brały górę. Odpaliłam papierosa i oparłam się o ścianę jednego z budynków, mocno zaciągając się dymem. Ostatnio dokarmiam raka częściej niż swoje sumienie, tragedia. W kieszeni zabrzęczały mi drobne, spojrzałam na jeden z niezbyt zachęcających wyglądem sklepów. Weszłam wolnym krokiem do środka i wybrałam z półki butelkę średniej jakości wina. Nie było to wino, jakie kupował John, ale też nie najtańszy "sikacz", bo aż tak zdesperowana nie byłam. Sprzedawczyni wyglądała, jakby jej było naprawdę wszystko jedno kim jestem, ile mam lat i w jakich celach zakupuje u niej alkohol. Znieczulica społeczna jednak istnieje i ma się dobrze w każdym zakątku na ziemi. Niedaleko sklepu ciągnął się kamienny, niezbyt wysoki i miejscami ukruszony mur. Położyłam na nim torbę, po czym sama się na niego wspięłam. Odkorkowałam butelkę kluczami od domu i upiłam łyk, delektując się jednocześnie słodkim i kwaśnym smakiem wina. Zadarłam głowę i popatrzyłam na bezchmurne niebo, upstrzone gwiazdami. Jakie to romantyczne, noc, gwiazdy, wino, tylko ukochanego brak. Zaśmiałam się gorzko kręcąc głową. Kolejny łyk nie był taki zły jak pierwszy, nawet się nie skrzywiłam. Rozgoryczona nie czułam zagrożenia. Na ulicach było pusto, a ja właśnie czułam jak pęka mi serce. Roztrzaskuje się na milion drobnych kawałków, a każdy z nich jest osobną zadrą, odłamkiem, który trzeba będzie boleśnie usunąć.
- Mam nadzieję, że gdziekolwiek teraz jesteś, patrzysz teraz w te gwiazdy, skurczysynu. Że myślisz o mnie cały czas, kiedy jesteś z nią, kiedy jesteś sam, że nie daje ci spać, a moja twarz śni ci się po nocach,
a rankiem sprawia, że boisz się zasnąć... - wyszeptałam popijając wino i "przegryzając" papierosem. Jak mogłam tak się złachmanić przez chłopaka? Nigdy bym nie przypuszczała, że mnie to spotka. Często patrzyłam jak inni ludzie tak właśnie reagują na złe wieści, wydawało mi się to wtedy nazbyt teatralne, przesadzone, ale teraz widzę, że to po prostu jedyna ucieczka w jaką można uciec od targających tobą uczuć. Telefon zawibrował mi w kieszeni. Oho 22 na zegarze, ktoś się stęsknił. Leo.
- Mel, gdzie ty do cholery jesteś?! Jesteś niepoważna! - krzyczał do słuchawki, a ja tylko otwierałam
i zamykałam usta niczym mała rybka. Nigdy na mnie nie krzyczał. Procenty szumiące mi w głowie, na moment się uspokoiły wyczuwając niezbyt korzystną sytuację. - Szukamy cię od dobrej godziny, próbuje dzwonić, co ty sobie wyobrażasz?! - krzyczał i krzyczał chyba z tysiąc lat, a tego krzyku zdawało się nie być końca.
-Leo, ja nie wiem gdzie jestem. - starałam się odpowiedzieć jak najbardziej składnie, jak tylko w tym stanie potrafiłam.
- Jak to nie wiesz! - ryknął znowu, a ja aż podskoczyłam, mało nie wypuszczając telefonu z dłoni.
- Nie wiem.. - wymamrotałam. - Szłam po prostu przed siebie, później się zatrzymałam i jestem.
- Piłaś coś? - zapytał, a ja mogłam sobie niemal namacalnie wyobrazić jego pulsującą skroń. - Nieważne, opisz co widzisz. - zażądał stanowczym głosem, a ja posłusznie starałam się wykonać jego polecenie. Było to o tyle trudne, że mój niemrawy opis nijak mu pomógł mu w mojej lokalizacji.
- Ej, wiem gdzie to jest. - usłyszałam inny głos w słuchawce.
- Mel, posłuchaj mnie teraz. - zaczął spokojnie, czym zbił mnie nieco z tropu. Dopiero wrzeszczał jak opętany, a teraz jest opanowany i miły? Coś mi tu nie gra. Ostatnio w ogóle dużo rzeczy mi nie grało, szczególnie ze sobą, ale ta akurat była w tym momencie numerem jeden na mojej liście Top 10. - Nigdzie się nie ruszaj, siedź, stój, leż tam gdzie jesteś. Już jedziemy, czekaj na nas. - powiedział i się rozłączył. Jednymi słowy mam przerąbane. Zgasiłam peta i mocując się z saszetką wzięłam do ust dwa listki gumy. Musiałabym ich chyba zjeść z 50, żeby zabić posmak używek, ale obawiałam się, że mój żołądek zostanie aż za bardzo pobudzony taką dawką mięty i zacznie mi zaraz tańczyć prawdziwą salsę z powietrznymi ewolucjami. Postanowiłam doprowadzić się do względnego porządku zanim pojawi się tu na maksa wnerwiony Messi. Chciałam złagodzić nieco jego nerwy, pokazując mu, że przecież nic mi nie jest i świetnie się czuję. To, że byłam w jednym kawałku, było jakimś argumentem. Nie wiem na ile dobrym i skutecznym, ale zawsze jakimś. Starłam trzęsącymi się dłońmi resztki kreski spod oczu, którą zresztą z piekielną dokładnością rysowałam po treningu, poprawiłam włosy i niesforną grzywkę opadającą mi na pół twarzy. Gdzieś po drodze musiałam zgubić wsuwkę, która zazwyczaj pomagała mi żyć i nie zwariować z moimi włosami. Siedziałam i czekałam, machając nogami . Myślałam, że trochę procentów wprowadzonych do krwi poprawi mi samopoczucie i pozwoli zapomnieć o widoku Neymara z Bruną, jednak chyba nigdy nie myliłam się bardziej. Było jeszcze gorzej. Moje myśli galopowały jak oszalałe zdecydowanie w złą stronę.
- Cześć maleńka, zgubiłaś się? - podszedł do mnie na oko 20 letni chłopak z typową hiszpańską urodą.
- Nie, świetnie się bawię i orientuje, tylko robię sobie postój. - odparłam nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Mogę ci zagospodarować czas postoju. - odpowiedział z uśmiechem na ustach i delikatnie dotknął mojej ręki. Po moim ciele przebiegły zimne dreszcze.
- Wolę samotność. - powiedziałam zdecydowanie, jednak w głowie przeklinałam coraz bardziej swoją głupotę. Wiedziałam, że nawet jeśli wstanę, daleko nie ujdę, nie mówiąc o biegu. Taka ilość zmęczenia pomieszana z jakimkolwiek alkoholem wróżyła jedynie bardzo szybki "odlot". Dłoń chłopaka teraz już dość zdecydowanie trzymała moją bezbronną dłoń w swojej dużej ręce. Wiem co teraz pomyślicie, jak ta Melisa może być taką bezmyślną idiotką? Jest żałosna, dziecinna i totalnie pokręcona. Wiem co pomyślicie, bo sama w tym momencie tak o sobie myślałam.
- Odejdź od niej natychmiast! - usłyszałam znany mi głos Argentyńczyka. Odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam, że teraz już zupełnie nic mi nie grozi. Uratowana! Tu rzeczywiście potwierdza się teza, że mam więcej szczęścia niż rozumu.
- Koleś, nie słyszałeś co powiedział? - zza pleców Messiego wyłonił się Marc z zaciśniętą szczęką do granic możliwości. Chłopak widząc, że nie ma szans, uniósł ręce do góry i wzruszając ramionami odszedł, zapewne w poszukiwaniu innej potencjalnej "chętnej".
- Co ci strzeliło do głowy?! - Leo znów zaczął krzyczeć, tym razem tak niespodziewanie, że rzeczywiście zsunęłabym się z muru, gdyby nie Marc, który złapał mnie w odpowiednim momencie, pomagając mi stanąc na ziemi.
- I tak nie zrozumiesz. - powiedziałam dobitnie. Udawałam hardą i odważną, patrząc mu w oczy, jednak
w środku byłam przerażona tą sytuacją i swoją głupotą.
- Masz rację, że nie zrozumiem, od tygodnia chuchamy na ciebie i dmuchamy, żeby nic ci się nie stało, bo chciałbym ci przypomnieć, że dostajesz dość poważne groźby, dotyczące długości twojego życia, a ty tak po prostu idziesz sama, po ciemku, nie wiadomo gdzie, po co, dlaczego, upijasz się i wystawiasz na cel! Nie rozumiem dlaczego podajesz się nieszczęściu na tacy, to było jak próba samobójcza! - irytował się, przeczesując co jakiś czas dłonią włosy.
- Leo nie krzycz na nią teraz, wracamy. Powrzeszczysz sobie w hotelu, tylko tak, żeby innych nie obudzić. - oo tak Barta, jedyny, który mnie rozumie. Wiedziałam, że mi się należy, powinien na mnie krzyczeć jeszcze bardzo bardzo długo, ale w głowie mi szumiało i czułam jak powoli tracę kontakt z rzeczywistością. Piłkarze pomogli mi dojść do samochodu i ulokowali mnie na tylnym siedzeniu. Spałam na ramieniu Marca,
a właściwie udawałam, że śpię, żeby nie dawać Leo kolejnej okazji do krzyku. Najgorsze było w tym to, że miał w pełni rację. Nic mnie nie usprawiedliwiało, nawet takie świństwo, jakie zgotował mi Neymar. Właśnie, mój kochany Neymar, nawet nie wie, co ostatnio się ze mną dzieje. Zresztą już pewnie i tak go to nie obchodzi.
Do hotelu dojechaliśmy w nieco ponad 20 minut, ponieważ wściekły Messi jechał tak szybko, że nawet nie chciałam patrzeć za okno na rozmazującą się ostrość mijanych obiektów. Uporczywie wpatrywałam się za to w zmieniające się cyferki na elektronicznym zegarze. Auto zaparkował przed hotelem, dając portierowi kluczyki. Na szczęście jeden z chłopaków poprosił, aby nie zamykali bramy dopóki nie wrócimy. Nie wiem który to, ale Bóg mu w dzieciach wynagrodzi, bo nie zniosłabym kolejnej wspinaczki po płotach i drzewach, tak jak kiedyś z Brazylijczykiem.
"Winda nieczynna", ten oto napis powitał nas na końcu korytarza.
- Marc, weź torbę z rzeczami. - powiedział Argentyńczyk, a sam porwał mnie na ręce. - Trzymaj się mocno. - polecił i pierwszy raz tego wieczora przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. Schody zdawały się nie mieć końca, a każdy zakręt przyprawiał mnie o zawroty głowy. Trzymałam się mocno chłopaka, a właściwie to zdawało mi się, że mocno. Nie chciałam go w końcu udusić, ale chyba straciłam czucie. Bartra otworzył kluczem drzwi i położył za nimi torbę.
- Trzymaj się mała, do jutra. - rzucił i obdarował mnie uśmiechem, odwzajemniłam go niemrawo i już po chwili zniknęłam razem z piłkarzem w pokoju. Zostałam dotransportowana do samego łóżka, które ochoczo przywitałam. Kiedy usiadłam na miękkiej pościeli poczułam, że choćby nie wiem co się działo, nie zdołam już z niego wstać. Peggy spała w pokoju obok i było to kolejną nagrodą od losu, że chociaż ona nie będzie dzisiaj lamentować nad moją bezmyślnością. Nienawidziłam być w centrum uwagi, a w szczególności, gdy działo się coś złego.
- Czemu to zrobiłaś? - usłyszałam ciche pytanie. Popatrzyłam w oczy chłopaka, który teraz siedział naprzeciwko mnie. Zamilkłam. Nie wiedziałam jak dobrać słowa, nie dało się opisać tego co czułam.
- Neymar zdradził mnie z Bruną. - wyrzuciłam z siebie jednym tchem i od razu, gdy sobie o tym przypomniałam zebrało mi się na wymioty. Nawet w ciemności widziałam zaskoczony wyraz twarzy Messiego. - W dniu tamtej imprezy byłam u niego w szpitalu i ona już tam była, to dlatego później tam poszłam. Później on od razu wyjechał na niby "rehabilitacje", żeby szybciej wrócić do gry, ale nawet się
z nim nie widziałam. Wysłał tylko jednego, marnego sms-a. Przez ten tydzień, kiedy leżał w szpitalu, był obrażony na cały świat, ja codziennie do niego przychodziłam i z uśmiechem znosiłam jego fochy, a on tak mi się odpłaca?! Niewdzięczny kretyn! Wyjechał razem z tą swoją modelką, a mnie potraktował jak jakąś najgorszą. Przez całe życie czułam się jak Kopciuszek, niewidzialny, nierozumiany, oderwany od rzeczywistości, ale nigdy nie czułam się jeszcze gorsza. Aż do teraz. - wpadłam w słowotok. Nie wiem czy był to pijacki słowotok, czy po prostu wreszcie dodało mi to odwagi i rozwiązało język, żeby powiedzieć, co tak naprawdę mnie dręczy od wielu dni. Widziałam, że Argentyńczyk jest totalnie zszokowany obrotem spraw i wszystkie jego argumenty i pretensje nagle legły w gruzach. - Wiem, że zrobiłam głupotę, że mogłam nawet zginąć, ale uwierz, że było mi bardzo wszystko jedno. Przepraszam. - dodałam, a on nie wiedząc co odpowiedzieć mocno mnie do siebie przytulił. Uderzył mnie zapach jego mocnych perfum, jednak się nie odsunęłam, ponieważ przyjemnie pieścił moje nozdrza.
- Nie wiem co powiedzieć. Nic nie wiedziałem, przysięgam. - wyszeptał muskając ustami moje włosy na czubku głowy. Miałam deja vu.
- W takich momentach naprawdę żałuję, że tu przyjechałam. Może rzeczywiście powinnam zniknąć, tak byłoby najlepiej.. - wyrzuciłam z siebie tę myśl. Rozważałam ją ostatnio naprawdę bardzo często, jednak szybko z niej rezygnowałam, rugając się za próbę tchórzowskiej ucieczki od problemów.
- Zostawiłabyś nas wszystkich? Johna, Peggy, mnie, chłopaków, Neya? - zapytał brunet łagodnym głosem.
- On mnie już nie kocha. Wątpię, że kiedykolwiek tak było. - powiedziałam z goryczą w głosie. Chciałam pokręcić głową, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu, czując przeszywający ból w głowie. Byłam wyczulona na każdy dźwięk, a uderzał on w moją głowę z siłą grzmotu.
- Nie mów tak, nie wiesz tego przecież. To niemożliwe. - powiedział piłkarz mimo, że chyba sam miał świadomość, że ten "argument" był inwalidą, patrząc na obecną sytuację.
- A ty byś mnie kochał..? - podniosłam głowę do góry i utkwiłam wzrok w jego czekoladowych oczach, w których już dawno nie było ani śladu złości. Wygiął wąskie wargi w delikatnym uśmiechu.
- Gdybym poznał cię w innych okolicznościach i trochę wcześniej, to pewnie tak. - powiedział spokojnym głosem. Ja nie myśląc wiele, a z perspektywy czasu to wcale nie myśląc, przybliżyłam się do niego
i odcisnęłam na jego zdziwionych ustach pocałunek. Z początku nieśmiały i delikatny, zmienił się w nieco śmielszy, napędzany chęcią spróbowania jego ust. Piłkarz odwzajemnił ten akt. Jego wargi były miękkie, jak gdyby stworzone do tej czynności. Palcami błądziłam po jego włosach i policzku, a dwudniowy zarost przyjemnie drażnił okolice moich ust. Nagle się odsunął. - Przestań Mel, jutro się obudzisz i będziesz tego żałować.- zmarszczyłam brwi, intensywnie się w niego wpatrując. Ja już nie miałam chłopaka, nikogo nie zdradzałam, nie miałam czego żałować. On zdawał się przekreślić mnie już dawno, ja jego dopiero dziś, ale to jedynie różnica czasu, a nie faktu. Chociaż niechętnie muszę przyznać, że było w tym trochę racji, nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Chciałam? Byłam ciekawa? Potrzebowałam? Na złość Neymarowi? - To sprawa między tobą, a Neyem. Wiesz, że zawsze ci pomogę, ale nie mieszaj mnie w to w taki sposób. - powiedział, a ja zawstydzona przygryzłam dolną wargę, w głowie mi wirowało.
- Nie gniewaj się, Leoś. - uśmiechnął się, słysząc zdrobnienie.
- Nie gniewam się, w innych okolicznościach byłoby to całkiem miłe. - poczochrał mi i tak już zmierzwioną grzywkę, która tym razem skutecznie zakrywała mi rumieńce, które wpełzły na policzki. - Załatw to z nim,
a do tego czasu nie rób żadnych głupot. Obiecaj. - powiedział wstając z łóżka.
- Obiecuję. - było to ostatnie słowo, które pamiętam zanim wirujący od dobrej godziny w mojej głowie, helikopter zabrał mnie do krainy snu.
Jeszcze raz Was wszystkich przepraszam, za taką okropną ilość czasu oczekiwania na kolejny rozdział. Jest mi głupio, bo obiecywałam go wcześniej, ale niestety jak wspomniałam na początku notki, rzeczywistość zweryfikowała moje plany co do pisania tego opowiadania. Prawo jazdy, próbne matury, praca na olimpiadę z polskiego, którą zresztą muszę pisać całkiem od nowa i hemm problemy osobiste, to rzeczy, które zabierają ogromną ilość czasu i energii ;/ Ale już wróciłam i w zadośćuczynieniu powiem Wam, że nowy rozdział już jest w pisaniu :)
Mam na niego cały pomysł i mam nadzieję, że czas też się znajdzie. :) Co do tego powyżej, to nie jestem zbytnio zadowolona, ale mam nadzieję, że jakoś przez niego przebrniecie. Jeśli się Wam nie spodoba, to powiedzmy, że będzie on jedynie daniem przed deserem, w który postaram się włożyć o wiele więcej serca :)
Co tu dużo można powiedzieć, dziękuję, że jesteście i mam nadzieję, że nie opuściliście już tego bloga. :)
Zapraszam do komentowania, czytania i do dzielenia się ze mną swoimi pomysłami i przemyśleniami co do opowiadania :)
Do napisania niebawem. :)
Tym razem obiecuję, z ręką, nogą i głową na sercu.
<3
Świetne <3 Super piszesz ! Nie mogę się doczekać kiedy napiszesz nexta <3 Życzę weny do pisania ^^
OdpowiedzUsuńCudny *.*
OdpowiedzUsuńSzybko pisz kolejny :*
Piszesz na prawdę cudowny blog, ale prooszę, szybciej. ;) Co się dzieje z Neyem? Oleewa wszystko ... ;c
OdpowiedzUsuń/Zuzia
Jak dobrze, że wróciłaś!
OdpowiedzUsuńOdcinek jest świetny, chociaż nadal trzymasz nas w napięciu, komu nie pasuje obecność Mel w Barcelonie. :)
Tym bardziej będę czekać na następny rozdział.
Ten wątek z Leo jest cudowny! W sumie ładna byłaby z nich para <3
No ale wiem, że tak nie będzie.. :( Chociaż w obecnej sytuacji, skoro Neymar zdradził.. :D
Czekam na next i trzymam za słowo, że teraz już tak nie znikniesz. :*
/Camille
Leo i Melisa ^^
OdpowiedzUsuńA Neymar to skończony dupek !
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :D
No nie wierzę! Leo z Melisą, Melisa z Leo.. :D
OdpowiedzUsuńNamieszałaś i ciekawa jestem co tam dalej masz w planach poczynić z bohaterami. Czekam niecierpliwie :*
Ciałem opowiadanie :) powodzenia dalej
OdpowiedzUsuńLiczę na nexta po weekendzie :) - Karola.
OdpowiedzUsuńHey :D
OdpowiedzUsuńNwm co powiedzieć.. neymar i Bruna? Jak to prawda sama osobiście rozszarpię go za Mel!
Leo? Już myślałam że Bartra a nie on.. ale i tak szok jest 0_o
Czekam zniecierpliwiona na nexta
A ney niech wraca i się tłumaczy.
Już się bałam że się zgubiła i coś ktoś jej zrobi :) Fiu..
Zdecydowanie najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam. Chciałabym kiedyś przeczytać twoją książkę. Potrafisz trzymać w napięciu a uwierz mi,że to już jest naprawdę wyjątkowa umiejętność. Masz talent i rozwijaj go dalej,życzę Ci tego! ❤
OdpowiedzUsuńWarto było tyle czekać ;)
OdpowiedzUsuńJesteś najlepsza kimkolwiek jesteś! :*
Super! Dawaj nexta juz tydzień nie dodajesz:((
OdpowiedzUsuńCudowny. Jak Ney mógł ją zdradzić?! Licze na wyjaśnienia!
OdpowiedzUsuńhttp://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2014/12/rozdzia-13-powtorz-to-co-powiedziaes.html?m=1 zapraszam na nowy licze na komentarze :*
OdpowiedzUsuńDla wszystkich, którzy się niecierpliwią: Nowy odcinek jutro :) :*
OdpowiedzUsuńNo i gdzie ten rozdział?
UsuńWczoraj go znalazłam i Całą noc czytałam od poczatku ten blog <3 jest boski, nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuń