poniedziałek, 1 czerwca 2015

31. Wreszcie cię mam i uwierz, że nie wypuszczę cię z moich objęć już nigdy. Choćby świat miał spłonąć tu i teraz.

Szykowanie się kiedykolwiek i gdziekolwiek w moim wykonaniu nie było zbyt spektakularne i tak też było tym razem. "I tak nikt jutro nic nie będzie pamiętać."- z takiego właśnie założenia wychodziłam.
Wciągnęłam na siebie zwiewną białą sukienkę przed kolano, przyozdobioną czarnymi grochami. Włosy podpięłam po bokach, żeby niesforne kosmyki nie pchały mi się, nieproszone do oczu, a same oczy obrysowałam czarnym eyelinerem.
- El perfecto. - uśmiechnęłam się do swojego odbicia, zakładając pozłacane kolczyki w kształcie okręgów. Zamknęłam pokój i widząc, że u Bastiana świeci się światło, podeszłam do drzwi i oparłam się o framugę, kilka razy w nią stukając. Siedział po turecku, oparty o ścianę z gitarą na kolanach. Był ewidentnie w swoim świecie i zarejestrował moją obecność dopiero kiedy ostentacyjnie odchrząknęłam. Podniósł na mnie spłoszony wzrok błękitnych oczu, wyłaniających się spod brązowej grzywy, a ja posłałam mu nikły uśmiech.
- Przyszłaś się zaprezentować? - uśmiechnął się po kociemu i zlustrował mnie od góry do dołu. Wywróciłam młynka oczami.
- Nieeee.. - odpowiedziałam przeciągle - Przyszłam tylko powiedzieć, że wychodzę, a jak się dowiem, że podczas mojej nieobecności byłeś w moim pokoju to wiem gdzie cię znaleźć. - dodałam z uśmiechem. Musiałam przyznać, że niechęć jaką darzyłam tego gościa na początku, od pewnego czasu po prostu wyparowała. Czego nie mogłam powiedzieć o jego matce. Polubiłam mieszkanie z Bashem, ponieważ dzięki niemu, dom nie wydawał mi się tak pusty. Wcześniej, kiedy John pracował, zazwyczaj siedziałam sama i oglądałam telewizję, teraz zawsze był jeszcze ktoś, z kim od biedy można było spędzić trochę czasu lub wymienić się uroczymi złośliwościami. Sama nie wiem, co mnie przekonało, ale postrzegałam jego osobę jako jedyny plus związku mojego chrzestnego z Carol. To trochę tak, jakbym nagle zyskała starszego brata, a jak wiadomo dwoje nastolatków w domu to najlepsza recepta na pozbycie się z domu nudy i spokoju.
- Grozisz mi? - uśmiechnął się szerzej, a ja odgarnęłam włosy z ramienia.
- Ja tylko uprzedzam, a co z tym zrobisz to już twoja decyzja, twoje kredki i twój blok rysunkowy. - odparłam poprawiając sukienkę.
- Blok rysunkowy? - roześmiał się po moich słowach. Zerknęłam przelotnie na zegar, który naglił do wyjścia.
- Jest piątek wieczór, zaszalej, może być nawet techniczny. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i zniknęłam za drzwiami.
- Baw się dobrze wariatko i nie dzwoń, bo jak mnie obudzisz to też wiem, gdzie cię znaleźć! - usłyszałam jeszcze głos Basha i uśmiechnęłam się pod nosem. Gdzieś w środku cieszyło mnie to, że potrafię się z nim dogadać, znaleźć wspólny język. Życie pod jednym dachem, traktując się nawzajem jak śmiertelni wrogowie, mogłoby być jednak na dłuższą metę nieco uciążliwe.
Szłam korytarzem w naprawdę dobrym nastroju, czekała mnie w końcu zupełnie beztroska noc w gronie przyjaciół. Zatrzymałam się przed sypialnią Johna, ponieważ chciałam poinformować go o tym, że wychodzę. Mój wiek wiekiem, ale mieszkałam pod jego dachem i uznawałam za stosowne, żeby wiedział gdzie jestem. Podniosłam dłoń z zamiarem rytmicznego uderzenia kostkami palców o drewno, jednak zamarłam, słysząc przyciszony głos Carol. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam.
- Johny, ona ma już 18 lat, naprawdę musi tu mieszkać..? - to pytanie niemal zwaliło mnie z nóg. Niepojęte dla mnie było, skąd ta kobieta miała w sobie tyle tupetu. Jednak samo pytanie nie było najgorsze. Złem samym w sobie była cisza, która po nim zapanowała. Nie usłyszałam nawet szeptu sprzeciwu ze strony chrzestnego. Nic w stylu: "Absolutnie! Mel to moja chrześnica i nie wystawię jej za drzwi". Pełne, niepojęte i nieograniczone NIC. Zirytowana do granic możliwości ruszyłam w dół schodami, czując niemal jak stopnie stają w płomieniach pod wpływem mojego dotyku. Jak ona mogła coś takiego powiedzieć? I jak John mógł pozwolić jej na taką zuchwałość? Byłam zniesmaczona i rozczarowana tym, czego przed chwilą byłam świadkiem. Nie oglądając się za siebie ani razu, wyszłam z domu trzaskając frontowymi drzwiami tak mocno, że oprócz Johna, Caroline i Bastiana, słyszeli mnie z pewnością wszyscy, okoliczni sąsiedzi.


*****


- Nienawidzę cię. Kurna, jak ja cię nienawidzę. - Nadine powtarzała te słowa jak mantrę, odkąd tylko wsiadłam z nią do taksówki. Teraz stała przed wjazdem do domu Brazylijczyka i zaciągała się papierosowym dymem tak mocno, że bałam się, że się udusi.
- Ohh daj spokój, Nad.. Powiesz do mnie dzisiaj coś innego? - zapytałam beznamiętnie, obracając zapalniczkę w dłoniach. Coraz więcej osób zjeżdżało się pod dom Neymara podczas gdy my ukrywałyśmy się w krzakach pod jego domem. - Chodź, bo wyglądamy jak psychofanki tego egocentryka. - rzuciłam i pociągnęłam ją w stronę podjazdu, nie pozwalając tym samym dokończyć jej rakotwórczej uczty.
- Szkodzisz środowisku. - burknęła, powłócząc nogami, czym skutecznie opóźniała nasze dotarcie pod drzwi barcelońskiej '11'.
- Jakoś to przeżyję.. - wywróciłam młynka oczami, nadal uparcie ciągnąc przyjaciółkę w stronę drzwi. Nie mogłam zrozumieć, czemu była taka uparta. Przecież gołym okiem było widać, że Sergi jej się podoba. Owszem, zaliczyła hollywoodzką wpadkę, ale chłopak wcale nie sprawiał wrażenia, jakby zamierzał jej to wypominać do końca jej marnego żywota. Wręcz przeciwnie. Więc czemu, na litość boską, Nadine Martinez tego nie dostrzegała?!
- Melisa! - usłyszałam wołanie, jednak pośród tłumu ludzi nie byłam w stanie zlokalizować skąd ono dochodziło. Obkręciłam się wokół własnej osi, jednocześnie pilnując niebieskowłosej, żeby nigdzie, niepostrzeżenie nie uciekła. - Nareszcie! - czyjaś niedźwiedzia dłoń opadła na moje ramię, a ja w pełnej gotowości do ataku, odwróciłam się w stronę potencjalnego napastnika.
- Cholera, Gerard! O mały włos i bym cię uszkodziła. - powiedziałam, kiedy moim oczom ukazał się lekko zadyszany piłkarz.
- Tu jest tak gęsto, że przedarcie się gdziekolwiek graniczy z cudem. Czy on zaprosił połowę Barcelony?! - usprawiedliwił się, wyrównując powoli urywany oddech. W odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami i wspięłam się na palce, żeby zbadać jaka odległość dzieli nas od wejścia. Czułam się jak na jakiejś darmowej imprezie w klubie, gdzie wszyscy usiłowali wejść metodą tratowania innych. Istna dżungla, jaka zapanowała przed domem piłkarza, została okiełznana dopiero przez dźwięk otwieranych drzwi. Patrzyłam wokoło i nie dowierzałam po pierwsze, że Ney zna tych wszystkich ludzi, a po drugie, że oni wszyscy się tam zmieszczą. Mimo dobrych chęci, to nie był mój problem, byłam zwykłym gościem, do którego obowiązków należała dobra zabawa, a nie pilnowanie pijanego bydła. Kiedy wreszcie udało nam się wlać do środka, odetchnęłam z ulgą, łapiąc wreszcie w płuca powietrze. Wlaliśmy się, jest najlepszym określeniem na naszą teleportację do domu Neymara, ponieważ ilość ludzi na zewnątrz nie pozwalała na samodzielne kroki. Tłum niósł cię przed siebie, a twoim zadaniem było jedynie pilnowanie względnej równowagi, zupełnie jak na koncercie heavy metalowym. Rozglądaliśmy się jak trzy przestraszone, zdezorientowane owieczki, pośród wielkiego stada baranów, kiedy ktoś wciągnął nas na schody.
- Rafaela! - krzyknęłam uradowana widokiem dziewczyny i już po chwili obydwie serdecznie się witałyśmy. Przedstawiłam jej Nadine, która z normalną dla siebie rezerwą, podała jej dłoń.
- Tak pomyślałam, że was ocalę od rychłej śmierci, zanim zostaniecie zagnieceni. - zaśmiała się ukazując rzędy perłowych, prostych zębów. Miała rację, jeszcze chwila i utonęlibyśmy w gromadzie uczestników imprezy.
- Czy twój brat oszalał?! - zapytał Hiszpan bez zbędnego wstępu. Nie protestowałam, ponieważ to samo pytanie kołatało mi się w głowie od jakiś dobrych 15 minut.
- Powiedzmy, że jak coś robi to z rozmachem. - dziewczyna zaśmiała się serdecznie i wskazała nam długi korytarz na górze, którym ostatnio samotnie wędrowałam. Na dole rozbrzmiała już głośna muzyka i pozostało nam jedynie posługiwanie się gestykulacją.
- Witam w imprezowym raju! - usłyszeliśmy głos Brazylijczyka i wszyscy, jak na komendę unieśliśmy do góry brwi.
- Chłopie, ty chcesz ochrzcić ten dom, czy się go pozbyć? - Pique ze śmiechem uściskał kumpla i podszedł do barierki, żeby z góry móc wypatrywać znajomych mu twarzy.
- Góra jest tylko dla uprzywilejowanych także jakoś przeżyjemy. - odpowiedział chłopak, witając się z Nadine. A ja? Ja przycupnęłam sobie pod ścianą, jak mała, szara myszka i czekałam aż cała reszta się ulotni i będę mogła mieć uwagę piłkarza tylko dla siebie. Obserwowałam jego ruchy, uśmiech, usta, oczy, sama wyznaczając sobie niewidzialną barierę, która powstrzymywała mnie od natychmiastowego rzucenia się mu na szyję. Wiedziałam jedno, im dłużej torturowałam się brakiem jego bliskości, tym bardziej jej pragnęłam. Dziwne, palące, a jednak naturalne u zakochanej osoby uczucie. Zakochanej? W tej egocentrycznej, celebryckiej porażce, noszącej bezczelny, a jednocześnie najbardziej na świecie uroczy, uśmiech? Tak, chyba tak. Mel Henderson pierwszy raz czuła tak wyraźnie wszystkie kotłujące się w niej emocje.
Z dalszej, dziwacznej udręki wybawił mnie w końcu głos Pique.
- Chyba widzę Bartrę i Leo! - krzyknął uradowany i odskoczył od barierki jak poparzony. Spojrzał na całe towarzystwo z szerokim uśmiechem na twarzy, ale widocznie napotkał moje znaczące spojrzenie, ponieważ złapał siostrę Neya i Nad, po czym pociągnął je na dół w wesołej euforii.
- Nie cieszysz się na mój widok? -usłyszałam szept obok swojego ucha, dosłownie sekundę po tym, jak tamta zgraja wariatów zniknęła na schodach.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak się cieszę. - uniosłam kąciki malinowych ust, zadzierając głowę do góry i odważnie patrząc chłopakowi w oczy. Widocznie potraktował to jako zaproszenie, bo chwilę później jego wargi czule przytulały moje. W całej tej otaczającej nas ciemności czułam się wspaniale, jak gdyby cały świat nagle zniknął. Byliśmy tylko my i przyjemna czerń wokół.
- Wreszcie cię mam i uwierz, że nie wypuszczę cię z moich objęć już nigdy. Choćby świat miał spłonąć tu i teraz.


*****



Następnego dnia, z samego rana o 11, obudziły mnie dziwne odgłosy dobiegające z niebezpiecznie bliskiej odległości. Otworzyłam ociężałe powieki, czując pod nimi 5 kilo piasku i z trudem rozejrzałam się po pomieszczeniu, starając się rozpoznać to miejsce. Przegięłam pierwszy raz od dawna. W sumie, wczoraj wszyscy przegięliśmy. Alkohol lał się strumieniami i było go całe morze, chociaż mogłabym pokusić się nawet o porównanie do oceanu. Myślę, że Atlantyk by się zawstydził. Czułam się połamana w miejscach, w których nawet nie wiedziałam, że mam kości. Kiedy po heroicznej walce Mel kontra jej ludzka powłoka, wreszcie podniosłam się na łokcie, wyrywając sobie przy tym chyba połowę włosów, zobaczyłam powód przez, który tak właśnie wyglądał mój stan medyczny. Generalnie powodów było więcej niż jeden i nawet miały imiona. Pierwszy o imieniu Neymar leżał rozwalony obok mnie, wbijając mi łokieć w żebra, kolejnym był Xavi, który niefortunnie położył się na, wspomnianych już wcześniej przeze mnie, moich włosach, a całą tą piramidę szczęścia wieńczył prawie dwumetrowy Gerard, który spał leżąc w poprzek na nogach moich i Brazylijczyka. Nawet nie chciałam myśleć o tym, przez ile nie będę w stanie na nie stanąć i czy w ogóle kiedyś mi się jeszcze to uda. Biorąc pod uwagę gabaryty piłkarza i czas przez jaki je przygniatał, w grę wchodziła tylko amputacja. Au revoir moje biedne nogi! Już się więcej nie zobaczymy.
A zaspokajając waszą ciekawość, odgłosem, który mnie obudził, okazało się być piskliwe chrapanie Andrés'a Iniesty. Nigdy jeszcze nie słyszałam podobnego dźwięku, jednak nie musiałam nawet wstawać, żeby widzieć, że wydaje go nic innego, jak tylko jego nos. Rzeczywiście wspominał ostatnio o tym, że mocno oberwał podczas meczu z PSG, ale wszystko szybko mu poskładali, ludzie z magicznymi rękoma, jak zwykłam nazywać stadionowych medyków. Jak widać nie wszystko wróciło na swoje miejsce, a piłkarzowi i jego żonie zapewne zostanie piękna, piszcząca niczym czajnik z gotującą się wodą, pamiątka.
Z trudem wygramoliłam nogi spod barcelońskiego obrońcy i spuściłam bose stopy na zimną podłogę. Przez chwilę dała im ukojenie, ale wiedziałam, że to początek męki. Chwile po tym poczułam silne mrowienie, które z każdą sekundą robiło się wręcz nie do zniesienia. Zupełnie jakby tysiące małych, wściekłych mrówek biegało w glanach po moich nogach, kąsając przy okazji każdy ich skrawek. Nawet nie próbowałam się podnieść, ponieważ wiedziałam, że raczej moja pionowa pozycja długo się nie utrzyma. Krzywiąc się z bólu, delikatnie rozmasowałam kończyny, które na szczęście po kilku, dłużących się w nieskończoność minutach, wróciły do normalnego stanu. Kiedy wreszcie na nich stanęłam, poczułam ulgę, że nie doznały żadnego, trwałego uszczerbku. Moja radość nie trwała jednak długo, ponieważ dwa kroki później, leżałam jak długa na podłodze, robiąc przy tym tyle hałasu, że obudziłam chyba połowę domu. Z wściekłością wypisaną na twarzy, obróciłam głowę ku felernej przeszkodzie, którą okazał się Messi. Nie wiedziałam czy zacząć się śmiać, czy zdzielić go, najlepiej pięścią, za to, że stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia niewinnych istot, takich jak ja. Jednak widząc jak łapczywie obejmuje poduszkę i jedynie przewraca się na drugi bok, wybrałam, z całej dobroci mego serca, pierwszą opcję. Cóż, piłkarzom FC Barcelony trzeba było przyznać, że oprócz znakomitych umiejętności i techniki gry w piłkę, posiadali również nieopisany urok osobisty, który już zapewne nieraz ratował im skórę.
Zebrałam swoje zwłoki z podłogi i ruszyłam ostrożnym krokiem do łazienki na piętrze. Nie ukrywam, że trochę bałam się tego, co tam zastanę, ale mimo wszystko postanowiłam zaryzykować. Po wejściu stwierdziłam, że nie było tak źle. Było czysto i normalnie, nie wliczając rudowłosej dziewczyny, która smacznie spała w wielkiej wannie. Obmyłam twarz, dając jej upragnione orzeźwienie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zobaczyłam po drugiej stronie zmarnowaną, bladą dziewczynę z ogromnymi workami pod brązowymi oczami. Wyglądałam i czułam się jakby dzisiejszej nocy przepuścili mnie kilka razy przez maszynkę do mięsa.

- Nie powinnaś była tyle pić. Mała, głupia Mel. - wyszeptałam, dźgając palcem swoje odbicie w tafli szkła na ścianie. Bywałam wcześniej pijana, ale nigdy nie urwał mi się film. To był pierwszy raz, a ja czułam się jak w Kac Vegas. Nie łudziłam się, że któryś z piłkarzy pamięta więcej, więc przestałam zawracać sobie tym głowę. Postanowiłam poszukać Nadine, której nie widziałam w załadowanym po brzegi pokoju Brazylijczyka. Mocno trzymając się poręczy zeszłam na dół, tym razem uważnie patrząc pod nogi. Dochodziła 12, a ja wcale nie miałam ochoty nawet myśleć o powrocie do domu. Nie, kiedy Carol nadal tam jest. Nagle przypomniały mi się wszystkie gorzkie słowa, które wypowiedziała w ciągu ostatnich dni i te ostatnie, najgorsze, skwitowane okropnym milczeniem mojego chrzestnego. Mdliło mnie na samą myśl o powrocie i nie byłam przekonana czy to tylko konsekwencja wczorajszego upojenia alkoholowego. Nie chciałam wracać do domu, w którym nie jestem mile widziana. Mam w końcu swoje zasady, które wyraźnie mówią, że nigdy nie zamierzam być na niczyjej łasce. Jeśli Caroline myśli, że jest bardzo wspaniałomyślna, że mnie toleruje w moim własnym domu, to się grubo myli. Nie wiem kim jest i co sobie wyobraża ta kobieta, ale wiem jedno, ma tupet tam, gdzie powinna mieć klasę, a ja nie zamierzam dawać jej satysfakcji. Nigdy. Nie prosiłam Johna o dom, nie prosiłam o to, żeby mnie przygarnął, a on nigdy nie dał mi odczuć, że powinnam mu się jakkolwiek odwdzięczyć. Pomagałam mu z własnej, nieprzymuszonej żadną moralną krucjatą, woli. Idąc tym tropem nie mogłam pozwolić sobie na to, żeby teraz obce babsko próbowało mi wmówić, że jestem intruzem, pasożytem żerującym na dostatnim życiu Johna. Jeśli kogoś miałabym określić tym mianem, to z pewnością ona wpasowywała się w definicję doskonalę. Przez jeden, króciutki moment byłam nawet przekonana, że jeśli otworzę słownik, to pod definicją słowa pijawka, znajdę uroczą podobiznę Carol. Jednak nie zadałam sobie trudu, żeby to sprawdzić. Miałam ważniejszą misję do wypełnienia.
Wczorajszy wieczór zmusił biedną Nad do towarzystwa chłopaka, którego do tej pory unikała jak ognia. Po tym, co się stało przy ich ostatnim spotkaniu, wcale się jej nie dziwię. Może jestem złą przyjaciółką, ponieważ nie poklepałam jej po plecach i nie pozwoliłam zamieszkać na zawsze pod swoim łóżkiem, ale osobiście uważam, że problemom należy stawiać czoło. Nie wolno nam się ich bać, ponieważ to tylko od nas zależy czy znikną. Strach nie może nas paraliżować, bo to on czyni nas słabymi, wycofanymi i zupełnie niewierzącymi w swoje możliwości. Nauczyłam się tego aż za dobrze, a teraz chciałam przekazać moją tajemną, mysią wiedzę Nadine.
Nie szukałam jej długo. Stała na tarasie i paliła papierosa przy barierce. Na znak pokojowych zamiarów również poczęstowałam się jednym i stałyśmy tak chwilę w milczeniu, rozkoszując się dymem wypuszczanym powoli z ust. Czułam niemal jak nikotynowe opary tworzą pomiędzy nami jakąś niezrozumiałą nić zaufania i porozumienia. Może to brzmi tandetnie w teorii, ale w praktyce działa lepiej niż niejeden rekomendowany sprzęt.
- Kiepsko wyglądasz. - odezwała się wreszcie niebieska, a ja przeniosłam na nią swoje, lekko nieprzytomne spojrzenie. Nie musiałam się zastanawiać nad jej słowami, po prostu wiedziałam, że ma rację.
- Ciężko zaprzeczyć. - odpowiedziałam leniwie strzepując popiół z końcówki papierosa. - Za to ty wyglądasz na w miarę trzeźwą. Gdzie się chowałaś całą noc, że udało ci się zachować ten stan? - zapytałam, posyłając w jej stronę delikatny uśmiech, który miał zachęcić ją do monologu. Zamiast jak zwykle szybkiej i trafnej odpowiedzi, zobaczyłam jedynie czereśniowy rumieniec wpełzający na twarz mojej przyjaciółki. Czułam w kościach, że jej kryjówką okazały się pewnie ramiona młodego piłkarza, przez którego ostatnie tygodnie spędziła chodząc kanałami.
- Tym razem pilnowałam się, żeby nie puścić pawia kompromitacji i postanowiłam zrobić wszystko, żeby tylko nie skończyć jak wy wszyscy dzisiaj. - odpowiedziała nieco luźniejszym tonem, który zdecydowanie już bardziej przypominał starą, dobrą Nadine. - Stara, ja nawet poszłam tańczyć, żeby uniknąć tej waszej zabójczej popijawy! Rozumiesz? Tańczyć! - zaśmiała się, wypuszczając resztki dymu z płuc, a ja jej zawtórowałam. Nad i taniec, to musiał być naprawdę ciekawy widok, teraz żałowałam, że mnie to ominęło.
- I co w związku z tym? - ponagliłam ją niezbyt subtelnie, żeby mieć pewność, że niepostrzeżenie nie ucieknie od interesującego mnie tematu.
- Sergi też nie miał ochoty na hektolitry alkoholu, które w siebie bez opamiętania wlewaliście. - powiedziała, patrząc na mnie znacząco z uniesionymi brwiami. Ja jednak machnęłam niedbale dłonią i zgasiłam niedopałek w rubinowej popielniczce. - Trochę tańczyliśmy, chociaż na początku to wyglądało raczej jak ucieczka od siebie, ale w rytm muzyki, zupełnie jak na filmach. - dziewczyna skwitowała swoją uwagę uśmiechem i rozłożyła bezradnie dłonie. - Ale nic nie mogłam zrobić, ten dom wcale nie jest tak ogromny jak się wydaje, a Samper był bardzo zdeterminowany, żeby mnie znaleźć. - usłyszałam w jej głosie nutkę znajomego rozkoszowania się faktem i z zadowoleniem pokiwałam głową, siadając naprzeciwko niej przy gustownym, balkonowym stole. - Na początku nie byłam tym pomysłem zachwycona, nawet rozważałam czy nie przyłączyć się do waszej pokręconej ferajny anonimowych alkoholików, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu, zdając sobie sprawę, że podobna okazja może się już nie powtórzyć. - kontynuowała, skrupulatnie omijając temat przystojnego piłkarza o kasztanowych włosach.
- Do rzeczy! Całowaliście się? - krzyknęłam rozbawiona i podparłam brodę na dłoniach, mrugając głupkowato rzęsami. Na co Nadine, trzepnęła mnie lekko otwartą dłonią w głowę, tym samym odsuwając od siebie moją żywo zainteresowaną twarz. - Auć. Ja tu jestem poszkodowana, a ty mnie jeszcze bijesz.. - jęknęłam z dezaprobatą, na co dziewczyna się roześmiała.
- Poszkodowana? Chyba przez los. - pokręciła głową i upiła łyk wody z cytryną z wysokiej szklanki, stojącej obok jej łokcia. Podziwiałam ją za koordynację ruchową. Ja, Mel-niezdara, na pewno już dawno wylałabym na siebie zawartość, a resztki szklanki, równie niezdarnie, zbierała z podłogi.
- Kto wie, może już się wliczam do tej kategorii.. Jak myślisz, są za to jakieś odszkodowania? - zapytałam, siląc się na zamyślony ton, po czym z powrotem utkwiłam przenikliwy wzrok w przyjaciółce.
- Jak tak na ciebie patrzę, to jedyne co możesz dostać to skierowanie na leczenie w zakładzie zamkniętym. - odparła z szerokim uśmiechem wypisanym na twarzy, a ja odpowiedziałam jej tym samym.
- Tylko z tobą - zniżyłam głos do konspiracyjnego szeptu, po czym z rozbawieniem uderzyłam dłonią w stół. - Wróćmy do Sampera.. - zmrużyłam oczy, zastygając w chytrym oczekiwaniu na ciąg dalszy opowieści.
- Do niczego nie doszło ty napalona wariatko. - usłyszałam w odpowiedzi i nie da się ukryć, ale byłam tym trochę rozczarowana. Może to zbyt szybko, ale myślałam, że ze sobą pogadali i poza tym jakoś zainwestowali w swoje zauroczenie. Wiedziałam, że Sergii nie jest narwany, ale Nadine? Królowa powściągliwości i cnót wszelakich? Przy piłkarzu pokorniała jak baranek, prawie jej nie poznawałam.
Kiedy pogodziłam się już z niedosytem jaki pozostawiła we mnie relacja ostatniego wieczoru niebieskiej, zaczęłam myśleć jak normalny człowiek, a nie hiena szukająca sensacji, która chyba ostatnio zbyt dobrze się we mnie zadomowiła. W ich przypadku rozmowa była fundamentem relacji, niezbędnym, koniecznym i nie do ominięcia. Dobrze się stało, jak się stało. Wszystko powoli, bez pośpiechu i w swoim czasie. Tak właśnie radzi Mel Henderson, znana również jako Ciocia Dobra Rada.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałam pytająco na Nad, ale ona tylko wskazała na zmyślnie ukrytą, zasuwaną kieszeń w mojej sukience. Wsunęłam dłoń do środka i wyciągnęłam z niej mój telefon. Zupełnie o nim zapomniałam! Kilka nieodebranych połączeń i wiadomość. Postanowiłam przeczytać sms-a, ponieważ dopiero co został wysłany, więc miałam okazję od razu zareagować i odpisać nadawcy. Wiadomość była od Basha, a brzmiała mniej więcej tak:
" Matka pokłóciła się z Johnem i rano wyniosła się do hotelu. Myślę, że dotyczy to przede wszystkim ciebie, więc przyjedź najszybciej jak możesz."

Uhuuu zaczynało robić się ciekawie..







Starałam się dodać odcinek szybciej niż ostatnimi czasy i cieszę się, że mi się to udało, bo wreszcie nie musicie czekać 3 tygodnie na rozdział :)
W ostatnich dniach dzienne odsłony bloga liczyłam w tysiącach i za to pięknie Wam wszystkim dziękuję  <3
Nie ukrywam, że było to ogromnym motorem napędowym do sprężenia się i napisania tej notki, nawet za cenę snu :)
Standardowo zachęcam do komentowania, wyrażania swoich opinii o moich wypocinach i informuje o możliwości podawania mi swoich pomysłów na to, o czym chcielibyście tu przeczytać. Ot taki sobie wymyśliłam Koncert Życzeń :D
Mam nadzieję, że odcinek będzie się Wam podobać, mimo że dużo się w nim nie działo :)
Witam nowych czytelników i mam nadzieję, że zostawicie po sobie tu jakiś ślad, a starych ściskam i całuję tak samo mocno jak wcześniej :* I właśnie z tą dawką pozytywnej energii zostawiam Was w oczekiwaniu na kolejny rozdział :)
Do napisania niedługo :*


<3

26 komentarzy:

  1. "Uhuuu zaczyna robić się ciekawie" <333
    Ja chce już następny *.*
    Trochę przeraziłam się tym że John tak wtedy milczał o.O mam nadzieje że wszystko się wyjaśni z tym ;)
    Rozdział cudowny jak każdy (który raz to mówię :P )

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział, ale tego nie trzeba Tobie pisać, bo doskonale to wiesz <3
    Czekam na kolejny :)

    A w wolnej chwili zapraszam do siebie :)
    http://tu-y-yocontra-el-mundo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. CUDOWNY!!! <3 Zresztą Ty dobrze wiesz, że uwielbiam tę historię i niecierpliwie, z ogromną ciekawością czekam na każdy kolejny odcinek. ;) A najlepsze jest to, że nigdy się nie zawodzę. No to nic, ja już zmykam i liczę na szybki next ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nexttttt super rozdxial nie moge doczekac sie nastrpnego

    OdpowiedzUsuń
  5. Co jak co ale to jest świetne opowiadanie ^^ Czekam na następny rozdział z niecierpliwością i zapraszam do siebie na rozdział 5 ;) pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne :)
    Codziennie sprawdzam twojego bloga z nadzieją ,że jest już nowy rozdział i dzisiaj mi się poszczęściło :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Codziennie wchodzę i szukam nowego rozdziału a odkryłam Twojego bloga dokładnie tydzień temu i czytałam cała noc mimo że następnego dnia miałam praktyki 😂 czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  9. Codziennie wchodzę i szukam nowego rozdziału a odkryłam Twojego bloga dokładnie tydzień temu i czytałam cała noc mimo że następnego dnia miałam praktyki 😂 czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  10. Pewnie ja też się powtarzam, ale to nic! To jest GENIALNE! <3
    Opisy, wątki, postacie, jestem totalnie zauroczona.
    Odcinek boski, a ta impreza naprawdę party hard xD
    Czekam na next, bo jak to sama świetnie ujęłaś, zaczyna robić się ciekawie :*
    /Camille

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajebisty *_* zapraszam do siebie barcelonatomojsen.blogspot.com
    :-):-):-):-):-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Boski jest! <3 Brak słów ;3
    Czekam na kolejny! ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny!! Nie moge doczekac sie nastepnego :* <3 weny zycze :) !

    OdpowiedzUsuń
  14. chyba każdy komentarz tutaj będę zaczynała od stwierdzenia, że kocham to opowiadanie <3 uwielbiam sposób w jaki opisujesz bohaterów, mam wrażenie jakbym ich znała osobiście, jakbym tam z nimi była, podoba mi się to jak piszesz, nawet opisy są bardzo ciekawe i wciągające, a dialogi to już w ogóle wymiatają. Pisz dalej,czekam z niecierpliwością ogromną :) pozdrawiam :* / zaczytana

    OdpowiedzUsuń
  15. To opowiadanie jest lepsze od niejednej książki, serio!
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nareszcie się wyniosła :D
    Rozdział jak zawsze genialny, a porównanie z oceanem perfecto :)
    Zabrakło mi trochę opisu ich dzikiej imprezy, co nie zmienia faktu, że było świetnie.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Super rozdział :D czekam na następny ;)
    Zapraszam na bloga. Chttp://bellailaura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny kiedy next ???
    Zapraszam do. Mnie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudowne,czekamy na kolejne!��

    OdpowiedzUsuń
  20. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zapraszam na 14 rozdział! ;)
    http://przeznaczeniedwochserc.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  22. Rozdział fajny ale ponad 2 tyg nie ma next:-( kiedy dalej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli internet będzie chciał współpracować to mam nadzieję, że pojawi się już jutro ;)

      Usuń
    2. Halo halo i kiedy się pojawi?

      Usuń
    3. Jak zwykle w nocy, spokojnie ;]

      Usuń
  23. Świetny, czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń