Dni mijały, a ja musiałam przyznać się sama przed sobą, że czegoś mi brakuje. To upierdliwe przeświadczenie nie dawało mi spokoju. Nie mogłam spać, nie mogłam leżeć, nie mogłam siedzieć, jeść, myśleć, nie mówiąc już absolutnie o niczym produktywnym. Snułam się z kąta w kąt nie dopuszczając do siebie myśli, że owym brakującym czynnikiem może być pewien brązowooki Brazylijczyk. Ciężko oszukiwać innych, ale samą siebie to już zakrawa o szczyty masochizmu. Postanowiłam to zakończyć po dwóch dniach, zaraz po tym jak zorientowałam się, że jestem nie do zniesienia dla samej siebie i wszelakiego otoczenia. Drżącymi palcami wystukałam numer piłkarza na ekranie telefonu. Szybko przywołałam się do porządku, w końcu to nie ja powinnam się denerwować i stresować. To nie ja nabroiłam. Jednak po pierwszym sygnale pozorny spokój uleciał ze mnie z prędkością światła, a zastąpiła go niewytłumaczalna panika i popłoch w głowie, który plątał mi język. Mel Henderson per Góra Lodowa, właśnie zaczęła topnieć. Apogeum mojego roztopu była ciepła barwa głosu w słuchawce, którą usłyszałam po czwartym sygnale.
- Cześć Mel. - podświadomie uśmiech wkradł się na moje usta. Teraz już nie było odwrotu, teraz już wiedziałam co chcę, muszę i powinnam zrobić.
- Cześć Ney. - odpowiedziałam najmilej jak potrafiłam - Chciałabym się z tobą zobaczyć. - wypaliłam po chwili krępującej ciszy, w obawie, że chłopak zaraz się rozłączy. - Pomyślałam, że warto byłoby ze sobą porozmawiać. Nie chcę tego zostawić w takiej postaci w jakiej wszystko jest teraz. Nie odpowiada mi to. - dodałam już spokojnym, jednak ciągle zdecydowanym głosem.
- W porządku. Przyjedź do hotelu, zobaczymy się po treningu. - odpowiedział, jednak wyczułam pewną sztywność i chłodną oficjalność w jego głosie. Nie wiem jak nazwać uczucie, które nagle mnie ogarnęło. Chyba najlepszym stwierdzeniem, będzie powiedzenie, że zrobiło mi się zwyczajnie przykro. Poczułam się nieswojo.
- Będę na pewno. Do zobaczenia. - odpowiedziałam nieco zbita z tropu jego zachowaniem.
- Do zobaczenia. - rzucił tylko i pierwszy się rozłączył. Rozumiecie? PIERWSZY! Cholera jasna.. A co jeśli teraz to on stwierdził, że nie ma sensu się ciągle przede mną płaszczyć, skoro jestem taka nieubłagana? Co jeśli dał sobie spokój i uznał, że nie warto inwestować ani krzty więcej swoich nerwów i czasu w ten związek, czy jakąkolwiek znajomość? Co jeśli zbyt długo się na niego dąsałam?
Nie.
Czekaj, Mel.
Chwileczka.
To on zachował się źle. Mam pełne prawo się na niego wściekać i to dokładnie tyle ile uznam za stosowne. Jeśli sobie odpuścił to trudno. Nie znaczy to nic innego, jak tylko to, że jest niedojrzały i nie jest w stanie przyznać się do swoich błędów. Może wcale nie uznaje tego za błąd, wcale nie żałuje. Może nie zamierza przewartościowywać swojego życia i nie jestem warta zmian.
Nie.
Koniec.
Mel, zaczynasz bredzić.
Ostatnio coraz częściej kłóciłam się ze swoim sumieniem, niczym bohaterka amerykańskich filmów dla nastolatek. Jednak ja nie grałam w filmie, a kłótnie z samym sobą w realnym świecie wcale nie wróżyły niczego dobrego.
Nie pozostało mi nic innego jak tylko przebranie się w normalne, ludzkie
ubrania i wypełźnięcie ze swojej pustelni rozpaczy na światło dzienne. O 19.30 zamówiłam taksówkę i pojechałam prosto do hotelu. John jeszcze pracował, także nie musiałam martwić się o powrotny transport, mimo że pewnie mój widok będzie dla niego nie lada niespodzianką. Oczywiście jako wyrodna chrześnica nic mu nie powiedziałam o problemach z Neymarem. Nie chciałam go martwić, chociaż wiedziałam, że to jedynie wymówka dla samolubnego "Poradzę sobie sama". Bardziej niż ukrywanie prawdy i kłopotów ucieszyłoby go gdyby o nich wiedział i mógł chociaż spróbować pomóc. Wiedziałam o tym, jednak wewnętrzny poziom nastoletniej rebelii kategorycznie zabraniał mi powiedzieć wujkowi o tym, co zaszło w Madrycie. Nie miałam wyjścia, musiałam milczeć. A teraz jechałam sama do hotelu, denerwując się jak nigdy przedtem. Sama. Bez żadnego wsparcia. Z nastoletnią rebelią, która właśnie zrobiła sobie obiadową przerwę.
*****
Siedziałam na kanapie w hotelowym lobby, nerwowo stukając palcami w wolne miejsce obok mnie. Co i raz patrzyłam na wielki zegar, poganiając w myślach wskazówki, które jak na złość wlokły się w niemiłosiernie powolnym tempie.
- O! Cześć mała! - na dźwięk głosu za plecami podskoczyłam jak oparzona. Osobą, która wyrwała mnie w transu był Xavi, który nie czekając na zaproszenie rozsiadł się wygodnie po mojej prawej stronie.
- Cześć cześć. - odpowiedziałam łapiąc uciekający z przerażenia oddech. - Już po treningu? - zapytałam mimochodem, zakładając nogę na nogę. Miało to wyglądać nonszalancko, jak gdybym zadała to pytanie przypadkiem, iście grzecznościowo, a nie wyczekiwała na któregoś z piłkarzy jak wariatka od pół godziny. Zdrętwiałe pośladki były tego najlepszym dowodem, jednak na całe moje szczęście, nikt nie mógł ich teraz zobaczyć.
- Tak, reszta jeszcze wypakowywuje jakieś swoje graty, bo autokar jedzie na przegląd. - powiedział i spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. Zapanowała niezręczna cisza, nie wiedziałam właściwie o co mogłabym się go zapytać. Ratując sytuację to on pierwszy się odezwał. - Co myślisz o całej sprawie? - zapytał, a jego słowa totalnie wybiły mnie z rytmu.
- Jakiej sprawie? - odparłam powoli, widząc jak '6' bacznie mi się przygląda.
- O transferze Neymara do Realu Madryt... - odpowiedział powoli, jakby rozbrajał bombę. W sumie z tym porównaniem dużo się nie pomyliłam, bo czułam jakby coś we mnie wybuchło.
- Jakim transferze?! - prawie krzyknęłam podrywając się do góry i odwracając się w jego stronę. Straciłam resztki spokoju. Opanowałam jednak emocje ze względu na kilkanaście par oczu należących do hotelowych gości, którzy aktualnie się w nas wpatrywali, widocznie szukając sensacji. Xavi pociągnęła mnie z powrotem w dół za rękę zniżając głos do szeptu.
- Ney nic ci nie powiedział? - zapytał, a jego oczy się rozszerzyły. Widziałam w nich panikę.
- A czy wyglądam jakbym coś wiedziała? - syknęłam patrząc na niego zbolałym jednak nadal ostrym i pełnym godności spojrzeniem.
- Mel, przepraszam. Nie powinienem ci tego mówić. Sam pewnie chciał ci to powiedzieć osobiście. - Katalończyk podrapał się nerwowo po głowie, świadomy tego, że właśnie podpalił lont, czym samym dokonał zagłady wszystkiego co znajdowało się w promieniu kilkunastu kilometrów.
- Albo chciał albo nie chciał. Nic nie szkodzi Xav, naprawdę nic się nie stało. - powiedziałam, po czym uniosłam się z miejsca, tym razem w pełni spokojnie i opanowanie. Bez żadnych więcej zbędnych słów ruszyłam przed siebie do tylnego wyjścia z hotelu. Nie chciałam już rozmawiać z Brazylijczykiem. Miałam gdzieś cały ten cyrk. Wiedziałam, że ucieczka niczego nie załatwi, ale to co usłyszałam zabolało mnie wystarczająco, żeby na dziś mieć dość. Z podkulonym ogonem wróciłam do domu, by z powrotem zaszyć się w pokoju i pomstować na całe zło i niesprawiedliwość tego świata.
*****
Wieczór spędziłam skulona na kanapie z kubkiem gorącej herbaty ogrzewającym przyjemnie moje dłonie. Telewizor grał bez celu, bo i tak nie zwracałam na niego uwagi. Wpatrywałam się w rozświetlony ekran telefonu, który po kilku nieodebranych z kolei połączeniach zgasł i już się nie zapalił. Byłam wstrząśnięta tym co usłyszałam od Xaviego. Jak on mógł nawet rozważać coś takiego! Byłby w stanie opuścić Barcelonę gdyby zaproponowali mu odpowiednią sumę pieniędzy? Odchodząc do Blaugrany powiedział, ze realizuje marzenia..teraz jedynie czek. Byłam rozczarowana.
Usłyszałam szczęk przekręcanego klucza i mimowolnie spojrzałam w stronę drzwi.
- Już jestem! - zawołał John od progu. Machnęłam do niego ręką nie odzywając się przy tym ani słowem. Podskoczyłam na kanapie kiedy opadł po drugiej stronie zajmując dwa siedzenia na raz. - Co jesteś taka niewyraźna? Źle się czujesz? - zmierzył mnie istnie zatroskanym spojrzeniem na co uniosłam do góry brwi.
- Wszystko w porządku. To, że nie jestem taka rozwrzeszczana jak zwykle to nie znaczy, że od razu trzeba wzywać do mnie lekarza. - wykrzywiłam usta w lekkim uśmiechu patrząc ukradkiem na telefon.
- Byłaś dzisiaj w hotelu? Neymar cię szukał.. - zaczął ponownie nie odpuszczając tematu. Z początku chciałam go zignorować, jednak wiedziałam, że on tak łatwo nie odpuści. Tym bardziej, że odkąd wróciliśmy z Madrytu zbywałam go lakonicznymi odpowiedziami, które zupełnie niczego nie wyjaśniały.
- Byłam. - westchnęłam w końcu - Ale nie spotkałam się z Neyem..
- Już od dawna widać, że coś między wami nie gra.. Prawie w ogóle się nie widzicie, a wcześniej? Wcześniej nie dało się was od siebie opędzić. Przecież do tej pory pamiętam jak musiałem dobre 5 razy jednego wieczora wyrzucać go z twojego pokoju, żeby wreszcie wrócił do hotelu. - mężczyzna uśmiechnął się wesoło na myśl o tamtym zdarzeniu. Przymknęłam oczy, a na moje usta wpełzł błogi grymas. Też to pamiętałam, dobrze jak nic innego. Brazylijczyk wybitnie nie mógł się wtedy wybrać w drogę powrotną i kombinował jak tylko mógł, żeby zostać w naszym domu jak najdłużej. Wchodził tylnymi drzwiami, przez balkon, próbował przez okno, siedział na trawniku, dopóki John nie zaczął w niego ciskać przez okno wszystkim co aktualnie miał pod ręką. W takich chwilach jak tamta, życie przypominało sielankę i nic bym w nim nie zmieniła. Kto by pomyślał, że w przeciągu kilku dni wszystko się zmieni.
- Dostał propozycję przejścia do Realu. Podobno na poważnie ją rozważa. - wyrzuciłam z siebie jednym tchem te dwa, proste i niezbyt ambitne zdania. Jednak to wystarczyło wujowi do tego, żeby dorobić sobie milion teorii na ten temat. Spojrzałam na niego wzrokiem, który błagał o przemilczenie tej sprawy. Nie chciałam, żeby zaczął pytać. Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Nie chciałam się rozkleić i zacząć wylewać prze nim wszystkie swoje żale. To było niedorzeczne.
- Nie wiem co ci mam właściwie powiedzieć.. - mężczyzna podrapał się po bujnej czuprynie. - Nie siedzę mu w głowie i nie wiem co myśli, ale pamiętaj, że na razie to tylko propozycja. Nie podpisał na razie żadnego cyrografu, więc nie masz się co martwić. Może z nim po prostu o tym porozmawiaj? - zaproponował nieśmiało, ale widząc moją minę od razu zrezygnował z tego pomysłu rozkładając bezradnie ręce.
- Wykluczone. - odparłam sucho na myśl o Brazylijczyku. Jego czyny coraz bardziej świadczyły tylko o tym, że nigdy nie traktował mnie poważnie. Nie warto było się dla mnie starać, zmieniać, a teraz kiedy wypadałoby sobie wiele rzeczy wyjaśnić i podbudować nieco związek, on ucieka. Woli zostawić wszystko tak jak jest, żeby umarło śmiercią naturalną, niż powalczyć o coś więcej.
- To może jedź sobie na Camp Nou, teraz powinno tam być pusto. - spojrzał na zegarek, a ja na niego z wielkim pytajnikiem wymalowanym na twarzy - No co? Potrenujesz, pobiegasz, rozładujesz emocje, wyżyjesz się na piłce, a nie na pierwszej lepszej osobie, tu patrz: pewnie na mnie.. - powiedział wystukując już na ekranie wielkiego telefonu numer Luisa.
Nie mam pojęcia jak to się stało, ale niecałe 15 minut później siedziałam na miejscu pasażera w samochodzie Johna i właśnie jechaliśmy na stadion. Ściskałam między palcami pasek od sportowej torby, która teraz spoczywała pod moimi nogami. Patrzyłam tępo przed siebie, nie odzywając się ani słowem. Stukałam opuszkami palców o swoją nogę w rytm muzyki udając, że jej słucham. W rzeczywistości jednak, było inaczej. Moje myśli nieubłaganie krążyły wokół brązowookiego piłkarza ( i nie był to wcale Messi - dodam tak dla spokoju niektórych ). - Mel? - usłyszałam wysiadając z samochodu.
- Tak? - odwróciłam się do chrzestnego z uniesioną w oczekiwaniu brwią.
- Weź coś zrób ze sobą bo wyglądasz jak chodzące zombi - wyszczerzył zęby w uśmiechu w stylu "Już wysiadłaś, mogę mówić co chcę, bo i tak mi nic nie zrobisz".
- Dzięki John, też cię kocham. - odpowiedziałam tonem ociekającym pretensją po czym wytknęłam mu język i odwracając się na pięcie ruszyłam w stronę stadionu Barcelony. Przy wejściu iście magiczna sytuacja sprawiła, że wystarczyło jedynie nazwisko trenera Blaugrany, aby traktowali mnie jak królową. Weszłam do szatni i powoli przebrałam się w wygodny strój, założyłam ochraniacze na kolana i związałam długie włosy w koński ogon. Kroczyłam ciemnym korytarzem próbując wyzwolić w sobie jakieś emocje. Jednak kiedy przekroczyłam próg, a moje nogi stanęły na murawie, emocje przywędrowały same. Przywędrowały to też chyba niezbyt dobre słowo. Wpadły we mnie niczym rozpędzony pociąg. Na ogromnym boisku poruszała się postać, która z mojej perspektywy była jedynie niewyraźną plamką. Ten niewyraźny kształt wystarczył mi, żeby rozpoznać w nim Neymara. Błyskawicznie wskoczyłam do przejścia na trybuny i ukryłam się za bandą, siadając na "podłodze". Przecież stadion miał być pusty! Zabije Johna! Jak Boga kocham, jak tylko wrócę do domu.. Najpierw przecież potrzebuje go, żeby mnie tam przywiózł.. Minuty płynęły, a ja planowałam w głowie coraz to różniejsze plany zemsty na wujku i prawdopodobnie trenerze, za współudział w tym cyrku. Dziecinnym było ukrywanie się, ale nic nie mogłam poradzić na to, że było to pierwotną reakcją mojego organizmu na widok chłopaka. Szał ciał, działa na kobiety tak, że aż chowają się po kątach. Muszę stąd wstać, bo dostanę wilka.. I wtedy właśnie to się stało. Pełne objawienie i kwintesencja gracji w wykonaniu Melisy Henderson, początkującego słonia w cyrkowej trupie. A mianowicie, wstałam po cichutku, a później było tylko gorzej. Próbując przemknąć w dół, zahaczyłam o wystającą odnogę ławki i runęłam jak długa, powodując przy tym tyle huku, że chyba John mnie usłyszał w domu. Pusty stadion miał niesamowitą akustykę, więc najmniejsze kichnięcie brzmiało jak lawina kamieni, a co dopiero taki rumor.
- Kto tu jest? - usłyszałam Brazylijczyka i zaklełam pod nosem. - Ja cię słyszę, pokaż się. - powtórzył, a jego głos był coraz bliżej. Oparłam się plecami o wewnętrzną stronę bandy. I co ja teraz do cholery zrobię?! - Przyszedłeś mnie podglądać?
- Nie. Zagrać. - wyrwało mi się w automatycznej samoobronie, zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób powstrzymać swój język do pomagania sytuacji stać się coraz "lepszą".
- Grasz w nogę? Jesteś facetem, bo masz trochę cienki głos? - usłyszałam kolejne pytania i przymknęłam oczy, stukając głową o panel za mną.
- Tak gram. Pewnie nawet lepiej od ciebie. - odpowiedziałam po raz kolejny, stukając się jednocześnie dłonią w czoło. Ohh zamknij się Mel, zamknij się wreszcie!
- To może to sprawdzimy? - usłyszałam nieco rozbawiony ton głosu chłopaka, który luźno sobie gawędził z perspektywy przypadkowych osób trzecich, sam ze sobą.
- Co tu robisz o tej godzinie? - odbiłam piłeczkę chcąc zejść z tematu mojej tożsamości.
- Rozmyślam. Rozładowuje stres. Skiepściłem ostatnio kilka ważnych spraw i myślę co z tym dalej zrobić. - głupota bo głupota, ale serce zatrzepotało mi w piersi, jakbym nie miała tam narządów a stado gołębi. - Zachowywałem się jak idiota, zraniłem osobę na której mi zależy i teraz nawet nie chce mnie widzieć. Wiem, że cokolwiek bym zrobił ona i tak nie będzie chciała ze mną rozmawiać. - chwileczkę, dlaczego on mi to wszystko mówi? Przecież jestem potencjalnie obcym osobnikiem o nieokreślonej płci i profesji. A co jeśli byłabym paparazzo albo płatnym mordercą? On jest naprawdę niepoważny.
- A żałujesz? - nie mogąc się powstrzymać i napawając się anonimowością, zadałam dręczące mnie od dawna pytanie.
- Czy żałuje, że z nią jestem? Ani przez chwilę. Czy żałuję, że dałem ciała? W każdej minucie, kiedy jestem bez niej. - odpowiedział, a moje głupie, oszalałe hormony najchętniej w tym momencie rzuciłyby mu się na szyję i zacałowały go na śmierć. STOP. To tylko hormony, trzeba też dopuścić do głosu resztki rozumu. - Jak myślisz, wybaczy mi kiedyś? - zabrzmiało to tak szczerze, że nie miałam złudzeń, że było to najprawdziwszą prawdą. Głupiemu sercu zepsuł się system chłodzenia, bo czułam jak topnieje z każdą sekundą napięcia, gdy wiedziałam, że stoi tak niedaleko mnie i naprawdę żałuje. Że naprawdę mu zależy. Albo zależało.
- Myślę, że tak. Jak kocha to wybaczy, choćbyś był największym kretynem na ziemi. - uśmiechnęłam się pod nosem, czując w środku ulgę, jakiej nie miałam sposobności doświadczyć w ostatnim czasie.
- A jak myślisz, kiedy się to stanie? - zapytał powoli.
- Choćby i teraz. - powiedziałam. Nie wytrzymałam i podniosłam się do pionu, patrząc prosto na Brazylijczyka.
- Mel... - jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- A kogo się spodziewałeś? Cristiano Ronaldo? - roześmiałam się i zeszłam z trybun, a piłkarz porwał mnie z ostatniego schodka i zamknął w swoich ramionach, wirując wokół własnej osi. Mój świat kręcił się tylko wokół niego, nie czułam gruntu pod nogami. Dosłownie i w przenośni. Ale mimo wszystko było to wspaniałe uczucie.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - spytałam przyglądając mu się uważnie. - Przecież musiałeś wiedzieć, nie opowiadałbyś tego wszystkiego obcej osobie.
- Zorientowałem się po tym, jak powiedziałaś z taką zaciętością w głosie, że grasz lepiej ode mnie. - chłopak roześmiał się wesoło, targając mi dłonią włosy - A kiedy nazwałaś mnie "największym kretynem na świecie", to już byłem pewny, że to ty. - dodał, a ja nie mogłam pohamować uśmiechu, który coraz szerzej rozciągał moje usta. Było w tym trochę prawdy, nikt inny nie miałby takiego tupetu tak do niego mówić. Ja jakoś nigdy nie czułam tej krępacji i może właśnie to czyniło mnie wyjątkową..?
- Hmm nie można zaprzeczać faktom. - powiedziałam z uśmiechem, ale emocje delikatnie ze mnie uleciały, ponieważ uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wszystko zostało wyjaśnione. Została ostatnia, najgorsza kwestia.
- Co z transferem? - zapytałam i widząc jego zaskoczoną minę, dodałam - Xavi mi powiedział.
- Nic. - odparł wzruszając ramionami.
- Jak to nic? - uniosłam do góry brwi, wpatrując się w niego uważnie.
- Po prostu NIC. Nie zamierzam opuszczać Barcelony. Za żadne pieniądze. Nie opuściłbym Blaugrany ani tym bardziej ciebie. - powiedział unosząc kąciki ust w jeden z jego firmowych, uroczych uśmiechów.
- Ale rozważałeś taką opcję? - wiedziałam, że zabijam cały romantyzm sytuacji, ale miałam to w nosie. Jeszcze przed chwilą skakaliśmy sobie do gardeł, a ja chciałam wiedzieć wszystko.
- Wiesz, rozważałem. Ale tylko przez chwilę. Uznawałem to za dobre wyjście, żeby usunąć się z twojego życia. Nie musiałabyś mnie wtedy regularnie oglądać. Tchórzyłem, chciałem uciekać, ale w końcu zorientowałem się, że to nie jest rozwiązanie. - odpowiedział przybierając poważny ton, o który szczerze bym go nie podejrzewała. No proszę, Neymar kiedy chce to potrafi być dojrzały i opanowany. Niebywałe.
- Zostajesz w Barcelonie, choćbym nie wiem jak cię znienawidziła. - uśmiechnęłam się do niego, nie było to w końcu takim awykonalnym zadaniem. Z jego zdolnościami do pakowania się w kłopoty i różnego rodzaju głupie sytuacje, było to wysoce prawdopodobne, że zdarzy się tak nawet w przeciągu następnego miesiąca. Odwzajemnił uśmiech i uniósł mnie w górę, jednocześnie składając na moich ustach delikatny, czuły pocałunek.
Gołębie trzepoczące wewnątrz mnie, łaskotały mnie od środka i prawdopodobnie skrzydłami poturbowały motylki, które zadomowiły się w moim brzuchu. Jednak miałam to gdzieś, sielanka wróciła i tylko to się liczyło.
Na początku wypada przeprosić za to, że kazałam Wam tyle czekać na kolejny rozdział. :*
Publicznie proszę o wybaczenie i mam nadzieję, że nie spisaliście tego opowiadania na straty ;)
Niestety szkoła, prawo jazdy, masa nauki i ful zajęć pozalekcyjnych robi swoje i jak widać, jeśli nie piszę nocami to w dzień nie mam czasu. Także mam nadzieję, że będziecie łaskawi, a powyższy odcinek chociaż trochę wynagrodzi Wam czekanie ;)
Mam nadzieję, że było warto.
Czekam na opinie i może jakieś sugestie co do rozwoju dalszej akcji..? :)
Kolejna część niedługo ;)
<3
Okay.
OdpowiedzUsuńTo jest głupie, totalnie beznadziejne.
Neymar? Poważnie? Serio?
Nie wierzę, że można pisać takie opowiadanie.
Totalnie nienawidzę blogów piłkarskich i tak skrajnie fanatycznych. Dlatego oczywiście przeczytałam całe opowiadanie dziś w nocy.
Cóż sen mnie zmorzył i dopiero teraz piszę komentarz.
Naprawdę nienawidzę takich opowiadań, więc sama sobie dziwię się, że czytałam to z uśmiechem i że w ogóle przeczytałam. Punkt dla Ciebie. ;)
Duży minus za błędy, masa, masa, masa błędów, które zawsze mnie rażą i przestaję czytać po pierwszych 5 błędach. Więc znów plus dla Ciebie, bo mimo to przeczytałam do końca.
Urzekłaś mnie swoim style pisania i językiem.
Jest lekki i przyjemny. Na swój sposób humorystyczny, a takich trochę brakuje. I pomimo, że to o Neymarze, to podoba mi się.
No i moim skromnym zdaniem, wydaje mi się, że jeśli chcesz trochę akcji wrzucić, to tym razem powinna Mel narozrabiać. Ciągle ten biedny Ney i ciągle on. Najpierw Bruna, potem dzieciur, alkohol, etc. Myślę, że nieco ciekawiej się zrobi jak tym razem Mel coś wywinie.
Takie tam.
A i możesz mnie poinformować o następnym poście?
Znajdziesz mnie na fejsie pod tym nazwiskiem.
Z ciekawości sprawdziłam ile Neymar ma lat i przeżyłam zawał.
OdpowiedzUsuńJestem starsza.
Fakt, to tylko rok.
ALE STARSZA.
Boże, chyba coś mnie o minęło.
Aaaa i mam jedno zastrzeżenie. Coś co mi się mega nie podoba.
Cała drużyna piłkarska. Mam wrażenie, że oni nie mają życia, rodzin, znajomych i etc. I wszyscy tak kręcą się wokół Mel.
Chyba czaisz co próbuję powiedzieć? Bo mi kiepsko wychodzie powiedzenie tego. ;D
Rozdział jest świetny ;3
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z komentarzem powyżej. Co do błędów, ja prawie wgl nie zauważyłam, oczywiście były tam jakieś literówki, ale bez przesady. Oczywiście każdy ma swoje zdanie i je szanuję. No to co do rozdziału jest świetny i czekam na kolejny rozdział ;3
Z tymi błędami to zakrawa u mnie już o zboczenie zawodowe. Baaa, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że to jakaś mania, czy nerwica.
UsuńTen blog jest megaaa <3
OdpowiedzUsuńCudowny *.*
Uwielbiam :*
I weny zycze
Oooooooo.....*.*
OdpowiedzUsuńTeraz jeszcze słucham piosenki z takiego występu i mi wręcz tak pasuje że nie mogę :/ Kocham ten blog to takie aw...... wgl bajka, magia.
Kurcze nwm jak to opisać to takie bekowe romantyczne, takie wow..!
U mnie dziś nowy na Neymarze ale nie mam pojęcia o której. Może nawet być o 3 w nocy.
Wracając do ciebie Neymar i Mel to..to..to.. takie suodkie :D :****
Chyba zakochałam się w blogu.
A myślałam że tak nie idzie :D
Świetny ! Czekam na next ;33
OdpowiedzUsuńJejuś *O* cudowny rozdział ♥♥♥! z niecierpliwością czekam na następny i weny życzę ;)))))
OdpowiedzUsuńNiektórzy to chyba nie mają co robić ze swoim życiem i są tak niezdecydowani, że nie potrafią nawet określić czy im się to podoba czy nie. :-P
OdpowiedzUsuńNie wiem jak niektórzy myślą i powyższy jest tego najlepszym przykładem więc będę mówić za siebie. JA nie potrzebuje wymuskanego bloga o sztywnym języku, nikt nie jest idealny. JA potrzebuje czegoś co da mi trochę radości, o fajnym pomyśle co pozwoli mi się odstresować po ciężkim dniu i nawet jeśli posiada kilka literówek czy błędów interpunkcyjnych to mam to serdecznie gdzieś, bo czytam to dla przyjemności a nie żeby szukać pretekstu do krytyki w miejscu gdzie jest niepotrzebna ;-)
I nie wiem ja dla reszty, ale dla mnie jesteś najlepsza, potrafisz zawsze poprawić mi humor i kocham Cię za to mimo że Cię nie znam ;-):-*
Nic się nie przejmuj tylko pisz dalej, czekam na next bo odcinek był mega ;-)
Cieszę się że tych dwoje wreszcie się pogodziło ;-)
/ Camille.
Widzę, że nie zrozumiałaś mojego komentarza. Już tłumaczę.
UsuńAle najpierw powiedz mi, w którym miejscu krytykuję autorkę? Ja nie widzę ani jednego złego słowa na nią.
Jak dla mnie to mój komentarz jest pochwałą, bo pomimo tego, że serdecznie nie znoszę tego typu opowiadań, to przeczytałam wszystko, w dodatku z uśmiechem na twarzy zarywając nockę. Więc to jest duży plus dla autorki, bo ciężko jest zaciekawić wybrednego czytelnika (niestety jestem nim).
Błędy popełnia każdy.
I w internecie panuje taka głupia zasada, że jak komuś się zwróci uwagę, że popełnił błąd to zaraz lecą hejty. Chyba lepiej powiedzieć, że popełnia błędy, bo później zwróci uwagę i będzie jeszcze lepiej. To z korzyścią dla niej samej.
Nie mówię tu o złej odmianie imiesłowów, tylko o drobnych błędach stylistycznych. Powtórzenia, zjadanie liter, czasem słów. O takie rzeczy mi chodzi.
Ale uwaga, ja też je popełniam. Też zdarza mi się, wkradły się literówki w komentarzach powyżej.
Dodatkowo ja też piszę opowiadania. I udostępniam je na pewnej stronie na Facebooku. I też są fanfickami. Tylko tematyka inna, bardziej bliższa mojemu sercu.
Ale, próbuję powiedzieć, że czytelnik wypisując (tak jak ja to zrobiłam) wszystkie za i przeciw, pokaże w lepszy sposób swoją opinię.
Mam dość komentarzy typu: "fajnie xd", "suuuuuper <3", "jeeej, ale to superaśne!". Więc lepiej napisać coś bardziej konstruktywnego.
PS. Nigdzie nie napisałam, że chcę czytać "wymuskanego bloga o sztywnym języku". Wręcz przeciwnie.
;)
http://moje-zycie-moje-cierpienie.blogspot.com/?m=1 zapraszam licze na kom <3 *.*
OdpowiedzUsuńDobra szczerze.. nie wiem co ma znaczyć ten komentarz nienawidze a za chwile podoba mi się.. ALBO DZIECIOR ! po prostu mega dno to ten komentarz i zaraz tu chyba jebne ze smiechu co ta dziewczyna ci tu robi za chaos.
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się nią i pisz dalej następny. Bo nie wiem skad ta laska się urwala. Normalnie masakra.
Jak się nie podoba nie musiała czytać.
A błędów jest mało i niech mi głupot nie pierdoli. Czekam na next. Bajo .. :*
Ta wyżej dobrze gada, polać jej :D
OdpowiedzUsuńDa się napisać długi, oryginalny komentarz, który nie wymaga dogłębnej interpretacji typu co autor miał na myśli pisząc, że zasłonka była niebieska i nie będzie on pozostawiał żadnych wątpliwości. Wystarczy się dłużej zastanowić, a nie pleść tylko po to, żeby pleść.
Jeśli uważasz, że pisząc : "To jest głupie, totalnie beznadziejne.
Neymar? Poważnie? Serio?
Nie wierzę, że można pisać takie opowiadanie." - jest pochlebne dla autorki, to chyba żyjesz w równoległym wszechświecie. Więc nie wmawiaj teraz nikomu, że miało to być cokolwiek pozytywnego.
A Ty kochana, radzę się nie przejmować. Każdemu zdarzają się literówki, ale to zrozumiałe choćby zwracając uwagę na godziny, o których zazwyczaj dodajesz posty ;)
Czekam na następny i mam nadzieję, że już nikt nie będzie miał wątpliwości co do tego, jaki pewnie będzie świetny :*
Wyłapujesz tylko część. W ten sposób chciałam podkreślić, że bardzo nie lubię tej tematyki. Nigdzie też nie napisałam "Twoje opowiadanie jest beznadziejne i w ogóle to przestań pisać." "Takie opowiadanie" to w tym wyrażeniu ujęłam ogół. Szanuę poglądy innych, choć może ja mam zupełnie inne.
UsuńUczepiliście się tylko dwóch rzeczy, ale nie zwracacie uwagi na resztę, że pochwaliłam jej styl pisania, że pisze w sposób humorystyczny, o co ciężko dziś w blogach, że wszystko jest lekkie i przyjemne. I to, że chce czytać tego więcej, bo pomimo, że nie lubię tej tematyki, to szalenie mi się podoba.
Mam nadzieję, że autorka wyłapie mój humor. (no cóż, jest ciężki)
Ale nie martw się, następny mój komentarz, będzie taki jak innych! ;)
Polać mi :D hah..
OdpowiedzUsuńhttp://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2014/10/rozdzia-10-zycie-ci-nie-mie.html?m=1 -->
WSZYSTKICH ZAINTERESOWANYCH ZAPRASZAM <3 Tego heytera też nie jedzie na coś co jest do kitu, a nie mi na tak dobrego bloga :*
Skarbie .... DALEJ!!! :D
OdpowiedzUsuńuwielbiam twoje opowiadania nie przejmuj się że musimy na nie czekać ale każdy ma swoje życie i my nie możemy oczekiwać od ciebie aż tak dużo a na temat rozdziału podoba mi się Imam nadzieję że następne rozdziały będą jeszcze lepsze całuski pozdrawiam pa
OdpowiedzUsuńJesteś najlepsza! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńCudowny �� czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńhttp://mylifeisfootball-footballforever.blogspot.com/2014/10/kocha-czasem-puscic-focha-tak.html?m=1 --> zapraszam na coś nowego od reszty :) może się spodoba
OdpowiedzUsuńProsze pisz czesciej bo ja zapominam co było wczesniej :( ale tak to rozdział zajebisty :**
OdpowiedzUsuńRobię co w mojej mocy, ale niestety nie mam prawie w ogóle czasu :( Mam nadzieję, że mimo wszystko nadal będziesz tu zaglądać. :)
UsuńDaaaalej
OdpowiedzUsuńUzależniłam się od Twojego bloga! Pisz dalej, bo nie mogę się doczekać na ciąg dalszy :) - Karolina
OdpowiedzUsuńŻyjesz wg?
OdpowiedzUsuńHalo pisze to ktoś?
OdpowiedzUsuńwspaniały !!! kiedy next ? nie mogę się doczekać :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie za krótki ten odcinek, ale nadrabiasz tym, że się wreszcie pogodzili, a Ney nie idzie do żadnego innego klubu, tylko zostaje w Barcelonie. Cieszę się, że pomiędzy Neymarem i Mel wszystko w porządku i niech zostanie tak jak najdłużej! Lecę do kolejnego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuń