Sekundy zamieniały się w godziny. Godziny w dni. Dni w miesiące. Miesiące w lata. A lata w całe wieki. Stałam i czekałam na to, co zrobi Neymar. Czułam jak serce dudni w mojej piersi chcąc wyrwać się na zewnątrz. Patrzyłam w jego oczy z pewną śmiałością, nie czułam potrzeby odwracania wzroku, mimo iż to on był teraz w lepszym położeniu. Wiedziałam, że jestem bezpieczna. W końcu nie jest potworem, nie uderzyłby dziewczyny. W dodatku swojej. Jednak miałam nieodparte wrażenie, że Leo to już całkiem inna sprawa. Byli najlepszymi przyjaciółmi, ale sami wiecie jaka to ta przyjaźń między chłopakami bywa. Nieobliczalna jednymi słowy.
- Mel odejdź, ja z nim pogadam. - usłyszałam głos za swoimi plecami i mimowolnie się uśmiechnęłam. Czy oni wszyscy są tacy niedomyślni? Niby dlaczego teraz niczym lew prężyłam swoją zgrabną pierś przed Brazylijczykiem? Nie, nie z próżności. Po to, żeby się nie pozabijali. Tak właśnie wyglądałaby rozmowa i dyplomacja w ich wydaniu. Mogę założyć się o wszystko co mam, włącznie z Johnem w pakiecie. Mimo, że po słowach piłkarza bardzo mnie kusiło, żeby się odsunąć, zostawić im wolne pole do popisu, a później powiedzieć jedynie "A nie mówiłam?", wcale tego nie zrobiłam. Stałam twardo na ziemi, obserwując Neymara, który nadal z zaciśniętymi pięściami i rozdętymi z wściekłości nozdrzami, wpatrywał się w Messiego. Muszę się przyznać przed wami i przed samą sobą, że z każdym momentem, powoli zaczynałam wątpić w mój, mogłoby się wydawać, genialny plan. Kiedy nadzieja powoli zaczynała opuszczać moje ciało, stało się coś, czego mimo wszystko się nie spodziewałam. Brazylijczyk westchnął głośno i usiadł na schodach prowadzących na werandę. Ukrył twarz w dłoniach, a żadne z nas nawet nie próbowało się odezwać. Wyglądał bezbronnie i żałośnie. Zupełnie jakby sytuacja, która miała miejsce przed chwilą, w ogóle się nie wydarzyła. Popatrzyłam na Argentyńczyka, który z lekko zbolałym wyrazem twarzy przyglądał się przyjacielowi. Jeszcze przed minutą na usta cisnęło mi się mnóstwo prawdopodobnie przykrych, ale prawdziwych słów, które bez wahania zamierzałam posłać w stronę chłopaka, lecz teraz żadne słowa nie wydawały się być dobre. Pierwszy raz chyba mi ich tak naprawdę brakowało. Z jednej strony Ney zachował się jak skończona świnia i powinnam zakomunikować mu, że nie chcę go więcej widzieć oraz bardzo szybko zakończyć tą znajomość. Jednak z drugiej ja też nie byłam święta. Może nie posunęłam się tak daleko jak on, ale przecież to mnie w żaden sposób nie usprawiedliwia. Liczy się sam fakt i jakaś tam idea, a nie natężenie i licytacja, kto zawinił bardziej. Posłałam Leo wymowne spojrzenie, na co on oddalił się, jedynie przesyłając mi bezdźwięczny komunikat o treści "Jestem w pobliżu". Opadłam ciężko obok chłopaka, nie odzywając się ani słowem. Nie wiem właściwie na co czekałam. Na "przepraszam", czy na to, że zacznie krzyczeć? Po prostu siedziałam ze wzrokiem wbitym w przestrzeń przede mną.
- Wiedziałam, że mnie nie uderzysz. - powiedziałam, postanawiając przerwać milczenie. Nienawidziłam krępującej ciszy, tym bardziej, jeśli trwała zbyt długo. Ney podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Słusznie, nigdy bym tego nie zrobił. W końcu to nie na ciebie podniosłem rękę. - odpowiedział względnie spokojnym tonem. Temat wydawał się kończyć tak szybko jak się zaczął, więc musiałam coś z tym zrobić.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? - wyrzuciłam z siebie kolejne, krótkie zdanie. Może nie był to szczyt mojej elokwencji, ale w tej sytuacji nic lepszego nie przychodziło mi do głowy. Sytuacja, w której się znalazłam była dla mnie dziwna i nierealna. W odpowiedzi usłyszałam kolejne, głośne westchnięcie. W normalnej sytuacji już bym się pewnie zirytowała, ale jak już wspominałam, to nie była normalna sytuacja. Więc czekałam. Czekałam na słowa, które podświadomie chciałam usłyszeć. Słowa, które zadziałałyby jak magiczne zaklęcie, które zmaże wszystkie nasze winy i przywróci dawny ład. Mimowolnie odwróciłam wzrok w stronę bawiącej się rodziny. Niczego nieświadomi, lekko pijani, beztrosko spędzali ze sobą czas. Idealny obrazek, którego nigdy nie widziałam. Odkąd tylko pamiętam zawsze było jakoś sztywno, zawsze dało się wyczuć jakiś dystans, przymus i obowiązek w odsiedzeniu kilku godzin w swoim towarzystwie. Jednak nie dziś. Barcelona zadziałała na nich wszystkich jak dobry narkotyk. Śmieli się, wygłupiali, nie poznawałam własnej rodziny. Była to jednak jedna z najprzyjemniejszych zmian jakich w życiu doświadczyłam. Miałam tylko nadzieję, że tak już zostanie na zawsze. Ja, John, rodzice, Alex i Duma Katalonii. Jedna wielka, pokręcona rodzina. Chrząknięcie Neymara, jednak przywołało mnie do rzeczywistości.
- Nie mam dla siebie dobrego wytłumaczenia. - odpowiedział, bawiąc się swoimi palcami. Spodziewałam się takiej odpowiedzi, chociaż nie była dla mnie absolutnie satysfakcjonująca. Po prostu nie wnosiła niczego nowego do naszej rozmowy.
- Żadnego? - zapytałam z nutą nadziei w głosie, którą widocznie wyczuł chłopak, ponieważ spojrzał na mnie z zaskoczonym wyrazem twarzy. Niechcący zabrzmiałam tak, jakbym szukała byle jakiego pretekstu, żeby mu wybaczyć. Nie chcąc kłamać przed samą sobą, tak chyba właśnie było. Jedyne co mogło sprawić, że nie będę chciała go już znać, to moment, w którym poddałby się bez walki.
- Żadnego, które nie brzmiałoby niedorzecznie. - odpowiedział i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami, a ja ponownie poczułam jak coś we mnie mięknie. Brawo Mel, tyle zostało z twojej twardości i hardości. Zamiast słodkiej pochwały od sumienia, dostaniesz kopniaka od kompromitacji.
- Pozwól, że to ja ocenię czy jest niedorzeczne, czy prawdopodobne. - odpowiedziałam stanowczym tonem, a przynajmniej tak mi się wydawało, że był stanowczy.
- Pamiętam to wszystko jak przez mgłę. - zaczął ostrożnie, a ja powstrzymałam prychnięcie. Na usta cisnęło mi się mnóstwo uszczypliwych komentarzy, jednak wbijając sobie w dłoń paznokcie, siedziałam cicho. W końcu sama kazałam mu mówić. Co by to nie było. Zamiast złośliwości, skinęłam delikatnie głową, dając mu tym samym znak, żeby kontynuował. - Pewnie myślisz, że piłem tyle, że nic nie pamiętam - dodał, a mina mi nieco zrzedła. Jakim cudem w tak krótkim czasie, tak dobrze mnie poznał? To niebezpieczne, jeśli wie co zawsze mam na myśli. Zabiera mi to resztki mojej ukochanej tajemniczości, w zamian dając nudną przewidywalność. - Nie wypiłem ani kropli alkoholu. Wiem, że sugerując, że byłem trzeźwy, nie poprawiam swojej sytuacji, ale nie do końca tak było. Jak pewnie pamiętasz, byłem po poważnej kontuzji i ciężko było mi funkcjonować bez znieczulenia. Alkohol przy ilości przeciwbólowych prochów, jaką codziennie musiałem w siebie wsypywać mogę porównać do szklanki mleka na lepszy sen. Jest to tak niedorzeczne tłumaczenie, że nie oczekuję od ciebie żadnego zrozumienia. - powiedział, a ja starałam się przetrawić jego słowa, nadać im odpowiednią wagę, po prostu w nie uwierzyć. Rzeczywiście brzmiały jak marna, standardowa wymówka, jednak było coś co nadawało jej wiarygodności. Sama byłam kiedyś w szpitalu, po wypadku na boisku. Składali mi nogę, a końska dawka znieczulenia zrobiła ze mnie ujarane warzywko. Śmiałam się zamiast płakać, majaczyłam, nie rozpoznawałam ludzi. To musiał być naprawdę przykry widok dla moich rodziców. Wnioskuje tak, ponieważ po tym incydencie mama zabroniła mi grać w piłkę, a tata bezapelacyjnie ją poparł. Po części rozumiałam ich strach o moje kończyny, ale z drugiej strony miotała mną wściekłość i rozżalenie. Będąc młodsza, nie mogłam pojąć dlaczego zabraniają mi tak pożytecznego i oryginalnego jak dla dziewczynki hobby. Uznałam ich wtedy za starych, zgorzkniałych, klasycystycznych wapniaków, którzy uważają, że dziewczynki powinny tylko bawić się lalkami i chodzić ubrane na różowo. Brnąc w ten pogląd, byłam jedną, wielką porażką wychowawczą. Tak czy inaczej, ja też świetnie pamiętam jak się wtedy czułam. Byłam w dziwnym transie, czułam się prawie jak opętana, jakby prochy mną sterowały, a ja się tylko przyglądałam. To wspomnienie sprawiło, że byłam w stanie uwierzyć w wersje chłopaka.
- Mam rozumieć, że kiedy mnie zdradziłeś, niezbyt dokładnie wiedziałeś co robisz? - zapytałam unosząc brwi do góry.
- Wiem jak to brzmi.. - zaczął znowu, ale przerwałam mu zamaszystym ruchem dłoni, który przeciął powietrze.
- Zadałam ci jedno, proste pytanie i oczekuję równie prostej odpowiedzi. - utkwiłam spojrzenie w jego twarzy, szukając jakichkolwiek oznak zawahania.
- Zupełnie nie wiedziałem co robię. Nie obraź się za porównanie, ale muszę ci się przyznać, że wydawało mi się momentami, że to ty. - odpowiedział, a ja czułam jak zielenieje. Nie, nie czerwienie się. Zielenieje.
- Bruna jest naprawdę ładna, nie mam powodu, żeby się obrażać. - odpowiedziałam sztywno, zgniatając kostki. Wiedziałam, że teraz moja kolej na wyjaśnienia. Do tej pory zachowywałam się jak zły gliniarz, mimo że sama dałam ciała. Kto normalny całuje się z najlepszym kumplem swojego chłopaka?! A jednak.
- Mel, tęskniłem za tobą i tęsknię cały czas. - Brazylijczyk dotknął mojej dłoni, a po moim ciele przetruchtały przyjemne dreszcze. Nie zabrałam ręki, ponieważ gdzieś w głębi swojej udręczonej ostatnimi czasy duszy, czekałam aż wykona jakiś czuły gest w moją stronę.
- Wiem, bo czuje się dokładnie tak samo. Nawet teraz, siedzisz obok, a ja czuję jakbyś był za jakąś cholerną ścianą przez, którą nie mogę się przebić. Kto ją między nami postawił? - głos lekko mi się łamał, czułam jak łzy czają się w kącikach moich oczu, jednak zaciskałam powieki, nie pozwalając im się uwolnić. Czułam się żałośnie i że to co mówię jest żałosne, ale nic nie mogłam na to poradzić. Wyglądało to zapewne jak jakaś łzawa telenowela z marnymi, "patetycznymi" tekstami, ale co mogłam poradzić, w Hiszpanii całe życie toczyło się jak serialowy tasiemiec. Teraz moje również.
- Znalazłoby się kilka osób. - powiedział chłopak wywracając oczami, a ja zorientowałam się (na szczęście od razu, co mi się często nie zdarza), że ma na myśli Leo.
- Czuje się podle. - tym razem to ja zaczęłam wylewać z siebie wszelkie żale. - Wiem, że nie powinniśmy, ale uwierz, że to nie była jego wina.
- Zmusiłaś go do tego? - zapytał z lekką kpiną w głosie piłkarz. "Nie musiałam" zadudniło mi w głowie, ale byłabym najgłupszą istotą na ziemi, gdybym pozwoliła tym słowom wypłynąć z moich ust.
- Do niczego go nie zmuszałam ani on mnie nie zmuszał. Widzisz, to dość długa historia, jej większą część już poznałeś kilka dni temu, kiedy wróciłeś. Jednym z jej rozdziałów jest ten, jak to nieco podniesiona na duchu przez moją przyjaciółkę butelkę wybrałam się na samotne zwiedzanie Barcelony. Messi razem z Bartrą przytaszczyli mnie wtedy bezpiecznie do hotelu, a później długo rozmawialiśmy. O tobie też, głownie o tobie i o tym co się stało. To ja go pocałowałam i przysięgam na wszystkie świętości, że się ode mnie odsunął. - wpadłam w słowotok, który ciężko było mi powstrzymać. Posunęłam się w końcu do brutalnego, lecz skutecznego ugryzienia się w język, co w końcu mnie zatrzymało. Mówiłam i mówiłam, nie kontrolując czy pogarszam, czy poprawiam sytuację. Po prostu mówiłam.
- Przykro mi, że doprowadziłem cię do takiego stanu. - chłopak potarł twarz dłońmi, a ja pożerana przez wyrzuty sumienia, zmierzyłam wzrokiem jego sylwetkę od stóp do głów.
- Wierzę, że nie chciałeś. Zrób dla mnie jedno. - zasugerowałam ostrożnie dobierając słowa. - Pogódź się z Leo i zapomnijmy o tym wszystkim. Uznajmy, że twojej zdrady nigdy nie było, a moich ust nie próbował żaden inny piłkarz oprócz ciebie. - uniosłam delikatnie kąciki ust, wyginając je w coś podobnego do uśmiechu. Przez chwilę panowała cisza, a ja wiedziałam, że Ney rozważa w głowie moją propozycję. Poniekąd była ona korzystna dla nas obojga, a nawet trojga.
- To dziecinne. - powiedział, a ja czułam jak serce mi zamarło. - To wszystko nie powinno się wydarzyć. Masz rację, spróbujemy o tym zapomnieć, to chyba najlepsze, co możemy zrobić. - sparaliżowane jeszcze przed chwilą serce, teraz tańczyło makarenę, a ja nie mogąc się powstrzymać, rzuciłam się Brazylijczykowi na szyję. W odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech i czule oplatające mnie silne ramiona. Ta sytuacja i rozmowa były niedorzeczne, jednak efekt wynagradzał każdą ułomność wypowiedzianego przeze mnie słowa.
- Rozumiem, że to ma oznaczać koniec wojny? - zapytałam zadziornie, przekrzywiając lekko głowę.
- Sama zgadnij. - po tych słowach wylądowałam w ramionach chłopaka, tym razem przytulając jego wargi. Czułam jak w moim brzuchu właśnie eksplodowała przesyłka pełna motyli z ADHD. Jedyne, właściwe uczucie, którego przez ostatni czas mi brakowało. Nie dało się go zastąpić.
- Pogodzisz się z Leo. - wyszeptałam po dłuższej chwili. Nie odpowiedział mi, jednak w żaden inny sposób nie odczułam jego sprzeciwu. Przytaknął powoli i podniósł się do pozycji pionowej, wyciągając dłoń w moją stronę. Chwyciłam ją bez zastanowienia, czując jak momentalnie się prostuję. Ścisnęłam jego palce, dodając mu otuchy. W końcu zachował się jak burak, trochę mu się nie dziwię, że się stresował.
Argentyńczyk rozmawiał z Xavim, popijając nieznaną mi miksturę z plastikowego kubeczka. Kiedy byliśmy już blisko, pchnęłam Neya w stronę tamtej dwójki, tak aby go zauważyli. Wiedziałam, że jest tak samo odważny jak ja, więc to było naprawdę konieczne, żeby udaremnić mu ucieczkę. Oparłam się o chłodną ścianę domu i przyglądałam całej scenie z założonymi na piersiach rękami. Napotkałam na sobie zaskoczony wzrok Messiego i uśmiechnęłam się do niego, unosząc kciuki do góry. Po kilku minutach na własne, małe, ciemne oczy mogłam zobaczyć jak przyjaciele zamykają się nawzajem w niedźwiedzim uścisku. Bynajmniej nie morderczym. Sielanka nie trwała długo, ponieważ powietrze przeszył głośny krzyk, który poderwał mnie w stan gotowości.
- Pali się! Pali się! - rozejrzałam się w popłochu i zobaczyłam jeden z wielkich krzaków przy płocie, który płonął swobodnym ogniem. Jako jedna z niewielu, która zachowała jeszcze skłonności do szybkiego reagowania, pobiegłam za róg domu po węża ogrodowego, którego John kupił zamiast spryskiwaczy do trawnika. Uparł się, że chce mieć osobisty wkład w jego utrzymanie. Cóż, jak na razie powiem tyle, ma szczęście, że od czasu do czasu pada, bo w innym przypadku, już by go ususzył. Odkręciłam wodę, zwiększając ciśnienie prawie do oporu i nie patrząc na to ile osób po drodze obleje, skierowałam strumień wody na płonący krzak. Płomienie z bezczelną śmiałością lizały już drewniane panele naszego ogrodzenia, jednak szybka akcja gaśnicza, którą przeprowadziła dzielna i niebywale skromna strażak Melisa Henderson, uratowała resztki terenów zielonych i drewnianych przed domem. Nie przypuszczałam, że tryskająca woda, ma aż taką moc i wymaga takiego pokładu siły, której zresztą nie posiadałam. Nagle poczułam jak narzędzie masowej zagłady, które właśnie trzymałam w dłoniach, staje się nieco lżejsze. Za mną stał Leo, który próbował usilnie okiełznać nasze ogrodowe zwierzątko. Kiedy zobaczył, że na niego patrzę, wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ney i Xavi pobiegli szukać zaworu. - roześmiałam się, widząc jak niekontrolowana woda co chwile szaleje na czyimś ciele. Takiego otrzeźwienia się chyba nie spodziewali. Po chwili mordercza walka ustała, a ludzie dysząc ciężko, otrzepywali się z wody.
- Nie ma za co! - krzyknęłam rozbawiona tym widokiem. Zza zakrętu wybiegli piłkarze również zwijając się ze śmiechu na widok przemoczonych kolegów.
- Co tu się właściwie stało? - zapytał Messi, odrzucając od siebie węża, a oczy wszystkich zwróciły się na Johna. On zawzięcie deptał skrawek trawnika udając, że dogasza pożar. Było dla mnie jasne, że to jego robota.
- Johny chciał się pochwalić pochodnią, którą kupił w komplecie z grillem. - odezwał się mój tata błogim tonem, który wskazywał na to, że widocznie dobrze się bawili.
- Tobie to chyba powinnam w ogóle zabronić bawienia się ogniem. - zacisnęłam usta, starając się nie śmiać. Z jednej strony bawiła mnie trochę nieszkodliwa niedojrzałość mojego chrzestnego, z drugiej jednak bałam się, że moi rodzice, a właściwie moja mama ma nieco inne poczucie humoru. Odnalazłam ją wzrokiem i widząc jak się śmieje, wycierając włosy ręcznikiem, kamień spadł mi z serca, po raz kolejny tego wieczora.
- Koniec imprezy, wszyscy po ręczniki! - mężczyzna klasnął w dłonie, po czym wieszając się na swoim bracie, udał się do domu. Przeuroczy obrazek.
- Mel, my chyba będziemy się zbierać powoli, bo mało kto się trzyma w przyzwoitym stanie. Wiesz, zmęczenie po treningu bierze górę. - powiedział Xavi filozoficznym tonem, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Taaaak to zmęczenie rzuca was na kolana. - zamachałam znacząco brwiami i poszłam razem z nimi za resztą towarzystwa. Pożegnałam piłkarzy i trenera w imieniu swoim i Johna, który gdzieś się zawieruszył, po czym zamknęłam drzwi na zamek i powlokłam się na górę do swojego pokoju. Padłam twarzą w poduszki i nie wykazując żadnych oznak życia, zamknęłam do końca powieki. Ten dzień przyniósł tak wiele różnych wrażeń, że moja głowa ledwie radziła sobie z taką ilością emocji. Chcąc przynieść jej chwilę wytchnienia, zasnęłam.
*****
Wizyta moich rodziców przebiegała bez zarzutu. Mogłabym nawet rzec, że było podejrzanie spokojnie i beztrosko. Wszyscy zachowywali się tak, jakbyśmy przyjechali tu na wakacje. Nie żeby ich córka uciekła do Barcelony z hordą piłkarzy. Gdzie tam, nic takiego nie miało miejsca. Wspólne śniadania, spacery, oglądanie filmów wieczorami niczym amerykańska rodzina, było na porządku dziennym. O dziwo nie czuć w tym było za grosz sztuczności. Ani razu nie usłyszałam słowa krytyki odnośnie mojego zachowania, wyglądu czy podjętej decyzji. Nikt niczego nie kwestionował, a było to momentami tak drażniące, że sama miałam ochotę się skrytykować.
Była środa wieczór, a ja siedziałam w pokoju ślęcząc nad jakąś nudną książką, którą kazali mi przeczytać w przytułku tortur, potocznie nazywanym szkołą. Piłkarze trenowali przed meczem z PSG, który czekał ich pojutrze, więc nie mogłam znaleźć sobie nic pożytecznego do roboty. Było już naprawdę tragicznie, jeśli czytanie lektury było jedynym zajęciem nie przyprawiającym mnie o szaleństwo. Nawet Alex pojechał z Johnem i tatą na paintball. Mnie oczywiście nie chcieli zabrać, bo stwierdzili, że jestem dziewczyną i będę ich spowalniać. Zdziwiliby się, a młodemu to swoją drogą zapamiętam. Tak bolesnej zdrady z jego strony bym się nie spodziewała, a jednak. Toż to jest łasa, młoda i pazerna istota.
Tradycyjnie, kiedy wreszcie znalazłam wygodną pozycję do czytania, założyłam słuchawki i włączyłam muzykę, do pokoju wkroczyła mama. Niby do przewidzenia, ale irytuje zawsze tak samo. Chociaż tym razem musiałam przyznać, że była to miła odmiana. Odkąd mieszkam w Barcelonie, nikt nie interesuje się tym co robię. Wiem, że John mnie kocha, ale nie ubliżając mu, gdybym tu umarła, to zorientowałby się po tygodniu.
- Nie przeszkadzam? - zapytała, stojąc w drzwiach, w dopasowanej, czarnej sukience przed kolano. Zmierzyłam ją wzrokiem, przecież na seans komediowy, na który się umówiliśmy jak wrócą panowie, raczej się tak nie wystroiła.
- Nie skąd. - powiedziałam od razu widząc możliwość ucieczki od śmiertelnie nudnej książki. Odrzuciłam ją w kąt i podkuliłam nogi, robiąc tym samym rodzicielce miejsce na łóżku. Zrozumiała aluzję, ponieważ weszła i przycupnęła na skrawku materaca.
- Od czego by tu zacząć. Chyba nie byłam najlepszą matką. - powiedziała, a ja uniosłam brwi tak wysoko do góry, że miałam wrażenie, że za moment zrównają się z włosami na czubku głowy.
- Piłaś coś? - wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Spojrzała na mnie mrużąc oczy i niemalże widziałam, jak resztkami sił powstrzymuję się przed upomnieniem mnie o ton jakim się do niej zwracam. W końcu mnie nosiła przez 9 miesięcy, później rodziła ileś godzin, wychowywała 18 lat i tak dalej, to co zwykle jednym słowem. Chcąc uratować sytuację, uśmiechnęłam się niemrawo w jej stronę, co widocznie zadziałało, bo nie wróciła do tematu.
- Chciałam ci tylko powiedzieć Mel, że wbrew temu jak to wygląda i co pewnie sobie myślisz, ja i tata jesteśmy z ciebie dumni. Może nie okazywaliśmy ci wystarczająco miłości i czułości, może byliśmy zbyt rygorystyczni w twoim wychowaniu i nie zawsze się z tobą zgadzaliśmy, ale zawsze byłaś naszą małą Melisą, którą kochaliśmy nad życie. - siedziałam i słuchałam jej jak zahipnotyzowana. Nigdy wcześniej od niej czegoś takiego nie usłyszałam. Zawsze wydawało mi się, że rodzice podchodzą do mnie raczej na chłodno, bardziej jako : istnieje, trzeba o nią dbać, ubrać ją i nakarmić, wpoić moralne zasady, bla, bla, bla. Zero okazywania uczuć, słabości, broni, której mogłabym użyć, po to, aby podważyć ich autorytet. Mimo starań zgubiła ich edypowa przepowiednia, która spełniła się niezależnie od ich strachu, czy usilnych prób zmiany mojego charakteru. Tylko dlaczego mówiła mi o tym wszystkim właśnie teraz? Generalnie Alex coś wspominał o tym, że rodzice trochę zmiękli, po tym, jak wyprowadziłam się na stałe do Barcelony, ale nie myślałam, że aż tak. Zachowywali się przynajmniej tak, jakby podczas mojej nieobecności zgraja kosmitów wyprała im mózgi.
- Mamo ja o tym wiem. Nie wyprowadziłam się dlatego, że was nie kocham.. Uwierz, że gdybym mogła jakoś połączyć te dwie miłości to chciałabym mieć was przy sobie. - odpowiedziałam uśmiechając się do niej z dawno nie okazywaną czułością.
- Cieszę się, że tak mówisz i Bóg ci w dzieciach wynagrodzi, jeśli naprawdę tak uważasz. - mrugnęła do mnie, a ja się roześmiałam.
- Mamo.. - jęknęłam z głupkowatym wyrazem twarzy. - Chyba byś tego nie chciała. - tym razem roześmiałyśmy się obydwie.
- Masz chłopaka, prawda? - zapytała robiąc nagle minę mądrej sowy, a ja opadłam twarzą w poduszkę na łóżku.
- Mamo, koniec tej rozmowy, bo robi się naprawdę zła. - wymamrotałam przez materiał, a ona cmoknęła mnie w czubek głowy i wyszła z pokoju ze śmiechem. Podniosłam się do pozycji pionowej po kilku minutach, kiedy usłyszałam samochód na podjeździe. Pewnie już wrócili i zaraz zacznie się codzienna krzątanina. Cisza. Podejrzane... Spuściłam nogi na ciepłe panele, nadal nic się nie działo. - Mamo! - zawołałam, ale nikt się nie odezwał. Westchnęłam ciężko i poczłapałam do schodów. W reszcie domu nie paliło się żadne światło. Świetnie, wyszli i nic nie powiedzieli, jak zwykle czuje się taka potrzebna. Łomot do drzwi. Podeszłam ostrożnie wyglądając przez judasza. Na zewnątrz stał Alex. Otworzyłam bez wahania drzwi i wpuściłam go do środka.
- Oni są pokręceni! - wrzasnął, a ja aż podskoczyłam. - Zostawili mnie na progu i odjechali sobie na jakąś potańcówkę dla seniorów! - cisnął buty w kąt, a ja ukryłam uśmiech.
- Młody nie denerwuj się tak. - powiedziałam spokojnie, kładąc mu dłoń na ramieniu - To ich drugi miesiąc miodowy, zobacz jacy są szczęśliwi, wręcz nie do poznania. - posłałam mu uśmiech starszej, mądrej siostry, a on westchnął i opadł na kanapę.
- W sumie w tym waszym powietrzu jest coś takiego, że aż chce się żyć. - zaśmiał się i włączył telewizor.
- Tak czy inaczej, ja muszę ci wystarczyć. - oparłam się o ścianę dzielącą salon i kuchnię. - Znajdź jakieś dobre komedie, a ja zrobię tonę popcornu i zaraz tu wrócę. - rzuciłam i zniknęłam w kuchni, majstrując przy mikrofalówce.
Nigdy wcześniej, w całym swoim życiu, nie zjedliśmy chyba tyle tego słonego paskudztwa co tego wieczora. Leżąc brzuchami do góry, oglądaliśmy kolejne filmy. Wybiła północ. - Okey idziemy spać, bo jak wrócą nad ranem, to pewnie nas obudzą i i tak nie pośpimy. - chłopak bez słowa wstał z kanapy i wspiął się po schodach.
- Rzadko to mówię, ale masz rację. Dobrej nocy siostra. - rzucił i wszedł do pokoju, w którym aktualnie mieszkał. Pomachałam mu z dołu na pożegnanie, a sama wyłączyłam telewizor i zaczęłam zbierać ziarenka popcornu do miski. Kiedy salon przestał wyglądać jak po ataku antyterrorystów, zgasiłam światło i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam pod ciepłą kołdrę, którą szczelnie się otuliłam.
Stuk.
Stuk.
Stuk.
Stuk.
Ciche, lecz natarczywe pukanie, sprawiło, że otworzyłam oczy. Nieco zaspana podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież.
- Życie ci niemiłe pajacu?! - krzyknęłam lekko zachrypniętym głosem spod zmrużonych powiek. Przetarłam oczy i na trawniku zobaczyłam Neymara.
- Bez ciebie na pewno. - odkrzyknął, machając do mnie czerwoną różą. Koniec spania Meliso, robi się poważnie.
- Zwariowałeś? Wiesz która jest godzina? - zapytałam wściekłym szeptem, a on tylko wyszczerzył się w odpowiedzi. Oparłam się dłonią o parapet, a palce poślizgnęły mi się na czymś małym i twardym. - Czy ty rzucałeś mi w okno kamieniami?! - cisnęłam w niego znaleziskiem.
- Musiałem cię zobaczyć Mała. Zejdź do mnie. - powiedział, a ja postukałam się w czoło z cichym śmiechem.
- Niby jak? Obudzę Alexa. - odparłam, opierając się o okno.
- Tu nie jest wysoko, złapię cię. - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem. Kiedy przestałam się dusić, spojrzałam na niego, ale on był śmiertelnie poważny.
- Ty mówiłeś serio. - wyszeptałam już sama do siebie.
- Chodź, nie bój się. - zachęcał z uśmiechem, wyciągając ramiona, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem. W sumie raz kozie śmierć, jeśli przeżyje to będę miała co dzieciom opowiadać.
- Okey, przygotuj się, skaczę. - powiedziałam po czym wybiłam się lekko z parapetu, celując w otworzone ramiona chłopaka. Nie wiem co miał z fizyki, ale chyba nie był orłem, ponieważ siła z jaką moje ciało na niego spadło, mimo wszystko powaliło nas oboje na ziemię.
- Widzisz, obiecałem, że cię złapię. - zaśmiał się, obejmując mnie ciaśniej. Zaśmiałam się mimowolnie.
- To jaki jest niezmiernie ważny powód, dla którego namawiasz mnie do prób samobójczych? - zapytałam, wstając z Brazylijczyka i otrzepując ramiona z ziemi.
- Zabieram cię na przejażdżkę. - piłkarz również się podniósł i z nonszalanckim uśmiechem ujął moją dłoń, delikatnie ciągnąc mnie w stronę białego Audi.
- Eee Ney, jakbyś nie zauważył to jestem w piżamie. - zaprotestowałam szybko. Miałam na sobie jedynie ciemną koszulę nocną sięgającą mi tuż przed kolano. To zdecydowanie nieodpowiedni strój, żeby wychodzić na miasto.
- Wyglądasz cudownie, a teraz chodź. - przebierał zabawnie nogami, a ja miałam już mu zaproponować, żeby wszedł skorzystać z łazienki, ale wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i zanim się obejrzałam, siedziałam już w jego samochodzie. Podróż nie trwała długo, około 10 minut, co na barcelońskie warunki, było prawdziwą awangardą. Wysiedliśmy z samochodu, a ja zobaczyłam przed sobą dróżkę z osobliwych kształtów kamieni. Dziękowałam Bogu, że zdecydowałam się założyć jeszcze baleriny, które leżały pod moim oknem, bo w przeciwnym razie piłkarz byłby zmuszony nieść mnie na barana. Poprowadził mnie ową dróżką w głąb zarośniętej części chodnika. Po chwili moim oczom ukazała się piękna, pusta plaża. Jednak nie była to plaża przy hotelu Johna. Ta miała całkiem inne położenie, a widok jaki był zawieszony nad horyzontem, zapierał dech w piersiach.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam zauroczona nowym miejscem.
- To dzika plaża, mało kto tu przychodzi, a w nocy jak sama widzisz, widoki są nie do opisania. Pomyślałem, że ci się spodoba. - powiedział zadowolony z siebie chłopak. W odpowiedzi złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Nie posądzałabym go o taki romantyzm, a jednak zostałam mile zaskoczona. Byłam osobą, która wbrew pozorom lubiła niespodzianki, a w szczególności takie jak ta. Na plaży spędziliśmy około godziny, a była to najprzyjemniejsza godzina jaką mogłam tylko sobie wyobrazić. W końcu otulona jego kurtką wróciłam razem z samym zainteresowanym do samochodu. Po powrocie odprowadził mnie pod same drzwi.
- Mam szczęście, że John zostawia w doniczce zapasowe klucze. - zaśmiałam się i wyciągnęłam pożądany przedmiot. - Dziękuję za wszystko. - powiedziałam patrząc w czekoladowe oczy piłkarza.
- Dobranoc Mała. - ułożył swoje białe zęby w uśmiechu, a ja dotknęłam jego dłoni.
- Zostań. - wyrwało się z moich ust, a chłopak nie krył zaskoczenia. Mimo widocznego szoku, bez dalszej dyskusji wszedł do środka i powędrował za mną na górę.
- Mel, czy ty eee...? - jąkał się drapiąc się po głowie z zakłopotaniem wymalowanym na przystojnej twarzy.
- Chodź spać Łosiu. - zaśmiałam się i rzuciłam w niego poduszką. Brazylijczyk również się roześmiał i podszedł do łóżka. - Gdzie mam spać? - uniósł brwi do góry, a ja spojrzałam na niego spod opadającej mi na oczy grzywki.
- Wiesz ty się zmieścisz, ale twoje kosmate myśli raczej nie, więc masz problem. - oczami wskazałam mu cienki pasek materaca przy samym brzegu, na co on bez ostrzeżenia wskoczył na łóżko, robiąc sobie ze mnie poduszkę. - Złaź bo mnie zagnieciesz! - śmiałam się machając rękami i próbując go zrzucić.
- A było tak wygodnie. - powiedział, udając rozczarowany ton. Wywróciłam oczami, śmiejąc się pod nosem. Przesunęłam się w stronę ściany, robiąc mu miejsce, po czym wtuliłam się w jego tors. Poczułam jak całuje mnie w czoło. - Śpij dobrze czubku. - uśmiechnęłam się przymykając powieki. Pierwszy raz czułam się tak nieziemsko, zupełnie jakby jego ramiona były najbardziej wygodnym i bezpiecznym miejscem na ziemi. Nie martwiąc się o kolejny dzień zasnęłam snem, który mógłby się nigdy nie skończyć.
Witam Was wszystkich w 2015 roku! :*
Z góry (niestety znowu) przepraszam za to, że musiałyście tyle czekać na kolejny rozdział. Święta, jak to święta, wiadomo jak to jest. Jedzenie i Kevin sam w domu. Później z kolei, wyjechałam na koniec świata, ale o tym już wspominałam, także troszkę, ale tylko troszeczkę czuję się rozgrzeszona. :)
Jakością notki z kolei nie bardzo, ale to już ocenicie sami mam nadzieję w komentarzach. :)
Cóż trochę łzawa, trochę niemrawa, ale jest. Oczywiście, że się pogodzili i Ney nie uderzył tej drobnej, zadziornej kobitki. W końcu nie jest potworem, a i ja z niego nie będę takiego robić. Za to rola don juana do niego pasuje jak ulał :D Mam nadzieję, że bardzo się nie zawiedziecie po tak długim oczekiwaniu. :*
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i dzięki, że jesteście :) Lepszej motywacji nigdy nie miałam :D
<3
Rozdział świetny, czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ;) tylko czekać na kolejny :))♡♡♡
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na kolejny :3
OdpowiedzUsuńTaak <3 kocham ten rozdział czekało się długo alee warto było <33 mam nadzieje że Ney jak i Mel nic już nie wywiną xd czekam na next :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, jak zawsze zresztą ;) Ogólnie to opowiadanie naprawdę potrafi poprawić humor :) Dobrze, że się pogodzili, oby tylko znowu nic poważnego się nie zadziało :P
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
daj-mi-szanse.blogspot.com
Jezuuuuu.. jaki boski.
OdpowiedzUsuńI ona w tej bluzce z jego kurtką jejaaaa....
Cholera uwielbiam tego bloga jest bardzo bardzo bardzo dobry. Nieziemski świetny niepowtarzalny.
Barca ta klub jaki? Niepowtarzalny.
Tak bym też mogła śpiewać o tym blogu na serio :****
Oby się tylko nic złego nie stało bo oni razem to takie.. aw......
Ta plaża. Kurwa też tak chcem... :D
Czekam na nowy :*
Weny mycha....:*
GENIALNE! <3
OdpowiedzUsuńSuper, że się pogodzili, chociaż wątek z Leo był naprawdę niezły. I ten pożar, Boże uwielbiam Johna za to, że jest taki nieogarnięty :D
Pisz szybko następny :*
/Camille
Nareszcie się doczekałam!
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny i liczę na to, że niedługo pojawi się kolejny :)
Warto było czekać! ;* Rozdział BOSKI! <3
OdpowiedzUsuńTaki romantyczny pod koniec, noo ;3
Czekam na następny ;) / Zuza
Kiedy kolejny? :3
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3 wiesz kiedy dodasz następny? :)
OdpowiedzUsuńKochana, wczoraj trafiłam na tego bloga i dzisiaj wszystko przeczytałam. :D Muszę szczerze przyznać, że aż mi dech zaparło. Ty tak ślicznie piszesz, operujesz językiem, słowami. Aż Ci normalnie zazdroszczę! :p A rozdział jest po prostu cudowny. Tak, z pewnością CUDOWNY!! Cieszę się, że się pogodzili i zaczyna się wszystko układać. Ney taki romantyk w końcówce rozdziału <3 Nie mogę się już doczekać kontynuacji tej historii. Czekam ;**
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam, że jest nowy wpis to byłam tak szczęśliwa. <3
OdpowiedzUsuńTylko jestem zawiedziona tym, że Mel i Ney do siebie wrócili, bo prawdę mówiąc wolę Leo.
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. <3 <3
Pisz książkę! :-*
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział? To jest megaaaa *.* <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda się zaraz po weekendzie, bo aktualnie mam poświąteczny sajgon w szkole i raczej nic nie dam rady napisać :)
UsuńKiedy dodasz nowy roździał?
UsuńMyślę, że niestety w okolicach środy lub czwartku dopiero coś się uda :(
UsuńAle ja nie mogę się już doczekać *__*
UsuńJa tak samoo *.* pisz szybko <33 !
UsuńKiedy dodasz nstępny roździał? *__*
UsuńPostara się dzisiaj w nocy albo jutro :* Przepraszam za opóźnienia, ale pisałam dzisiaj rozszerzoną maturę z niemieckiego i niestety musiałam poświęcić trochę czasu na powtórkę :(
UsuńRozumiemy cię <3 nauka ważniejsza :)
UsuńTo już dzisiaj nie dodarz nowego roździału? *__*
UsuńKotki Kosmate Moje właśnie go piszę i liczę na to, że uda mi się dokończyć go w nocy zanim zasnę :) :*
UsuńZapraszam na nowy ważna notka pod rozdziałem. -->
OdpowiedzUsuńhttp://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2015/01/rozdzia-15-dobra-czyli-szykuje-mi-sie.html?m=1 <3
http://moje-zycie-moje-cierpienie.blogspot.com/2015/01/rozdzia-10-teraz-nie-jestes-ty-i-on.html?m=1 zapraszam na nowy liczę na komentarze ze szczerymi opniami 😘
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny :)
OdpowiedzUsuńPoza tym uwielbiam twoje porównania i przenośnie, są genialne. <3
Twoje opowiadanie jest cudowne naprawdę! :) Kiedy je czytam od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech,dziękuję Ci za to! W Nowym Roku chciałabym życzyć Ci jak najwięcej pisania i spełnienia marzeń nawet tych najskrytszych! Jesteś wspaniała! ❤
OdpowiedzUsuńPrzezytałam wszystkie rodzdziały na.keden strzal *-*
OdpowiedzUsuńBardzo swietne opowiadanie , czekam na następny ;*
Świetny <3
OdpowiedzUsuńCudowny <3
Genialny <3
No nwm co jeszcze pow xd
Mega cieszę się , że Ney i Mel do sb wrócili :3
Są cudoooowną parą :3
Czekam na nexta c:
Kocham <3
OdpowiedzUsuńhttp://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2015/01/rozdzia-16-nie-pytaj-mnie-czy-to-ma.html?m=1 zapraszam na nowy i liczę na szczera opnie 😘
OdpowiedzUsuńjakie ty piszesz długie rozdziały :OO kocham takie♥
OdpowiedzUsuńcieszę się, że jej nie uderzył. Wtedy chyba bym się załamała...
rozdział ogólnie fantastyczny<3 Twój styl pisania jest lekki, przyjemnie się czyta wszystko, co wychodzi spod Twojego pióra... albo klawiatury. Nevermind.
Czekam na kolejny :*
i przy okazji zapraszam do siebie na nn:)
http://make-me-heart-attack.blogspot.com/
L x
Pisz szybciutko! :) Czekam od 9 dni i po prostu już nie wytrzymuję *,*,
OdpowiedzUsuńhttp://moje-zycie-moje-cierpienie.blogspot.com/2015/01/rozdzia-11-do-siebie-miej-pretensje.html?m=1 zapraszam liczę na komentarz. I szczera opinię 😘
OdpowiedzUsuń