czwartek, 29 stycznia 2015

24. (...) znajdowała się w innym wymiarze na planecie Marc i nie obchodziły ją żadne ziemskie sprawy.

Piękne chwile jako, że były piękne, nie mogły trwać długo. Rodzice wrócili do Polski i mimo, że byli u nas prawie dwa tygodnie, to w chwili wyjazdu i tak wydawało mi się, że były to owszem dwa, ale krótkie, zwykłe dni. Swoją drogą nigdy nie przypuszczałam, że będzie mi tak bardzo szkoda się z nimi rozstawać. Alex oczywiście pojechał razem z nimi, ponieważ żadna z jego petycji, negocjacji, czy prób protestów nie przyniosła oczekiwanego skutku. Ja mogłam być tą mądrą sową, bo ratował mnie fakt, że postanowiłam dokończyć tu, rozpoczętą w Polsce szkołę. Był to chyba najmocniejszy argument, wobec wszelkich logicznych sprzeciwów ze strony rodziców. Wiedziałam i czułam przez skórę, że już nigdy tam nie wrócę. Oni też to wiedzieli i widocznie nie zamierzali zmieniać na siłę biegu historii. Tu znalazłam tak naprawdę swoje miejsce na ziemi. Wcześniej, nie przypuszczałabym, że gdziekolwiek będę czuła się tak swobodnie jak w Barcelonie. Powtarzam to pewnie 1007 raz, ale taka jest prawda, to miasto jest magiczne w każdym calu i centymetrze brukowanej, ulicznej kostki.
Jeśli chodzi o magię, działała ona dość niespodziewanie, często pokazując najpierw efekty uboczne niżeli coś pięknego, na co każdy po cichu czeka. Moim zdaniem to właśnie działo się z Johnem, bo innego wytłumaczenia na jego zachowanie nie znajdowałam. Rządziła nim chyba jakaś dziwna, mroczna siła, która sprawiała, że ciągle gdzieś znikał, był bardziej rozkojarzony niż normalnie (tak, to możliwe) i nie odklejał się od telefonu. Zapewne gdybym poświęciła temu trochę czasu, uskuteczniła jakieś małe śledztwo, bardzo szybko dowiedziałabym się o co chodzi. Jednak takowego czasu nie miałam. Obiecałam rodzicom skończyć szkołę i zamierzałam tej obietnicy dotrzymać, mimo że na co dzień było to trochę upierdliwe. Zamiast trenować, ślęczałam nad lekcjami, zamiast spotykać się z Neymarem i resztą siedziałam w przytułku tortur lub zasypiałam nad książkami. Nie tak wyobrażałam sobie życie w słonecznej Hiszpanii.
- Cześć mała. - usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Podniosłam zmęczony wzrok znad pliku testów, które regularnie musiałam wypełniać, aby nadrobić niektóre zaległości związane z nieco innym systemem nauczania. Odgarnęłam z twarzy poczochrane włosy i moim oczom ukazała się smukła sylwetka Brazylijczyka, który opierał się o framugę drzwi, prowadzących do mojego pokoju. Rozejrzał się nerwowo po pokoju, a ja uniosłam do góry brwi w akcie głębokiego zdziwienia.
- Coś nie tak? - zapytałam niepewnie, obserwując zachowanie chłopaka.
- Rozglądam się czy jest tu jeszcze ten, kto cię napadł, bo wyglądasz okropnie. - roześmiał się i podszedł bliżej. Kiedy był wystarczająco blisko, zarobił kuksańca w bok.
- Jak zwykle czarujący. - prychnęłam, na co on pocałował mnie w głowę i z ciekawością zajrzał mi przez ramię. Zauważyłam, że zabawnie marszczy brwi, kiedy patrzy na stos papierów porozrzucanych po biurku.
- Dobrze, że już nie muszę siedzieć nad takimi rzeczami. - powiedział, po czym wygodnie rozłożył się na poduszkach ulokowanych na moim łóżku. Obdarowałam go spojrzeniem "Chyba kpisz" i odwróciłam się całkiem w jego stronę, starając się nie patrzeć na ogrom pracy jaki jeszcze na mnie czekał. Zmierzyłam Brazylijczyka wzrokiem, jakoś ciężko było mi wyobrazić sobie jego, chodzącego do szkoły. Pewnie i tak całe życie gwiazdorzył. Nawet w inkubatorze.
- Coś do picia? - rzuciłam, wstając i prostując zdrętwiałe nogi.
- Chętnie. Sok poproszę. - nie wierzyłam własnym uszom, ale mimo woli się roześmiałam. Rzuciłam w niego poduszką, która do tej pory służyła mi jako podpórka pod łokieć.
- Chłopak idealny. - syknęłam przez zęby i wyszłam z pokoju. Na dole nie paliło się światło, co oznaczało, że Johna na pewno nie ma w domu. Gdyby był, zapewne wszystko co możliwe byłoby włączone i porozświecane jak w cyrku. Taką ma manię, a ja jakoś nie zwracam mu na to uwagi, dopóki to on w pełni płaci za rachunki. Po omacku dotarłam do kuchni i nalałam dwie szklanki pomarańczowego soku. Narzekam, że mój chrzestny jest elektrycznym maniakiem, ale sama nie jestem lepsza. Mój defekt polega na tym, że ile razy przewinę się przez kuchnię, tyle razy mam ochotę na tak zwane, niesprecyzowane jeszcze przez amerykańskich naukowców "coś". Moją sylwetkę ratuje to, że zazwyczaj w tym domu nic takiego, na co akurat miałabym ochotę, nie ma. Tym razem odkopałam jednak w szafce kilka kostek mlecznej czekolady i z tą właśnie zdobyczą oraz szklankami powędrowałam z powrotem na górę. - Jak wszedłeś? - zapytałam jeszcze będąc w korytarzu. Nie powiem, że mnie to nie ciekawiło, skoro drzwi były zamknięte od wewnątrz. Zamiast odpowiedzi, usłyszałam jak z kimś rozmawia. Bezceremonialnie wtargnęłam do własnego pokoju, o ile do własnego pokoju można "wtargnąć". I bardzo dobrze zrobiłam, ponieważ piłkarz rozmawiał z kimś przez mój telefon! Tego było zbyt wiele. W jednym momencie doskoczyłam do niego, nie pamiętając nawet kiedy odstawiłam szklanki na biurko. - Oddawaj to barbarzyńco! - ryknęłam, okładając go piąstkami. Z jednej strony nie miałam nic do ukrycia, jednak z drugiej nie wiedziałam kto dzwoni. Jeśli jedna z moich głupawych znajomych ze szkoły? Nie chciałam myśleć co będzie tam jutro. Sądzę, że porównywalnie do epizodu, kiedy to Ney postanowił przyjechać po mnie po zajęciach. Szał macicy jednym słowem.
- Nie wolno mi z siostrą porozmawiać? - zaśmiał się chłopak, jednocześnie odsuwając mnie od komórki, jednym, sprawnym gestem. Obudził we mnie jeżozwierza.
- To gadaj ze swojego telefonu! - zirytowałam się, jednak kiedy zauważyłam, że moje próby odebrania aparatu są daremne, wstałam i podeszłam do biurka. Takich jak on trzeba pokonać sposobem. Wzięłam do ręki miseczkę z czekoladą i zamachałam nią Neymarowi przed nosem. Całe szczęście osiągnęłam zamierzony efekt, ponieważ wodził za nią oczami jak zahipnotyzowany. - Oddaj telefon, a czekolada jest twoja. - powiedziałam niemal bezgłośnie. Ten praktycznie rzucił mi komórkę, zabierając miskę ze słodyczami. Roześmiałam się i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Wiedziałam, że teraz już na pewno dzisiaj nic nie zrobię. Nie było mowy o żadnej nauce ani niczym zbliżonym, nawet w brzmieniu do tego słowa.
- Nawet się nie pożegnał. - usłyszałam pełen wyrzutu głos Rafaelli w słuchawce. Pokręciłam z rozbawieniem głową, widząc zadowolonego z siebie piłkarza, który zapewne żył odtąd w przeświadczeniu, że zrobił interes życia.
- Neymar chyba ustalił priorytety, ale nie martw się, ja też przegrywam w zestawieniu z jedzeniem. - roześmiałyśmy się obydwie, na co chłopak skwitował to jedynie wrogim spojrzeniem. Siostra Brazylijczyka raczej do mnie nie dzwoniła, toteż byłam bardzo ciekawa, co to za pilna sprawa, która popchnęła ją do takiego czynu. Dziwnie było jednak o tym rozmawiać, kiedy w pokoju był jej ukochany, wścibski brat.
- Masz chwilkę? - zapytała, a ja uśmiechnęłam się w duchu. Ona subtelnie zapytała, za to inny odrost jej rodziny wpełzł do mojego domu bez zaproszenia i czuł się jak u siebie. Jednak jak widać, więzy krwi to nie wszystko.
- Nie martw się, twój brat zadbał o to, żebym miała dłuższą chwilę. - zaśmiałam się do słuchawki i oparłam głowę o ścianę, słuchając czym dziewczyna chce się ze mną podzielić.
- W ogóle to jutro jest mecz Barcelona - Elche, poszłabyś tam ze mną i Davim? - zapytała, a ja zostałam znokautowana tym pytaniem. Zupełnie o tym zapomniałam, a Neymar nie był na tyle łaskawy, żeby przypomnieć.
- No nie wiem, czy wszyscy będą zadowoleni z mojej obecności na meczu. - powiedziałam głośno, z pełną premedytacją. W odpowiedzi niedaleko siebie usłyszałam jedynie głośne plaśnięcie otwartą dłonią w czoło. - Ale w porządku, chętnie się z tobą tam wybiorę. - odpowiedziałam, obserwując zmieszanego "Katalończyka".
- Wiesz, po naszej ostatniej wizycie w aquaparku, Marc mnie zaprosił. Powiedział, że bardzo by chciał, żebym przyszła na ten mecz. W ogóle on jest taki uroczy. - wypaliła, a ja słuchałam jej w milczeniu, starając się powstrzymywać uśmiech, by nie zaciekawić nim chłopaka. Odchrząknęłam znacząco,żeby wiedziała, że cały czas jej słucham, tylko niezbyt mogę skomentować jej spontaniczne wyznanie. - Jak myślisz Mel, on tak na serio, czy tylko mu się nudzi i szuka jakiejś dziewczyny, żeby mieć kogo bajerować? - zapytała, a ja nie zastanawiałam się tyle nad samą odpowiedzią, co nad sposobem w jaki mogę jej ją przekazać.
- Moim zdaniem pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna. - postawiłam na wymijającą dyplomację. To zawsze się sprawdzało.
- Myślisz, że powinnam jakoś się no wiesz, odstrzelić na ten mecz? - zapytała niezgrabnie, a ja pomyślałam chwilę i z miną starej Indianki, odpowiedziałam:
- Postaw na naturalność. - brzmiałam trochę jak jakaś zabawna maszyna, wypluwająca z siebie niezrozumiałe wróżby, ale nie można mieć przecież wszystkiego.
- Jesteś wielka. Wiem, że Neymar wisi ci za uchem i nie możesz normalnie rozmawiać. Do zobaczenia jutro w takim razie. - odpowiedziała lekko ośmielonym głosem.
- Jak ty go znasz. Do zobaczenia. - odpowiedziałam z uśmiechem i rozłączyłam rozmowę.
- Mel.. - zaczął powoli i niepewnie piłkarz, a ja zaplotłam ręce na piersi i wbiłam w niego oskarżycielski wzrok. - Eee przyjdziesz jutro na mecz? - podrapał się po głowie, a ja uniosłam brwi do góry tak, że wyglądało jakbym wstrzyknęła sobie botoks.
- Tak,Raff mnie zaprosiła. - odpowiedziałam sucho, a w pokoju zapanowała cisza.
- Na śmierć zapomniałem ci powiedzieć. Ale obiecuję, że jak przyjdziesz to ci to wynagrodzę. - powiedział stanowczym, ale jednocześnie miękkim tonem. Przekrzywiłam głowę, słuchając w zaciekawieniu, co tym razem wymyślił. - Zobaczysz, jestem gotowy stanąć na środku stadionu i wykrzyczeć całemu Camp Nou i całemu światu, że cię kocham.
- Jesteś idiotą, Neymar. - powiedziałam, a na moich ustach zagościł uśmiech.
- Wiem, ale twoim. - roześmiał się i rzucił we mnie poduszką.


*****


Po powrocie ze szkoły nie zostało mi zbyt wiele czasu, żeby doprowadzić się do porządku, przed wyjściem do naprawdę cywilizowanych ludzi. Nie patrząc nawet w stronę kuchni i nie marząc o obiedzie, ruszyłam z determinacją wypisaną na twarzy do swojego pokoju. Stanęłam przed pokaźnych rozmiarów szafą, podpierając się pod boki.
- Nie ma się w co ubrać. - powiedziałam sama do siebie, po czym się roześmiałam i zaczęłam przerzucać wieszaki z ubraniami. Wiem, że to już chyba jakieś silne objawy choroby psychicznej, skoro nie tyle mówię do siebie, ale jeszcze się z tego śmieje, ale cóż ja biedna mogłam na to poradzić. Jedynie starać się tym nie zarażać, o ile to możliwe. Chyba nigdy nie spędziłam tyle czasu, zastanawiając się co na siebie włożyć. Nie wiem czym było to spowodowane. Czy jak sądziła moja szanowna rodzicielka tym, że dojrzałam, czy zwykłą próżnością, żeby nie wyglądać jak Kopciuszek przy Rafaelli. Po kilkudziesięciu ciężkich minutach spędzonych w pozycji modlitewnej przed stertą ubrań w końcu zdecydowałam się na kremową, zwiewną bluzkę na ramiączkach i czarne rurki z suwakami. Nie było to może nic odkrywczego, ale powiedzmy sobie szczerze, miało mi się po prostu podobać. Rozpuszczone włosy podpięłam po bokach wsuwkami i nałożyłam delikatny makijaż. Około 19 byłam gotowa do wyjścia. Zostawiłam Johnowi kartkę, w której zwięźle zawarłam wszelkie potrzebne informacje do ewentualnego procesu namierzania. Zamówiona taksówka w pół godziny dowiozła mnie na Camp Nou, które wyglądało cudownie. Tętniące życiem, bijące blaskiem, z mnóstwem ludzi powoli zapełniających trybuny. Automatycznie skierowałam się do przejścia do "loży". Pamiętałam jakby to było dosłownie wczoraj, jak pierwszy raz się tu pojawiłam, nie wiedziałam kompletnie gdzie iść i co ze sobą zrobić. Teraz wydawało się to być odległym i nieprawdziwym odczuciem, jednak było coś, co się nie zmieniało. Camp Nou zachwycało za każdym razem tak samo. Kiedy dotarłam na wyznaczone miejsce, rodzina Brazylijczyka już siedziała na trybunach.
- Cześć. - rzuciłam i przywitałam się serdecznie z dziewczyną.
- Cesc Mel! - krzyknął uradowany Davi, a ja w odpowiedzi poczochrałam mu blond loki na czubku głowy.
- Widziałaś Marca? - zapytałam, starając się przekrzyczeć dudniącą na stadionie muzykę, spotęgowaną dodatkowo świetną akustyką.
- Przywiózł mnie tutaj, bo młody pojechał z tatusiem. - odpowiedziała, a na jej ustach automatycznie zagościł szeroki uśmiech. To nie wymagało komentarza, dlatego odpowiedziałam jej również uśmiechem. Na rozpoczęcie gry nie musiałyśmy długo czekać. Kiedy piłkarze wybiegli na boisko, na całym stadionie zapanował przyjemny dla uszu gwar. Podeszłam do barierki i rozejrzałam się dookoła. Zdecydowana większość kibicowała Blaugranie, a ja mimo szacunku do drużyny Elche, popierałam ich całym sercem.
Szybkie uściśnięcie sobie dłoni i mogli zaczynać. Muszę przyznać z ręką na sercu, że przez pierwsze minuty kompletnie nic się nie działo. Wyglądało to bardziej tak, jakby budzili się z jakiegoś dziwnego transu, uczyli się na nowo biegać, z początku niepewnie, już po kilku chwilach osiągając prędkość błyskawicy. Za każdym razem umiejętności obchodzenia się z piłką, imponowały mi tak samo. Robili to z taką lekkością jakby była to najłatwiejsza rzecz na świecie. Śledziłam jak poruszają się ich nogi, można to było nazwać niemalże swego rodzaju tańcem. Każdy ruch był płynny, energiczny i przemyślany. Przyszedł czas na pierwszą bramkę, a jej szczęśliwym zdobywcą był Gerard. Radość jaka zapanowała na trybunach była wręcz nie do opisania. Krzyki, gwizdy, śpiewy i brawa wypełniły mury Camp Nou.
Mecz był na przyzwoitym poziomie, jednak agresja i ilość rozdanych kartek podczas gry znacznie wzrosła. Kiedy Barcelona, dzięki Brazylijczykowi prowadziła 3:0, mogłam powiedzieć, że zaczęło to bardziej wyglądać jak zapasy niż mecz piłki nożnej. Faul za faulem, a Luis Enrique mało nie wyrwał sobie wszystkich włosów z głowy. Nie z powodu wyniku, a obaw o poważniejsze kontuzje, które mogłyby wykluczyć jego najlepszych zawodników z dalszej gry. Krążyły słuchy, że jego kariera wisi na włosku, więc nie dziwiłam się wcale jego zdenerwowaniu. Sama byłam kłębkiem nerwów, widząc jak co chwila upada na murawę, któryś z moich przyjaciół. Taka smutna prawda, piłkarz z zawodu, kaskader z przypadku, jak to zwykł mawiać mój tata. Mecz zakończył się szczęśliwie, bez strat w ludziach, wynikiem 5:0 dla Barcy.
Od około 20 minut Davi Luca głośno wyrażał swoją dezaprobatę dotyczącą tkwienia w "loży", kiedy jego tata jest na boisku. Po zakończonej grze, dla swojego zdrowia psychicznego, zabrałyśmy małego na dół, żeby mógł wreszcie rzucić się na Neymara, co planował od dłuższego czasu. Przywitałyśmy się obydwie z każdym z piłkarzy, czekając na "swoich". Oczywiście ciągnęli się na samym końcu razem z Messim.
- Cześć Leoś. - powiedziałam i przytuliłam się do Argentyńczyka, a on odwzajemnił gest. - Byliście świetni dzisiaj, prawda Raff? - zapytałam, jednak odpowiedź nie nadeszła. Odwróciłam się i zobaczyłam jak zapatrzona maślanym wzrokiem w Bartre, ucina sobie z nim pogawędkę.
- Dzięki, super to słyszeć. - powiedział z uśmiechem. - Nie gniewaj się, ale marzę o prysznicu, widzimy się później? - pokiwałam głową ze zrozumieniem i odsunęłam się, robiąc mu przejście.
- Pewnie, do zobaczenia. - rzuciłam i odwróciłam głowę w poszukiwaniu Neya. Siedział z synkiem na ławce pod ścianą i się z nim bawił. - Cześć Gwiazdorze. - musnęłam delikatnie jego usta i usiadłam obok.
- Ślicznie dzisiaj wyglądasz, mała. - powiedział po chwili, nie odrywając wzroku od mojej osoby. Czułam jak się rumienię. Zauważył. Opłacało się tyle czasu siedzieć nad tą stertą ciuchów. Łkać w bluzki, smarkać w spodnie. Nie no oczywiście żartuje z tym smarkaniem, nic takiego nie miało miejsca.
- Dziękuję. - wydukałam nieskładnie, spuszczając wzrok. Usłyszałam śmiech chłopaka i odwróciłam na niego zaciekawione, pytające spojrzenie.
- Czyżbyś się zawstydziła? - poruszał zabawnie brwiami, a ja zmarszczyłam czoło.
- To jakaś nowość, mów mi to częściej, a nie będzie to dla mnie takim szokiem, że aż mam skok ciśnienia. - odpowiedziałam, drocząc się z nim.
- Idziecie z nami na imprezę, gołąbeczki? - Marc podszedł do nas i byłam prawie pewna że trzymał Rafaellę za dłoń. Ją pominę, ponieważ znajdowała się w innym wymiarze na planecie Marc i nie obchodziły ją żadne ziemskie sprawy. Spojrzałam na piłkarza siedzącego obok mnie, z małym dzieckiem na kolanach.
- Idźcie sami. - odpowiedział, po telepatycznym porozumieniu, które nawiązaliśmy przed kilkoma sekundami. Pokiwałam głową na znak, że zgadzam się z tą decyzją. Nie trzeba było im tego dwa razy powtarzać, ulotnili się tak szybko, jak się koło nas pojawili. Stadion powoli pustoszał, a nasza trójka wciąż siedziała na korytarzu. W końcu udało mi się przekonać Neymara, żeby poszedł się umyć i przebrać, bo skończy się tak, że zostanie sam i będzie robił problem pracownikom, którzy chcieliby pewnie wszystko pozamykać i iść do domu. Czekałam na korytarzu, grając z Davim w łapiki, kiedy dostałam sms-a od jego ciotki " Jest CUDOWNIE. Najpiękniejszy sen w moim życiu, nie chcę się budzić!".
- No no, twoja ciocia dzisiaj zaszalała. - zaśmiałam się cicho do chłopczyka, chowając telefon do kieszeni letniej kurtki. Na horyzoncie pojawił się piłkarz. Był w wyraźnie smętnym nastroju, nawet wygrana go nie cieszyła. Powód był prosty, jutro Davi wracał razem z Raff do domu. Ze zrozumieniem położyłam chłopakowi dłoń na ramieniu i w trójkę ruszyliśmy w stronę wyjścia z Camp Nou.


*****


Kolejny dzień był jedną, wielką porażką, ponieważ po wczorajszym wieczorze byłam totalnie nieżywa. We wspomnianym już wcześniej przeze mnie przytułku tortur nikt nie patrzył na to jaki miałam "status społeczny", a mecz FC Barcelony wcale nie był żadnym usprawiedliwieniem na moje nieprzygotowanie i brak kontaktu z rzeczywistością. Dziękowałam w duchu miłosiernemu Bogu, że nie poszłam wczoraj na żadną imprezę, bo moje pojawienie się tu dzisiaj, byłoby jeszcze bardziej wątpliwe. Licząc na szczęście, próbowałam przetrwać bez szwanku cały, ciągnący się w nieskończoność dzień. Skończyło się na upomnieniach, więc po wyjściu na wolność, mogłam ten dzień zaliczyć do udanych. Pojechałam prosto do hotelu, ponieważ nie miałam ochoty siedzieć znowu sama w wielkim domu. Paradoksalnie, John traktował dom jak hotel, bo widywałam go tylko przez moment rano i rzadko wieczorem. Była godzina 16, a ja stałam w holu, rozglądając się jak zagubione szczenię.
- Pewnie wszyscy są na jakimś treningu. - pomyślałam. W końcu postanowiłam wyjść się przewietrzyć. Skierowałam się w stronę parku, który był idealnym miejscem do spokojnego, miłego spędzenia czasu. Szłam przed siebie około 10 minut, kiedy w oddali mignęły mi znane mi jasne, anielskie loczki. Podeszłam bliżej.
- Kogo to moje śliczne oczy widzą. - zaśmiałam się, widząc Neymara z Davim Lucą, którzy kopali piłkę między drzewami.
- Cześć piękna. - piłkarz z uśmiechem porwał mnie w ramiona.
- Cesc piękna! - powtórzył mały, chichocząc, a ojciec pokręcił głową.
- On będzie gorszy ode mnie. - kopnął piłkę w stronę dziecka.
- Nie martw się, nie da się. - odpowiedziałam, co zostało docenione soczystym kuksańcem w bok. Odrzuciłam torbę na trawę i zaproszona do wspólnej gry, tak spędziłam kolejne godziny.
Wróciłam do domu w okolicach 19, ponieważ uznałam, że będzie to optymalna pora, która pozwoli mi jeszcze coś zrobić na jutro. Zapaliłam światło na dole i weszłam do łazienki, żeby obmyć ręce. Na początku nie zauważyłam kompletnie nic dziwnego, jednak później moją uwagę przykuły dwa rzędy starannie ułożonych kosmetyków, oraz zwiększona liczba ręczników. Przerażona wybiegłam z łazienki i zaraz po tym wylądowałam z hukiem na podłodze. Na środku stała spora walizka, o którą miałam nieszczęście się potknąć.
- John! - mój zirytowany krzyk dał się słyszeć zapewne kilka przecznic dalej. Zebrałam swoje zwłoki z podłogi i pokuśtykałam na górę, ponieważ widziałam snop światła dobiegający z mojego pokoju. Mimo pulsującego bólu w prawej stopie, pokonałam schody niczym huragan, prawie zabierając je ze sobą. Otworzyłam z impetem drzwi do swojego pokoju. - Czy ty możesz mi wyjaśnić co ta walizka robi... - zaczęłam swój lament, jednak urwałam widząc, że w pokoju nie ma mojego chrzestnego. Zamiast niego, wpatrywała się we mnie para nienaturalnie jasnych oczu, wyłaniających się spod grzywy ciemnych włosów.





Wiem, wiem znowu jestem niedobra, nieczuła i nie wiem co jeszcze, ale naprawdę mam problem z czasem lub jego organizacją. Tak czy inaczej dotyczy to kwestii czasu ;(
Nowy odcinek jest, ale nie będę się na jego temat standardowo wypowiadać. Osąd pozostawiam Wam :)
Boże, nie wierzę. Jest ta godzina, a ja nie śpię.. Ale obiecałam Wam odcinek, więc nie wyobrażałam sobie nie wywiązać się z obietnicy. Może to już nie środa, ale zanim wstaniecie w czwartek to odcinek już będzie, więc troszkę się rozgrzeszam :)
Macie jakieś pomysły, życzenia, uwagi odnośnie fabuły? Piszcie, na pewno przeczytam i postaram się zastosować :* Już wiem, że umknął mi niechcący jeden ważny wątek, ale spokojnie, dzięki czujności jednej z Was pojawi się on tutaj już w następnym rozdziale.
O matko, zdradziłam co będzie dalej. Nie, idę lepiej spać, tak będzie znacznie lepiej dla świata :)
Do napisania niedługo ;)

<3

37 komentarzy:

  1. Świetne dżizys co będzie dalej. Kiedy kolejny rozdział??

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez te końcówkę nie mogę wytrzymać. Ciągle zastanawiam się, co będzie dalej! :D Cudowny rozdzialik. ;) Już nie mogę się doczekać nexta. :D A w międzyczasie zapraszam do mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ty w ogóle sypiasz, dziewczyno? :*
    Nie żebym narzekała, bo pojawił się kolejny wspaniały rozdział, ale martwię się, żebyś się nie wykończyła :)
    Odcinek jest świetny i warto było na niego czekać każdą ilość czasu. Wścibski Neymar najlepszy, mam wrażenie, że tu akurat dużo nie musiałaś zmyślać z tą jego cechą charakteru. Wygląda na takiego :D
    Tytuł mylący i przyprawiający o zawał, tak jak zakończenie, także czekam na kolejny :) :*
    / Camille

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudeńko *-*
    No i jak można to zakończyć w takim momencie ? xd
    Życzę dużoo weny <3
    Czekam na następny! ;**/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejuuuuu... boski czekam na nexta zniecierpliwiona *.*.*.*.*
    Tylko kto to jest? Byle jej krzywdy nie zrobił bo go zajebie ona jest taka kruchaa.. kochana.. nie no :ccc
    Czekam na nowy KOCHAAAAM TEGO BLOGA *^*
    Jejuuuu... <333333
    Wenny buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. super :***** http://pilkatocoswiecej-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakończenie w takim momencie? Chcesz mnie zabić? Teraz nic nie będę robić tylko się zastanawiać, co i jak... Boski rodział <3 Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. http://moje-zycie-moje-cierpienie.blogspot.com/2015/01/rozdzia-13-niczego-sie-tu-nie-boje.html?m=1zapraszam na nowy czekam na szczere opinie. Ważna notka pod rozdziałem :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham tego bloga!
    Obiecaj mi dziewczyno, że nigdy nie przestaniesz pisać :-*

    OdpowiedzUsuń
  10. piękne ;) zapraszam na mojego bloga
    http://footbalandyou.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajebisty <3 :D i Marc.... <3 :3
    Czekam na next ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. http://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2015/02/rozdzia-19-trzy-metry-nad-niebem.html?m=1 zapraszam na nowy liczę na komentarze i szczere opinie jak ostatnio

    OdpowiedzUsuń
  13. http://nienawiscmilosc.blogspot.com/2015/02/wstaam-z-ozka-i-udaam-sie-do-azienki-w.html?m=1 blog mojej kuzynki czytałaś kiedyś jej bloga teraz prosiłabyn żebyś jej pomogła zebrać znów czytelników ma telent

    OdpowiedzUsuń
  14. Przeczytałam całą historię od początku 🙌 wspaniałe 😍mam nadzieję, że szybko ukaże się następny odcinek 💜

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam całą historię od początku 🙌 wspaniałe 😍mam nadzieję, że szybko ukaże się następny odcinek 💜

    OdpowiedzUsuń
  16. Najlepsze,najwspanialsze po prostu idealne opowiadanie. Kocham je!

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej :-)
    Bardzo ciekawy rozdzial i w ogole podoba mi sie jak piszesz, fajne dialogi i ciekawie opowiadasz. Nawet sie nie obejrzalam a tu juz koniec. Takze czekam na nexta i wpadnij do mnie, jesli chcesz wtajemniczenipoczatekkonca.blogspot.com
    Pozdrawiam i weny zycze :-)
    Juliet

    OdpowiedzUsuń
  18. http://moje-zycie-moje-cierpienie.blogspot.com/2015/02/rozdzia-14-zegar-tyka-w-suchawkach-gra.html?m=1 zapraszam na nowy liczę na szczere komentarze jak zwykle😚

    OdpowiedzUsuń
  19. rodział jak zawsze dopracowany:) no no ciekawie się robi :)
    zycze weny:)
    buzi:*
    lucyandneymar.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Odpowiedzi
    1. Jest już w pisaniu więc myślę, że jakoś w weekend powinien się pojawić ;)

      Usuń
    2. Kiedy kolejny będzie?

      Usuń
  21. W takim momencie ://
    ciekawe kto to
    Hahah a Ney mnie tu rozwala <3 hahah
    Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Kiedy dalej? 1.5 Tyg juz nie ma:((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przykrością informuję, że oczywiście nie wyrobiłam się w założonym terminie i nowy odcinek pojawi się w przeciągu najbliższych kilku dni. Postaram się, żeby było to jak najszybciej (myślę o jutrze lub wtorku), ale jestem chora i że tak powiem mimo szczerych chęci jakoś nie bardzo mam siłę na współpracę z komputerem :(
      Mam nadzieję, że poczekacie jeszcze te kilka chwil :) :*

      Usuń
  23. http://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2015/02/rozdzia-20-czy-ty-jeszcze-mnie-kochasz.html?m=1 zapraszam na nowy liczę na szczere opinie 😘😘

    OdpowiedzUsuń
  24. kocham ten blog ;) jesteś świetna =D
    http://barcaismylife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Czekam na nowy rozdział :) A tymczasem zapraszam do mnie:
    daj-mi-szanse.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie ma już 2 tyg haaaalo:(

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja cie pindolne uwielbiam twojego bloga :) tylko kiedy następny rozdział :) ?
    Do tego czemu nie ma obserwujących ? Jeśli ne umiesz ustawić to układ strony dodaj gadżet chyba inne albo więcej gadzętów i obserwacja musisz poszukać dzięki temu na bierząco będziemy wiedzieli kiedy dodasz rozdział . Tak to uwielbiam twój styl pisania ale jakoś akcja bardziej podoba mi sie kiedy były wakacje i wgl było jakoś bardziej ciekawie ale i tak uwielbiam twojego bloga :) <3
    Pozdrawiam
    http://dreamslivemyand.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń