Przez następne dni Neymar obchodził się ze mną jak z jajkiem. Traktował mnie jak księżniczkę i niemal nosił na rękach. Wiem, to do niego niepodobne i trudne do wyobrażenia, ale tak właśnie było. Mi też nie mieściło się to w głowie. Zachowywał się jeszcze bardziej dziecinnie niż przedtem, co oczywiście graniczyło z cudem. No i kto by pomyślał, cicha, niepozorna Melisa Henderson wylądowała u boku jednego z najsławniejszych piłkarzy na świecie. Na początku dawkowaliśmy ilość spędzanego ze sobą czasu, jednak później trochę mu odpuściłam i spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Tak jak właśnie dzisiejszego popołudnia. Właśnie wkładałam telefon do kieszeni spodni, kiedy do drzwi mojego pokoju ktoś zapukał.
- Czego dusza pragnie? - rzuciłam zakładając kolczyki.
- Gotowa? - zapytał Brazylijczyk obracając w palcach kluczyki od samochodu. Spojrzałam na niego powoli się uśmiechając, kiedy zauważyłam, że z trudem maskuje oznaki zniecierpliwienia.
- To ty nie wiesz, że na kobietę zawsze się czeka? - odpowiedziałam odwracając się z powrotem do lustra i rzucając krótkie spojrzenie na efekty. W głowie wypowiedziałam moją nieśmiertelną mantrę pod tytułem "Lepiej nie będzie" i wyszłam z pokoju, dokładnie go zamykając. Złapaliśmy windę, gdzie na całe moje szczęście znajdowało się wielkie lustro, w którym widziałam się od stóp do głów. Także mniej lub bardziej krytyczna ocena mojego wyglądu była pierwszym co zrobiłam wchodząc do małej kabiny. Kiedy skończyłam rozpaczać nad sobą, przyjrzałam się Neymarowi. Miał na sobie standardowo szerokie spodnie i białą koszulkę, jednak na jego głowie zamiast czapki znajdowała się starannie ułożona fryzura. Zapewne spędził nad nią więcej czasu niż ja, ale za to wyglądał jak zwykle bez zarzutu. Wyszliśmy za zewnątrz gdzie czekał już samochód, który niemalże swoim wyglądem powalił mnie na kolana. - To twoje cudo? - wyszeptałam podchodząc bliżej i nie mogąc oderwać wzroku od auta.
- Jest wypożyczone. - odpowiedział z uśmiechem i wsiedliśmy do samochodu. Już po chwili mknęliśmy do galerii handlowej na przedmieściach Barcelony. Dziś postawiliśmy na normalność. Nic wyszukanego, nudna, aż do bólu normalna para. Prędkość jaką rozwijało Ferarri mroziła mi momentami krew w żyłach i podświadomie zaciskałam palce na siedzeniu z taką siłą i mocą, że obawiałam się, że przy ostrzejszym zakręcie kawałek zostanie mi w dłoni. Takim sposobem szaleńczej jazdy po niespełna pół godzinie byliśmy na miejscu. Wyglądałam jakbym zaraz miała wyzionąć ducha, za to Ney był z siebie wyraźnie zadowolony. Z subtelnością huraganu chwyciłam go pod ramię, na co on wesoło się roześmiał. - Za szybko jechałem, panno Henderson? - zapytał poruszając zabawnie brwiami co spowodowało, że spotkał się z moim karcącym spojrzeniem.
- Mam nadzieję,że jesteś fotogeniczny, bo na to pytanie odpowiedzą ci zapewne zdjęcia z fotoradarów. - rzuciłam i ruszyliśmy w stronę wejścia do zatłoczonej galerii. Ludzie biegali tam, jak gdyby był to tor dla sprinterów, a nie zwykły labirynt korytarzy, co chwila potrącając jedni drugich. Spojrzałam na chłopaka obok i nie mogąc się powstrzymać wywróciłam oczami ze śmiechem. - Zdejmij te okulary, chyba cię słońce nie razi, a niewidomy z tego co wiem też nie jesteś.
- Jestem gwiazdą piłki nożnej, Mel. Ludzie pewnie zaraz się na mnie rzucą. - Brazylijczyk nachylił się w moją stronę konspiracyjnie szepcząc.
- Ci ludzie? - wskazałam na tłum - Neymar, oni nawet nie widzą siebie nawzajem. A tymi okularami dodatkowo ściągasz na siebie uwagę. - dodałam, a on po chwili wahania wykonał moje polecenie. Widziałam kątem oka, że ma niezbyt szczęśliwą minę z tego powodu. No baa zapomniałabym, że on kocha być w centrum uwagi.
- Może pójdziemy do kina? - zapytał kiedy mijaliśmy wielkie plakaty zachęcające do obejrzenia najnowszych produkcji. Przytaknęłam i pociągnęłam go w stronę elektronicznej kasy. - Wybierz film - wskazał na dotykowy monitor, który zastępował zwykłego sprzedawcę. Ku jego wielkiemu zdziwieniu wybrałam Niezniszczalnych. Maszyna wydrukowała bilety, a ja odwróciłam się z szerokim uśmiechem do oniemiałego chłopaka.
- Chodź chodź, bo się spóźnimy na seans. - zaśmiałam się i pociągnęłam go w stronę odpowiedniej bramki. Usadowiliśmy się oczywiście wysoko, bodajże był to trzeci rząd od góry. Światło było już zgaszone i właśnie puszczano nieśmiertelną porcję reklam.
- Auć.! - usłyszałam za sobą i stłumiłam wybuch śmiechu. Kiedy usiadłam zobaczyłam wyklinającego szeptem napastnika, który siadając zahaczył o nogę fotela.
- I kto by pomyślał, że na boisku nie zabijasz się o własne nogi. - zaśmiałam się cicho kręcąc głową, na co on zgromił mnie spojrzeniem. Kiedy je napotkałam wiedziałam, że jeśli powiem jeszcze słowo to on na pewno w najbliższym czasie się na mnie zemści. Poznałam już jak bardzo głupie potrafią być jego głupie pomysły i aż się bałam co może zrobić, więc jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zamilkłam jak zaklęta. Film się zaczął i wciągnął mnie bez końca. Dużo wybuchów, wysportowanych "kolesi" z karabinami, robiących imponujące wyczynowo rzeczy. Taaak, to było to. W połowie filmu poczułam leciutkie uderzenie w ramię, które zignorowałam myśląc, że może ktoś przechodził i przypadkiem mnie potrącił. Jednak sytuacja powtórzyła się kilka razy w przeciągu następnych kilku minut. - Ney. - zawołałam szeptem Brazylijczyka, który aktualnie wpatrywał się w ekran śledząc akcję filmu.
- Hmm.. - mruknął nie odrywając wzroku od pościgu, który właśnie miał miejsce.
- Ktoś mnie ciągle czymś trąca, już mnie to zaczęło denerwować. Mógłbyś? - zapytałam, a on spojrzał w moją stronę.
- Też to czułem kilka razy, ale za nami nikt nie siedzi, Mel. - odpowiedział spokojnie i objął mnie ramieniem. Posłusznie położyłam tam głowę, jednak pozostałam czujna. Zamierzałam wytropić źródło owej niedogodności. Na kolejny "atak" nie musiałam długo czekać. Odwróciłam się mrużąc oczy dla lepszej widoczności i moim zdumionym oczom ukazały się dwie znajome sylwetki, teraz chowające się za siedzeniami. Zdradziły ich jedynie szepty i cichy śmiech, którego na pewno nie wydawał żaden obecny tu mebel.
- Uduszę ... - syknęłam, na co Ney wyraźnie się ożywił odwracając w moją stronę. Momentalnie rozwiałam jego wątpliwości wskazując oskarżycielsko palcem w stronę roześmianych Bartry i Pique, którzy siedzieli dwa rzędy za nami i jak się okazało, rzucali w nas popcornem. Kiedy chłopak się odwrócił obaj pomachali mu wesoło, a ja klepnęłam się w czoło. Zaczęłam wyciągać kulki prażonej kukurydzy z włosów, a winowajcy jak gdyby nigdy nic przysiedli się do nas. Całe szczęście, że w kinie było mało ludzi, a ci, którzy już jakimś cudem się tam znaleźli, byli tak wciągnięci w akcję, że nie odrywali się od niej słysząc nasze tłumione szepty. - Jesteście straszni, powinni wam kazać to później posprzątać - rzuciłam w stronę piłkarzy, którzy rozsiedli się obok Neymara. Zapewne z jego strony czuli się o wiele bezpieczniej niż z mojej. To byłoby w tym momencie jak okrutne i brutalne samobójstwo, ponieważ przez następne 10 minut zamiast filmu, oglądałam swoje włosy w poszukiwaniu resztek ich jedzenia. Zupełnie jak w przedszkolu. Generalnie film spodobał się całej naszej czwórce co jednogłośnie skomentowaliśmy po wyjściu z kina.
- Wracacie z nami? - zapytał Marc gryząc długiego żelka, a ja uśmiechnęłam się szeroko i wyprzedzając Brazylijczyka odpowiedziałam.
- Nie, my jeszcze trochę pospacerujemy. - napastnik spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale nie odezwał się nawet słowem. Pożegnaliśmy się z piłkarzami i kiedy tylko zniknęli za zakrętem usłyszałam.
- Wiesz, która jest godzina? - ruchem głowy wskazał na zegar na, którym wybiła 22. Położyłam dłonie na jego ramionach i obdarowałam go słodkim uśmiechem.
- Tak wiem, jeszcze zazwyczaj nie kładę się spać, ale no skoro ty musisz, to rozumiem.. - powiedziałam wiedząc, że teraz na pewno czeka nas jeszcze dobre kilka godzin poza hotelem.
- Ja nic nie muszę, ja ewentualnie mogę. - jego zadziorny ton utwierdził mnie w poprzednim przekonaniu. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. - Masz ochotę coś zjeść? - rzucił podczas naszej ekspresowej podróży w stronę wyjścia z galerii.
- Hmm może coś słodkiego. - odpowiedziałam kiedy jechaliśmy schodami w dół. Kiedy przekroczyłam próg budynku uderzyło mnie świeże, rześkie, wieczorne powietrze. Przymknęłam na moment oczy delektując się tą chwilą. Była idealna. Szliśmy ze splecionymi dłońmi, zerkając na siebie ukradkiem z subtelnymi, lecz radosnymi uśmiechami. Ludzie, którzy nas mijali się nie liczyli, byliśmy tylko MY. Nigdy nie marzyłam, nigdy nie przypuszczałam, że taka wspaniała i niepowtarzalna chwila będzie miała miejsce w moim życiu. Życiu, w którym romantyzm dawno został brutalnie zamordowany przez otaczającą rzeczywistość, a serce połamane na milion bolesnych sposobów. Nie wierzyłam, ze jeszcze mogę się tak czuć. Całe szczęście okazało się, że przez ten cały czas żyłam w błędzie. Ciekawiło mnie ile osób wie, lub chociaż przypuszcza co tak naprawdę się ze mną dzieje. Jak szeroki potrafi być jeszcze mój uśmiech, kiedy w środku narządy nie mają już siły i motywacji, żeby dalej pracować. Jednak teraz wreszcie czułam, że wszystko zaczyna się układać, a mimika mojej twarzy nie jest jednym wielkim kłamstwem. Spojrzałam na Neymara i uśmiechnęłam się mimowolnie. Szczerze. Naprawdę szczerze.
- O kim tak myślisz? Bo zacznę być zazdrosny. - piłkarz uniósł brwi do góry wręczając mi waniliowego loda. Zmrużyłam oczy i już po chwili jego nos wylądował w moim smakołyku. - Zwariowałaś?! Co ty wyprawiasz? - odskoczył zmazując z siebie słodką maź.
- Zaznaczam swój teren, jak widzisz nie masz powodów do zazdrości. - zaśmiałam się widząc jego zdezorientowany wyraz twarzy. Sprawiał wrażenie jakby nie wiedział czy się ma zacząć śmiać, czy mnie zamordować gołymi rękami. Nie zawiódł mnie jednak odpłacając mi tym samym, w momencie kiedy się tego najmniej spodziewałam. Także następne 15 minut spędziliśmy na doprowadzanie każde swojej twarzy do porządku. Oczywiście najbardziej najadły się nasze nosy, ale niewdzięczne nie potrafiły tego później docenić. Na zegarze, który znajdował się na jednej ze ścian galerii, która została zbudowana w nieco staromodnym stylu, wybiła północ. Z niedowierzaniem wpatrywałam się w tarczę ogromnego czasomierza. - Chyba musimy wracać..
- Chyba nawet biegiem. - chłopak był tak samo zaskoczony szybkim upływem czasu jak ja. Szybkim krokiem ruszyliśmy do samochodu, dzięki któremu koło hotelu byliśmy przed pierwszą. Zaniepokoił mnie jednak jego widok. Przed drzwiami nikt nie stał i w holu nie paliło się światło, wysiadłam i złapałam za klamkę. Drzwi były zamknięte.
- Chyba mamy mały problem.. - poinformowałam Brazylijczyka kiedy znów znalazłam się na siedzeniu pasażera.
- Hmm mogłem się spodziewać, że o takiej godzinie to już dawno wszystko pozamykają.. - dodał i uderzył dłońmi w kierownicę. Rozejrzałam się dookoła z pełnym spokojem. I w pewnym momencie wpadłam na genialny ( moim zdaniem ) pomysł.
- Przejedź na tył hotelu. - powiedziałam przerywając panującą od dobrych kilku minut ciszę.
- Co? - zapytał przenosząc na mnie zdziwiony wzrok.
- To co słyszałeś, jedź na tył hotelu. - powiedziałam stanowczo, po chwili jednak uśmiechając się delikatnie, żeby uniknąć dalszych pytań. Podziałało i piłkarz uruchomił silnik odpowiednio podnosząc jego obroty. Bez zadawania zbędnych pytań wykonał moje polecenie, chociaż kiedy powiedziałam mu, żeby zatrzymał się najbardziej w krzakach jak tylko może, miał nieco skonsternowaną minę. - Okey, w porządku. - skwitowałam kiedy się zatrzymał. Odpięłam pas i już miałam chwycić za klamkę, kiedy poczułam jego dłoń na swoim kolanie. Odwróciłam się do niego hamując niekontrolowany, w moim przypadku, wybuch śmiechu. - Nie dlatego kazałam ci tu zaparkować. - musnęłam jego gorące usta uśmiechając się przy tym szeroko. Mina mu nieco zrzedła, chociaż muszę przyznać, że dumnie starał się to zamaskować. Wysiedliśmy z pojazdu, a ja odwróciłam się w stronę napastnika. - Otóż już ci wszystko tłumaczę. Kazałam ci zostawić tam samochód, bo od strony ulicy go nie widać, więc nie musisz się martwić, że go ktoś ukradnie. Poza tym to strzeżona dzielnica. Dalsza część mojego planu dostania się do środka jest jeszcze lepsza. - zachęciłam go widząc jego sceptyczny wyraz twarzy. - Pamiętasz jak jeden, jedyny raz John kazał mi pilnować ludzi na basenie? Wtedy dostałam klucze do tylnej bramy, gdzie jest specjalna szatnia dla pracowników tej części hotelu i patrz co mam. - wyciągnęłam ceremonialnie klucze, które na całe szczęście przypięłam kiedyś do tych od pokoju, dzięki czemu miałam je przy sobie cały czas.
- No to na co czekasz, otwieraj.! - chłopak wyraźnie się rozchmurzył i z nadzieją w głosie stanął za mną obserwując co robię.
- Ney, ja tylko otwieram drzwi kluczem, nie robię włam. - skomentowałam jego aktualne położenie i ku mojej wielkiej uldze klucz pasował, a brama stanęła przed nami otworem. Ucieszeni i pewni sukcesu weszliśmy do środka z przekonaniem, że teraz każde pójdzie do swojego pokoju i położy się spać. Niestety okazało się, że to nie są jedyne drzwi przez które trzeba przejść, żeby dostać się do hotelowego basenu. Drzwi przypominające furtkę otoczone niewysokim drewnianym płotem stały nam jeszcze na drodze.
- Czemu nie otwierasz? - zapytał kiedy stanęłam przed przeszkodą mierząc ją wzrokiem, jak gdyby w nadziei, że pokonam ją jedynie siłą woli.
- Bo do nich już nie mam klucza.. - odpowiedziałam nie odwracając wzroku od płotu. - W dzień są zazwyczaj otwarte bo cały czas ktoś siedzi nad basenem, a w nocy to przejście nie jest nikomu potrzebne.
- Jak widać nie wzięli pod uwagę takich sytuacji. - Neymar zaśmiał się opierając się plecami o konstrukcję.
- Damy radę, przeskoczymy. - powiedziałam patrząc teraz na swojego towarzysza i badając jego reakcję. Spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem, co spotkało się z karcącym spojrzeniem z mojej strony. - Sugerujesz, że nie dam sobie rady? - zapytałam powoli mrużąc oczy.
- Nie, skąd. - spojrzał w ziemię, a ja wiedziałam, że kłamie i miałam ochotę dokonać na nim w tym momencie natychmiastowej i nieodwracalnej zagłady, jednak powstrzymał mnie fakt, że był mi potrzebny do przedostania się na drugą stronę.
- W takim razie nie widzę przeszkód. - powiedziała Melisa Henderson vel Stevie Wonder stojąc przed wielkim płotem. Bez większych problemów wdrapałam się na drzewo, które rosło w rogu placu. Właśnie owocowało to, że w dzieciństwie nie byłam zupełnie taka jak inne dziewczynki. Lubiłam ściganie się z chłopakami na rowerach, grę w piłkę nożną i chodzenie po drzewach. Gdybym teraz była dzieckiem to zapewne baliby się, że zostanę lesbijką, ale jak widać do tej orientacji mi daleko. Zwinnie zeskoczyłam z drugiej strony, lądując na idealnie zgiętych kolanach, tak jak uczyli mnie kiedyś w szkole tanecznej, kiedy wykonywaliśmy różne ewolucje. Poprawiłam ubranie i z uśmiechem spojrzałam w stronę płotu. - Teraz ty. - usłyszałam szelest liści i trzaski gałęzi - Tylko uważaj na... - i nie zdążyłam dokończyć widząc jak Brazylijczyk z hukiem ląduje w leżakach, które mi udało się ominąć. - leżaki. - dokończyłam już całkiem niepotrzebnie podchodząc i wyciągając dłoń, żeby pomóc mu wydostać się z pułapki.
- Kto do jasnej cholery stawia tu takie rzeczy! - wrzasnął, a ja uciszyłam go dłonią hamując uśmiech.
- Nic ci nie jest? - zapytałam naprawiając szkody, które narobił piłkarz swoim ciężkim lądowaniem.
- Chyba nic mi nie urwało. - odpowiedział pomagając mi podnieść leżak. Stanął rozmasowując kark i przyglądając mi się co zwróciło moją uwagę. Wyprostowałam się i przekrzywiłam głowę.
- Mam coś na twarzy? Czemu mi się tak przyglądasz? - zapytałam podejrzliwie mierząc go wzrokiem z bezpiecznej odległości. Kiedy w przygaszonym świetle lamp, błysnął mi jego szeroki, śnieżnobiały uśmiech już wiedziałam, że pewnie to się źle skończy. I tym razem również pozostałam nieomylna, ponieważ Neymar w przeciągu jednego mojego mrugnięcia powieką doskoczył do mnie i wepchnął mnie do basenu. - Zabije cię! - tym razem to ja wrzasnęłam cała mokra, przeczesując palcami włosy, które zadomowiły się w tym momencie na mojej twarzy. W odpowiedzi usłyszałam tylko głośny śmiech, niosący się dźwięcznie po całym pomieszczeniu. - Co to ma być?!
- Zemsta. - widząc jego żywe rozbawienie, do głowy przyszedł mi pewien dobry, może nieco brutalny, ale nadal dobry pomysł. Wykorzystałam moment, kiedy się odwrócił i zanurkowałam pod wodę nabierając w płuca najwięcej powietrza jak tylko potrafiłam. Efekt był szybki i przewidywalny. Chłopak zaczął się nerwowo rozglądać wołając mnie po imieniu, jednak ja zatwardziale utrzymywałam się pod powierzchnią. Natomiast Neymar ściągnął buty i wyjął kosztowności z kieszeni po czym z pluskiem wskoczył do basenu. Zaraz po tym wynurzyłam się na powierzchnię w niemym oczekiwaniu na powrót napastnika. Ociekający wodą z bestialskim morderstwem wypisanym na twarzy spojrzał w moją stronę.
- Teraz to ja cię zabije! Jak mogłaś?! - powiedział z wyrzutem podpływając bliżej.
- Najpierw chcesz mnie ratować, a teraz zabijać? Zdecyduj się bohaterze. - uśmiechnęłam się cwano unosząc brwi do góry.
- Nie chcę, ale należałoby ci się za tą akcje. - pokręciła głową i objął mnie szczelnie, a ja przytuliłam swoją głowę do jego ramienia, palcami stóp muskając dno basenu.
- Powiedzmy, że to był test. Czy naprawdę i na ile ci na mnie zależy. - powiedziałam cicho rozkoszując się chwilą sam na sam z piłkarzem.
- I jak mi poszło? -przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.
- Zdałeś. - odpowiedziałam również się uśmiechając i składając na jego ustach pocałunek.
- Halo! Jest tam ktoś?! Proszę natychmiast opuścić basen! - ochrona uraczyła nas jasnymi snopami światła skierowanymi prosto w oczy. - Dzieciaki koniec tej kąpieli! - po tych słowach obydwoje z Neymarem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem co widocznie zagrało na nerwach podstarzałemu ochroniarzowi. - Co w tym śmiesznego?
- Czy pan wie kim ja jestem? - zapytał Brazylijczyk ledwo łapiąc oddech.
- Na Matkę Przenajświętszą to ty mi chłopcze nie wyglądasz, a to byłby jedyny ulgowy wyjątek od reguły. Wychodźcie natychmiast, bez dyskusji. - popatrzyliśmy na siebie i podpłynęliśmy do brzegu bez słowa.
- Może mi pan pomóc wyjść? - zapytałam słodkim głosem patrząc na tego zrzędliwego piernika, który wyglądał jakby wydawało mu się, że jest panem świata. Wywracając oczami wyciągnął do mnie rękę nachylając się. Był tak naiwnie bezbronny, że przez moment zrobiło mi się go szkoda. Ale przez tylko bardzo, bardzo krótki moment, ponieważ następne co zrobiłam to przy pozorowaniu wyjścia z wody wciągnęłam ochroniarza do basenu. Przeklinając na prawo i lewo wyłonił się z wody, a my bez zbędnych instrukcji obydwoje rzuciliśmy się w stronę wyjścia. Już nikt nie musiał nam pomagać. Puściliśmy się biegiem rozdzielając się w pół drogi, żeby zmylić ewentualny i bardzo prawdopodobny pościg. Neymar ociekający wodą od stóp do głów pobiegł schodami, a ja w bardzo podobnym stanie wpadłam do windy, rozpaczliwie wciskając guzik z numerem mojego piętra. Po niecałych 5 minutach udało nam się spotkać pod drzwiami pokoju Pique i Messiego, które mieściły się akurat w połowie korytarza. Zdyszany nieco chłopak stał oparty o ścianę regulując przerywany oddech.
- Było fajnie. - powiedział po chwili z błyskiem w oku. - Z tobą nie da się nudzić.
- Cieszę się i nawzajem. W rzeczywistości nie jesteś taki strachliwy na jakiego wyglądasz. - powiedziałam z zadziornym uśmiechem obserwując piłkarza, który odpłacił się tym samym. - W takim razie chyba czas się pożegnać, żeby nasz morderczy bieg nie poszedł na marne. - dodałam rozglądając się czy na horyzoncie nie widać wściekłego ochroniarza. Brazylijczyk podszedł do bliżej i przyciągnął mnie do siebie, składając na moich ustach długi, czuły pocałunek. Niechętnie odrywając się od siebie każde z nas udało się do swojego pokoju. Z tego dnia pamiętam jeszcze tylko moment kiedy moje ciało zetknęło się z nieprzyzwoicie miękką pościelą i nic więcej.
******
Kolejny poranek kiedy obudziłam się w ubraniach z poprzedniego dnia. Grunt, że w swoim łóżku. Spojrzałam na zegarek, 8:30, co oznaczało, że czas wybrać się na jakieś śniadanie. Mój żołądek był wielkim orędownikiem tego pomysłu, ponieważ bolesne głodowe skurcze męczyły go odkąd tylko otworzyłam oczy. Spowodowało to, że w ekspresowym tempie ubrałam się, zrobiłam poranną toaletę i pojawiłam się w dużej hotelowej jadalni z zamiarem upolowania czegoś smakowitego na upragnione śniadanie. Ostatecznie zdecydowałam się na kakao i całkiem sporą drożdżówkę z truskawkami w środku. Odwróciłam się i omiotłam wzrokiem salę. W kącie zauważyłam Leo, który właśnie kończył posiłek. Już dawno postanowiłam z nim porozmawiać, jednak za każdym razem szukałam dobrej wymówki, żeby tego nie robić. Dziwna jestem, wiem. Tym razem jednak doszłam do wniosku, że czas skończyć tą dziecinadę i porozmawiać jak dorośli ludzie. Z tym przeświadczeniem skierowałam się w stronę rzeczonego stolika. Usiadłam powoli obserwując co zrobi piłkarz, jednak on tylko spokojnie uniósł wzrok z nad talerza i utkwił go w mojej marnej osobie.
- Cześć. - zaczęłam nieśmiało, a w odpowiedzi otrzymałam lekkie skinienie głową. - Chciałam cię przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. Nie powinnam rzucać w ciebie takimi ostrymi słowami. Mimo wszystko. Kiedy zorientowałam się, że o wszystkim wiedziałeś poczułam się najzwyczajniej w świecie zdradzona. Traktowałam cię jak przyjaciela, mówiłam ci o tym co się ze mną dzieje, o Neyu, a ty zamiast powiedzieć mi, że ma dziewczynę zataiłeś przede mną ten fakt, dając mi się wciągnąć w to zauroczenie. - powiedziałam z wyrzutem w głosie, dzielnie patrząc w jego ciemne oczy. On słysząc moje słowa westchnął ciężko i odstawił kubek z kawą z powrotem na stół.
- Uwierz mi Mel, że to nie takie proste jak ci się wydaje. Chciałem ci powiedzieć i pewnie bym tak zrobił, gdybym wcześniej nie obiecał Neymarowi, że będę milczał. On obiecał mi, że zakończy swój "fikcyjny" już związek najszybciej jak to możliwe, więc się zgodziłem. A wyszło jak wyszło. Sama widziałaś. - zaczął spokojnie nie odrywając ode mnie wzroku. - Przepraszam, że nic nie powiedziałem, ale musisz wierzyć, że chciałem. Chciałem też dotrzymać obietnicy złożonej przyjacielowi i żeby wam się udało. - uśmiechnął się lekko, a ja odwzajemniłam ten gest.
- To chciałam usłyszeć. - powiedziałam kiedy skończył. - Postąpiłeś w porządku i nie masz sobie nic do zarzucenia, to najważniejsze, w końcu mi niczego nie obiecywałeś. O coś takiego nie mogę się na ciebie wściekać. - wstałam ze swojego miejsca i kręcąc biodrami zepchnęłam Leo z połowy jego krzesła sadzając tam swoje szanowne cztery litery.
- Między nami okey? - zapytał ostrożnie, jednak ze śmielszym uśmiechem, a ja przytuliłam się do niego mocno co widocznie uznał za "tak". Z resztą bardzo słusznie.
- Co ty taki niewyspany? Chyba zaraz idziesz na kolejny trening. - zmieniłam temat widząc już z bliska jak ciężko pracują mu powieki.
- A to ciekawa historia, ale aż ciężko w nią uwierzyć. - pokręcił głową na samo wspomnienie tej sytuacji. - Wczoraj w środku nocy ktoś zaczął tłuc się do moich i Gerarda drzwi. Oczywiście obaj się obudziliśmy i wstaliśmy otworzyć. Patrzymy a tam jakiś ociekający wodą, wściekły facet, chyba ochroniarz świeci nam latarką po oczach i zaczyna się na nas wydzierać. Powiedziałem mu, że chyba pomylił piętra albo coś, a ten zaczął przeklinać i bez słowa wyjaśnień poszedł. Oczywiście jak się domyślasz spania już dalej nie było, ale tak dziwacznej sytuacji to na trzeźwo jeszcze nigdy nie miałem. - wysłuchałam całej opowieści biednego Leo z zaciśniętymi ustami, żeby nie zdradzić się, że całkiem przypadkiem miałam coś z tym wspólnego.
- Skandal normalnie, tak budzić porządnych ludzi w środku nocy i to jeszcze bez powodu. - powiedziałam kręcąc z dezaprobatą głową, a w rzeczywistości próbując odwrócić uwagę od coraz większego uśmiechu zdobiącego moją twarz. - A gdzie reszta Blaugrany? - ponownie zmieniłam temat ratując skórę.
- Już pojechali. - odpowiedział i popatrzył na zegarek - O cholera! Enrique mnie zabije! Muszę lecieć, trzymaj się Mała. - mrugnął do mnie, po czym potrącając przy okazji kilka krzeseł razem z torbą szerszą od niego samego wybiegł z pomieszczenia. Był to kolejny żywy dowód na to jak bardzo różniła się ich sprawność na i poza boiskiem. Przysunęłam sobie talerz ze śniadaniem i dokończyłam je w całkowicie dobrym nastroju.
******
Kiedy wróciłam z pracy było koło godziny 16. Dzisiaj w Barcelonie była wyjątkowo łaskawa pogoda. Słońce, które zazwyczaj prażyło jak oszalałe, dziś zostało lekko ostudzone przez przyjemny, chłodny wiatr. Korzystając z okazji zmniejszonego prawdopodobieństwa dostania udaru, postanowiłam wybrać się na spacer. Szybki prysznic i zmiana ubrań dodatkowo mnie orzeźwiła, więc w niecałe 20 minut po tym jak wróciłam na górę, ponownie opuściłam swój pokój. Niedaleko, prawdopodobnie jeszcze w obrębie hotelu znajdował się niewielki park. Dowiedziałam się o nim przez całkowity przypadek, kiedy dziś rano rozmawiałam z Peggy. Chciałam sprawdzić, czy jest na tyle "magiczny" na ile zachwycała się nim kucharka. Kiedy do niego wyszłam musiałam przyznać jej rację. Było w nim coś bez wątpienia wyjątkowego. Drzewa i alejki przeplatały się ze sobą, co tworzyło nastrój przyjemnego labiryntu, idealnego na samotny spacer. W środku znajdował się plac zabaw, zapewne dla hotelowych gości, którzy przyjechali ze swoimi pociechami. Muszę przyznać, że gdybym była młodsza byłby to dla mnie istny raj i pewnie codziennie mordowałabym rodziców o to, żebyśmy tu przyszli. Tymczasem usiadłam na jednej z ładnych, drewnianych ławeczek i zabrałam się do czytania jednej z kilku książek, które zabrałam ze sobą z domu. Po jakimś nieokreślonym dla mnie czasie poczułam jak coś potrąciło moją nogę. Wychyliłam się zza lektury i moim oczom ukazał się mały, na oko 3-letni chłopiec z kręconymi blond lokami na głowie. Rzeczą, która mnie potraciła okazała się być jego piłka.
- Cześć mały - uśmiechnęłam się do niego i oddałam mu jego własność, po czym ponownie zniknęłam za okładką książki. Sytuacja się powtórzyła. Spokojnie odłożyłam lekturę na siedzenie i schyliłam się do chłopca, który teraz uśmiechał się do mnie swoim zapewne jeszcze niekompletnym zestawem białych zębów. - Mówisz, że przyda mi się trochę ruchu? - zaśmiałam się, a on mi zawtórował. Stanęłam naprzeciwko niego i tak turlaliśmy do sibie piłkę przez kilka minut.
- Davi! Davi! - najpierw usłyszałam krzyk, a następnie zobaczyłam niewiele starszą ode mnie dziewczynę biegającą od ławki do ławki, zapewne w poszukiwaniu brzdąca, który właśnie stał przede mną. - Boże całe szczęście, tutaj jesteś! - powiedziała z ulgą podchodząc do chłopca. - Przepraszam, mam nadzieję, że pani nie przeszkadzał. - powiedziała patrząc na mnie. Dziwnie poczułam się kiedy określiła mnie mianem "pani", ale uśmiechnęłam się lekko i odpowiedziałam.
- Nic się nie stało, bardzo miły i grzeczny chłopiec. - po moich słowach dziewczyna podniosła się i roześmiała wyciągając do mnie rękę.
- Jestem Rafaella, a to Davi Lucca - uścisnęłam jej dłoń zaskoczona jej reakcją.
- Miło mi, Melisa. - przedstawiłam się patrząc to na jedno to na drugie.
- To syn mojego brata, więc nie zawsze mnie chce słuchać, jak już pewnie zdążyłaś zauważyć. - wyjaśniła swoje rozbawienie moimi wcześniejszymi słowami, a ja przytaknęłam na znak, że nie mam jej tego za złe. Moją uwagę zwróciły walizki.
- Przyjechaliście do hotelu? - zapytałam kiedy usiadłyśmy na ławce a Davi zajął się swoją piłką.
- Tak, przywiozłam go na kilka dni do brata, bo niestety nie może go widywać na tyle często na ile by chciał. Praca i nieistniejący związek z matką małego wiele mu utrudniają. - powiedziała wodząc wzrokiem za chłopcem, który miał w sobie tyle energii, że za przynajmniej jej połowę codziennie rano zapłaciłabym każdą cenę.
- To smutne, ale ważne, że w ogóle się stara i chce się widywać z dzieckiem - odpowiedziałam opierając się wygodnie na ławce.
- Żartujesz?! Davi to jego oczko w głowie, chyba nikogo nie kocha tak jak jego. Nie miał zbyt dużo lat kiedy się urodził i wszyscy bali się, że nie da sobie rady. Ale naprawdę jest wspaniałym ojcem. - uśmiechnęła się, a ja zanim się obejrzałam mały wdrapał się na moje kolana wyraźnie z siebie zadowolony. - Chyba cię polubił. - zaśmiała się dziewczyna, a ja mrugnęłam do chłopca, który w odpowiedzi głośno się roześmiał. Siedziałyśmy tak rozmawiając właściwie o wszystkim jeszcze z dobrą godzinę. Trochę denerwowała mnie bezosobowość z jaką Rafaella wyrażała się o swoim bracie, za każdym razem kiedy o nim mówiła, ale mimo wszystko z jej opowieści wynikało, że musiał być świetnym facetem. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do hotelu, ponieważ to była ta godzina na którą czekałam cały dzień. Godzina, kiedy piłkarze wracali z treningu. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam zdejmując z uszu słuchawki. Do pokoju wszedł Ney i od razu rozsiadł się na drugiej połowie. - Ej, nie za wygodnie ci? - zapytałam śmiejąc się przy tym.
- Nie. - odpowiedział po czym rzucił się na mnie zaczynając mnie łaskotać. Po długiej walce w końcu udało mi się wywalczyć kawałek łóżka tylko dla siebie. - Teraz mi wygodnie. - powiedział rozciągając się na 95% powierzchni pościeli. Siedzieliśmy opowiadając sobie każde swój dzień, kiedy ponownie rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem nie miałam pomysłu ko to może być. Nie czekając na zaproszenie do mojego pokoju wsypała się zgraja piłkarzy, między innymi Pique, Messi, Xavi, Bartra i Tello. Od razu poczuli się jak u siebie rozsiadając się gdzie tylko popadnie. Szkoda, że żaden nie wszedł na żyrandol, bo kiedy tak na nich patrzyłam to chyba byli tego bliscy.
- Idziecie z nami na kręgle gołąbeczki? - zapytał Marc, a ja zgromiłam go spojrzeniem.
- Tylko nie gołąbeczki. - powiedziałam wytykając mu język.
- Chętnie. - rzucił Brazylijczyk patrząc na mnie w oczekiwaniu czy zaprzeczę.
- To super! W takim razie ruchy, bo autobus czeka. - Xavi klasnął w ręce i wszyscy jak jeden mąż ruszyli do wyjścia. Mi nie pozostało nic innego jak iść razem z nimi. Zjechaliśmy windą i ruszyliśmy holem do wyjścia.
- Ney, patrz to to dziecko z parku, o którym ci dzisiaj opowiadałam. - uśmiechnęłam się szeroko na widok Davi'ego siedzącego na kanapie w lobby. Minęło kilka sekund zanim zorientowałam się, że gdzieś zgubiłam napastnika. Odwróciłam się i od razu go znalazłam, stał i wpatrywał się z rosnącym uśmiechem w stronę chłopca, który podbiegł do niego uradowany rzucając mu się w ramiona. Otworzyłam szeroko oczy patrząc na tą scenę.
- Zabawna sytuacja, bo widzisz, tak się składa, że to moje dziecko. - po tych słowach szczęka opadła mi niemalże do samej podłogi. To by znaczyło, że tym wspaniałym, kochającym ojcem jest właśnie Neymar. Mój Neymar. Jak to extra brzmi, swoją drogą. Ale wracając do tematu to jak to możliwe, że nie wiedziałam, że ma dziecko. O czym mi jeszcze nie powiedział? Nie był to czas na pretensje i doszłam do wniosku, że nie zamierzam ich mieć, ponieważ to widocznie bardzo delikatna sprawa. Ale gdzieś w środku coś mnie zakuło, że nie wiedziałam o tym wcześniej.
- Ceść Mel - powiedział chłopczyk, a ja pomachałam mu dłonią. Widziałam jak Brazylijczyk cieszy się, że widzi syna. Gołym okiem było widać, że świata poza nim nie widzi.
- A to jest moja siostra.. - zaczął kiedy podeszła do nas moja "nowa znajoma z parku"
- Rafaella. My się już znamy - uśmiechnęłam się do dziewczyny, co chętnie odwzajemniła.
- Aaa to ta szczęściara, o której tyle mi opowiadałeś. - skomentowała, a ja poczułam jak na policzki wpełzają mi rumieńce.
- Jak to się stało, że poznałaś praktycznie całą moją rodzinę i to nie ja ci ich przedstawiłem? - zaśmiał się chłopak poprawiając sobie syna na ramieniu.
- Magia Barcelony. - odpowiedziałam krótko. Zdecydowaliśmy się pójść wszyscy na wspomniane już wcześniej kręgle. Chłopczyk z chęcią chwycił mnie i piłkarza za dłonie. Oczywiście w busie znalazło się dla niego mnóstwo "wujkowych" zastępczych kolan. Zagrałam dwie kolejki ogrywając prawie wszystkich piłkarzy, a później twierdząc, że ratuję ich honor zadomowiłam się razem z siostrą Brazylijczyka na wygodnej kanapie obok toru, gdzie obydwie popijałyśmy drinki. Zabawnie było obserwować jak nagle kilku dorosłych facetów skacze wokół małego dziecka. Davi nie mógł narzekać nawet na chwilę nudy, ponieważ przechodził z rąk do rąk, a każdy opiekował się nim równie dobrze co poprzednik. Jednak nikt nie mógł dorównać ojcu. On przechodził samego siebie, traktował go jak oczko w głowie. W tym właśnie momencie wiedziałam, że przede mną stoi najważniejsza osoba w jego życiu i nikt nigdy nie będzie ważniejszy. O dziwo wcale nie drażniła mnie ta myśl, a wręcz napawała dziwnym spokojem i rozczuleniem. Wiedziałam, że to właśnie dla Davi'ego Neymar chce być najlepszy, że to dla niego jest każda strzelona bramka, i że to dla niego daje z siebie wszystko na każdym meczu i treningu. Pociągnęłam łyk ze słomki i popatrzyłam z uśmiechem w stronę ojca i syna. Widząc taki obrazek nie miałam wątpliwości, że trafiłam na naprawdę wartościowego faceta. Ja. Melisa Henderson pierwszy raz w życiu mogłam pełnoprawnie, szczerze i z ręką na sercu powiedzieć, że jestem największą szczęściarą na świecie.
Uff kolejny rozdział do kolekcji :)
Tak się ładnie złożyło, że dzisiaj podobno są urodziny Davi'ego, także przy okazji wszystkiego wszystkiego najlepszego mały, rośnij zdrowy i taki utalentowany jak tatuś :D
A tymczasem dziękuję za wszystkie komentarze, są nieocenioną siłą napędową do pisania kolejnych rozdziałów. :)
Zapraszam do czytania i komentowania :) A i oczywiście jakieś pomysły co mogłoby się dalej wydarzyć są bardzo mile widziane, jestem otwarta na propozycje. ;) :*
<3
Cholera taki dobry wcześniej komentarz napisałam i się nie dodał :/
OdpowiedzUsuńNo cóż więc teraz będzie krótszy bo nie pamiętam wszystkiego,
Na początku było że może będę pierwsza z komentarzem.
Oooooooo... boski ;********
Też coś słyszałam że Davy ma dziś urodzinki więc NAJLEPSZEGO MALCU, ŻEBYŚ KIEDYŚ ZNALAZŁ SOBIE MIEJSCE JAK TATA W TEJ CHOREJ ZDZIEBKO RODZINCE (BARCELONIE) :*
Neymar super sprawuje się w roli ojca napewno i w opowiadaniu jak i na żywo. Oczko w głowie tatusia :)))
Melissa wkońcu widzę że zakochuje się w tej idiotycznie wyjątkowej rodzinie i bosko się to czyta.
;**
Rafaella o bratu w bezosobowej formie? Pewnie z uwagi na fanki <3
Mały i piłka słodziak.. :**
A Marc i Gerard pacany od popcornu ;D
Czekam na następny zniecierpliwiona i jeszcze zapraszam na 3 tutaj..
marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com
:) Życzę wenny buziaczki :)
Ps Ochroniarz i ta akcja z Leo i Neyem na początku bosko..*.* *.*
Genialny rozdział! <33 czekam na next i weny życzę :)))))
OdpowiedzUsuńSuper jak zawsze ;3 już się bałam że Mel zerwie z Neymarem ale uff ;3 i ta akcja z kinem i ochroniarzem xP boskie! :) czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, myślałam, że Mel zrobi Neymarowi kolejną awanturę,ponieważ nie był z nią szczery, ale miło mnie zaskoczyłaś. Bo to przecież delikatna sprawa i nie musiał jej o tym mówić, jeśli to trudne.
OdpowiedzUsuńOby im się teraz wszystko układało jak najlepiej.
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. :)
No Mel mnie zdziwiła. Myślałam, że zrobi Neymarowi awanturę, a tu miłe zaskoczenie ;3
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że Mel i Neymar są szczęśliwi ;>
Ta akcja w basenie hahahhaa najlepsza :D
Czekam na kolejny rozdział i życzę duuuużo weny ^^
Wow... Zadziwiasz mnie :D oczywiście w pozytywnym sensie ;)
OdpowiedzUsuńSuper akcja w basenie :D prawie popłakałam się ze śmiechu :)
Czekam na kolejny rozdział !!! :3
Dużo weny życzę ;*
Co tu pisać jak zwykle idealne! :* Może w późniejszych rozdziałach Ney poleci razem z Mel w odwiedziny do jej rodziców :) a pozniej i tak wroca na stale do Barcelony. Moze tez zabrac ja do jego ojczyzny-Brazylii <3 Weny życzę!:** Karolina
OdpowiedzUsuńAwwww *.* Jaki boski <3
OdpowiedzUsuńZapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2014/08/rozdzia-4-bol-zmienia-ludzi.html?m=1
Licze na szczery komentarz :* Kochana
Pod spodem mała niespodzianka dla cb <3
Świetny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńJejciu :o jak przeczytalam wsyep do rozdzialu to taki :o co? To kto ma dziecko? I wgl. A tak pieknie sie ułożyło! :') pisz dalej i szybciej bo tak dluuuugo czekalam na to!!! / krasnal
OdpowiedzUsuńhttp://alexisandnela.blogspot.com/2014/08/rozdzia-12.html?m=1 zapraszam <3
OdpowiedzUsuńTo jest idealne, genialne i nie wiem jak jeszcze to nazwać! Nie mogę się doczekać co zdarzy się dalej <3
OdpowiedzUsuńCo dalej? Co dalej? Co dalej? Pochłonęłam to opowiadanie w jeden dzień i nagle koniec. Czekam z wielką wielką niecierpliwością na kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńDziewczyno, masz naprawdę wielki talent, tylko pozazdrościć <3
/ Camille.
Niestety poprzedni komentarz sie nie dodal:/ ale opowiadanie jak zwykle idealne! A co do dalszego rozwoju akcji,moze niech Mel i Ney pojada do jej rodzicow (ale byliby zdziwieni:D) Lub niech Ney zabierze ja do swojej ojczyzny-Brazylii:D Z tym,ze tak wroca na stale do Barcelony:*/Karolina:))
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, przepraszam, przepraszam za ten rozdział.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się ale przynajmniej jest Marc. Mam nadzieję że przez jeden gorszy raz nie opuśćcie tego bloga.
http://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2014/08/rozdzia-5-ona-nigdy-cie-nie-oszuka-nie.html?m=1 <3
Kocham! <3
OdpowiedzUsuńKiedy będzie kolejna część ? :D
OdpowiedzUsuńNastępna część prawdopodobnie jutro, najdalej w poniedziałek :)
UsuńKiedy następny rozdział ?????????!!!!!!!!!!!!! ;-; :D :) :*
OdpowiedzUsuńJutro lub w poniedziałek :* :)
UsuńBoskie :3 Genialnie piszesz! Czekam na kolejny! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: bez-wyjscia-by-me.blogspot.com
Kolejny fajny rozdzialik :)
OdpowiedzUsuńTym razem bez większych emocji, ale przecież takie też są potrzebne, żeby emocjonalnie odpocząć przed "mocniejszymi" xD
Jednego tylko nie mogę zrozumieć, chociaż właściwie mnie to nie dziwi - Mel nie jest zazdrosna o syna Neya - nie jest zazdrosna o to, że nie jest pierwsza. Zawsze zastanawiało mnie to, jak to się dzieje, że partnerzy zawsze spychani są na boczny plan, kiedy w grę wchodzi dziecko.Niby psychologowie mówią coś o wychowanou, o tym, że to nornalne ... Ale mimo wszystko, partner to niby ta najważniejsza osoba w życiu. Dlaczego więc nie kochać go równie mocno jak syna?
Jestem ciekawa, co Ty myślisz na ten temat :)
Dokładnie! Odkryłaś moją taktykę, bo nie można cały czas podnosić czytelnikom adrenaliny, bo to źle działa na zdrowie i sen :D
UsuńHmm to naprawdę dobre pytanie i w sumie dopóki go nie zadałaś, wydawało mi się to całkiem naturalne. Dziecko to ktoś, kto jest tak naprawdę częścią ciebie, zarówno emocjonalnie i biologicznie. To twoja przyszłość i teraźniejszość, a instynkt rodzicielski, który posiada większość ludzi sprawia, że dzieci są dla rodziców najważniejsze. To nie zawsze musi oznaczać, że partnerowi grozi jakikolwiek niedobór w sferze emocjonalnej, ale zazwyczaj jest to nowa, wręcz obca osoba, która nie wiadomo na jak długo zagości w naszym życiu. Dziecko będzie z nami już do końca. Kochać należy obydwoje, ale nie zaprzeczam, że istnieje jakaś podświadoma hierarchia, którą większość z nas akceptuje. Mel nie czuje się zazdrosna, bo wie, że istnieją równe rodzaje miłości i w swojej kategorii dostaje tak wiele, ile tylko może chcieć. :)