Na początku chcę podziękować tym, którzy to czytają. Nawet nie wiecie ile dla mnie znaczy kiedy wchodzę i widzę jakiś komentarz pod notką. Od razu siadam i wiem, że mam dla kogo pisać. ;)
Także nie przedłużając zapraszam na kolejny rozdział ;)
Nikt chyba nie jest w stanie opisać paniki jaką poczułam kiedy zobaczyłam piłkarzy FC Barcelony wesoło wlewających się do hotelowego korytarza. Jeszcze z tydzień temu chyba zwariowałabym ze szczęścia, ale po dzisiejszym spotkaniu na lotnisku, wolałam jednak zdecydowanie oglądać ich tylko na ekranie. Rzuciłam sztuczny uśmiech recepcjonistce złapałam klucz, a walizki poderwałam z ziemi prawie, że z prędkością światła. Ruszyłam przed siebie modląc się w duchu, żeby jak najszybciej zniknąć za zakrętem w windzie. Jednak w rzeczywistości nie miałam tyle szczęścia. Po zaledwie kilku krokach usłyszałam radosny głos wujka.
- Melisa! Melisa! Patrz kto przyszedł. - pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to nie zatrzymywać się i udać, że to nie do mnie albo, że po prostu nie słyszałam. Kątem oka zobaczyłam jednak wujka Johna, który macha do mnie jak szaleniec z wielkim uśmiechem na ustach. Westchnęłam zrezygnowana i odwróciłam się w ich stronę i odmachałam. Nie chciałam robić mu przykrości już na starcie. Podeszłam na chwiejnych nogach i stanęłam przed moimi idolami. - Już się bałem, że przez to stado dzikusów mnie nie usłyszysz. - mężczyzna zaśmiał się wesoło i przygarnął mnie do siebie ramieniem, na co otrzymał krótki uśmiech.
- Wujku, co oni tu robią? - zapytałam z nadzieją, że nie usłyszę, ze są sprawcami tego wielkiego, tajemniczego zamieszania, które wszyscy przeżywają od kilku dni. Jednak w duchu już wiedziałam, że to prawda.
- Chłopaki, to jest moja chrześnica Melisa i jest przy okazji waszą fanką. - przedstawił mnie za co miałam ochotę sprzedać mu kuksańca w żebra. Usłyszałam zbiorowe powitania i nagle wszystkie pary oczu bez wyjątku były zwrócone na moją osobę. W otoczeniu tylu facetów czułam się tak malutka jakby brakowało mi jedynie kilku centymetrów, żeby zapaść się pod ziemię.
- Cześć Wam. - powiedziałam z uśmiechem, żeby nie wyjść na jakąś drętwą laskę, która zaraz zemdleje z wrażenia.
- Cześć Mel - przed szereg wysunął się Tello i dos Santos - Jestem Cristian - puścił do mnie oczko.
- A ja Johnatan - ten z kolei szarmancko ucałował moją dłoń na co reszta piłkarzy zaczęła głośno gwizdać. Zirytowała mnie ich reakcja mimo, że wiem, że w takim środowisku "samych samców alfa" to w pełni normalne.
- Miło mi was poznać. - odpowiedziałam po czym zabrałam swoją dłoń, wytarłam ją delikatnie w koszulkę dos Santosa i położyłam na swoim biodrze z totalnym spokojem na twarzy.
- Ma charakterek. - dało się słyszeć gdzieś w tłumie. Sam zainteresowany na początku miał nieco zdezorientowaną minę jednak później uśmiechnął się szeroko i również puścił mi oczko. W tym właśnie momencie zaczęłam się zastanawiać jak działają ich mózgi czy co tam mają. Ewidentnie próbowałam go zgasić i mam wrażenie, że spodobało mu się to jeszcze bardziej.
- I to, że jest moją chrześnicą weźcie sobie panowie najbardziej do serca, jeśli wiecie o czym mówię. - wtrącił się wujek z rozbawioną miną, a ja nie wytrzymałam i klepnęłam się otwartą dłonią w czoło kręcąc z niedowierzaniem głową. Niech on przestanie mnie kompromitować. Odpowiedziały mu śmiechy i zbiorowe "Jassssne". Po tym zgraja piłkarzy razem z gigantycznymi torbami na ramionach ruszyła do recepcji i mijając mnie i wujka poklepywali nas po ramionach. Ostatni jak zwykle szedł Neymar, którego trener zatrzymał ruchem ręki.
- A to nasza gwiazda, która nawet nie przywita się ze starym znajomym tylko jak zwykle buja w obłokach - Luis Enrique skomentował zachowanie młodego napastnika.
- John. - Brazylijczyk uśmiechnął się szeroko i uściskał mojego wujka. Moje oczy się rozszerzyły. Kto by pomyślał, że mój chrzestny jest taką szychą.
- Ney, miło Cię widzieć w tak dobrej formie. - powiedział po tym niemalże ojcowskim powitaniu. - To Melisa. - wskazał na mnie z uśmiechem. Czy on się tak mną musi chwalić do cholery?! Czuję się jak eksponat w muzeum albo zwierze w zoo. O tak to było bardziej trafne spostrzeżenie. Panie i Panowie na lewo sowa złotopióra na prawo totalnie zażenowana Melisa Henderson. Z tego zamyślenia wyrwał mnie dźwięczny głos chłopaka.
- My się już dzisiaj poznaliśmy. - obdarzył mnie szerokim uśmiechem i wyciągnął dłoń w moją stronę. Nie chcąc dać nic po sobie poznać uścisnęłam ją krótko. - Teraz już oficjalnie Neymar, dla znajomych Ney. - był tak pewny siebie czym strasznie mnie irytował. Ja na pozory takiej pewności pracowałam kilka dobrych lat.
- Melisa. Dla przyjaciół Mel. - rzuciłam patrząc mu wyzywająco w oczy i specjalnie kładąc nacisk na część "dla przyjaciół". Niech sobie nie myśli, a co.
- Idziemy się zakwaterować, miło mi, że zgodziłeś się na taki układ John. - wtrącił się znów trener i kładąc rękę na ramieniu piłkarza ruszył przed siebie, żeby dogonić resztę.
- Do zobaczenia Mel. - rzucił Neymar z zadziornym uśmiechem.
- Bezczel. - syknęłam cicho i odwróciłam się w stronę ucieszonego nadal wujka z wyczekującym wyrazem twarzy i skrzyżowanymi rękami na piersiach.
- Spełnienie marzeń no nie? - mrugnął do mnie, a ja powstrzymywałam się, żeby nic nie powiedzieć. Doceniałam, że chciał mi zrobić miłą niespodziankę, ale z drugiej strony była to niezręczna sytuacja, a ja w takich nie lubiłam być stawiana.
- To są Ci tajemniczy goście? - zapytałam bez ogródek. W odpowiedzi zobaczyłam głowę z bujną czupryną, która potakuje ochoczo.
- Tak, będą tu mieszkać przez jakiś czas, a Ty będziesz mi pomagać, bo sam sobie z nimi nie poradzę. Jak zauważyłaś są jak banda przedszkolaków. - zaśmiał się bez cienia konsternacji. - To co, zaczynamy jutro? - zapytał patrząc na mnie wyczekująco.
- W porządku. Niech zacznie się rebelia. - westchnęłam i uśmiechnęłam się lekko do wujka.
- Moja krew. - zaśmiał się i zmierzwił mi włosy na głowie.
- Idę się rozpakować. Dobranoc. - rzuciłam i razem z bagażami weszłam do windy. Pokój, w którym miałam teraz mieszkać był przytulny jak na hotel. Miał duże łóżko, ogromną szafę, taras i co najważniejsze własną łazienkę. Położyłam walizkę koło łóżka, przebrałam się w piżamę składającą się z krótkich spodenek i topu na ramiączkach i wyszłam na zewnątrz. Niebo ciemniało i zaczynały pojawiać się na nim gwiazdy. Zadarłam głowę do góry i odpłynęłam. Zaczęłam myśleć o tym jak obce jest dla mnie to miejsce, o tym jak długo uda mi się grać pewną siebie buntowniczkę. Z letargu wyrwał mnie wesoły głos.
- Ładne wdzianko. - Brazylijczyk lustrował mnie wzrokiem.
- Ty mnie prześladujesz czy jak? Odkąd przyleciałam do Barcelony pojawiasz się dokładnie tam gdzie ja. - wywróciłam oczami i chciałam już założyć ręce na piersi jak to mam w zwyczaju, ale uświadomiłam sobie, że mogłoby paść podejrzenie, że się przed nim wdzięczę, dlatego szybko zrezygnowałam z tego kroku. Zamiast tego oparłam dłonie o barierkę.
- Przeznaczenie? - Neymar poruszał brwiami nieskrępowanie patrząc się na moją osobę.
- Nie mów takich rzeczy na głos bo pomyślę, że nie dość, że jesteś podglądaczem to jeszcze wierzysz w dziwne rzeczy typu obcy i te sprawy. - tylko się uśmiechnął. - Idę spać, w przeciwieństwie do was będę mieć jutro mnóstwo pracy. Dobranoc. - rzuciłam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Dobranoc mała - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i kątem oka zobaczyłam jak odprowadza mnie wzrokiem.
- Nie jestem mała. - syknęłam, weszłam do pokoju i zatrzasnęłam drzwi.
- Jesteś, jesteś. - szepnął chłopak z uśmiechem i wrócił do pokoju.
******
Następnego dnia obudziłam się przed 8 i miałam jeszcze godzinę, żeby spokojnie wyszykować się zanim zacznę pomagać wujkowi ogarniać cały ten chaos. Wyciągnęłam z walizki ciemną spódniczkę i top na ramiączkach po czym udałam się do łazienki wziąć poranny prysznic. Wykonałam poranną toaletę i nałożyłam na twarz delikatny makijaż w postaci jasnego kremu z domieszką pudru. Zamknęłam pokój i zjechałam windą na sam dół, żeby znaleźć sprawcę zamieszania i dowiedzieć się na czym będą polegały moje dzisiejsze obowiązki.
- Bueno días princesa! - usłyszałam właściciela hotelu, który widocznie był w świetnym nastroju.
- Cześć wujku. - odpowiedziałam i usiadłam na oparciu fotela w obszernym holu.
- Jaki tam wujku, jesteś już prawie dorosła i kiedy tak do mnie mówisz czuję się staro. - zaśmiał się i mrugnął do mnie okiem - Mów mi po prostu John.
- Okey w takim razie od czego zaczynam? - zapytałam ochoczo czym zaskoczyłam niemal samą siebie.
- Ta barcelońska banda zapewne po śniadaniu rozłoży się nad basenem także byłbym wdzięczny gdybyś mogła posprawdzać czy nie zdemolowali pokoju i go ogarnąć, przez co rozumiem: pościelić łóżka, przewietrzyć, podlać kwiaty, zmienić ręczniki. - zaczął wyliczać wręczając mi fartuszek.
- Zrozumiano - przytaknęłam, chociaż aż mnie otrzepało na myśl, że będę musiała dotykać ich ręczników. Osobiście nie chciałabym, żeby ktoś to robił, jest to poniekąd rzecz intymna, ale to hotel więc cóż zrobić. Pan każe, sługa musi. - A to co to? - zapytałam widząc biały fartuszek.
- Mel, nie wymagam od Ciebie mundurka, ale na czas kiedy mi pomagasz musisz chociaż nosić fartuszek, dopiąłem do niego identyfikator. Wiesz, środki ostrożności. Nie chcę i uwierz, że ty też nie chcesz, żeby ktoś pomyślał, że wchodzisz do ich pokoi tak całkiem prywatnie. Zaczynasz mi pomagać zakładasz, kończysz mi pomagać zdejmujesz, no chyba, że Ci się podoba to chodź w nim kiedy chcesz. - mężczyzna zaśmiał się wesoło rzucając mi materiał.
- Baaardzo śmieszne. -wytknęłam mu język.
- Wszystko jasne? - zapytał poważniejszym tonem.
- Tak jest wujku, znaczy się John. - zasalutowałam i wróciłam w kierunku windy. Na szczęście była pusta. Zawiązałam fartuszek i przyjrzałam się swojemu odbiciu w wielkim lustrze. Teraz to wyglądam jak gwiazdka amatorskiego porno. Zakryłam twarz dłońmi i modląc się, żeby nikogo po drodze nie spotkać weszłam do pierwszego pokoju. Muszę przyznać, że nie było tam aż takiego chlewu jakiego się spodziewałam. Może to dlatego, że byli tu zaledwie od kilku godzin, ale zawsze mogło być gorzej. Szło mi nawet sprawnie, a pomagała mi w tym muzyka, która płynęła z zewnątrz. Wyszłam na balkon wytrzepać poduszki i przy okazji zobaczyć kto o tej porze urządza sobie imprezę nad basenem. Nie był to nikt inny jak Katalończycy. Jak na komendę zadarli głowy do góry i pomachali mi wesoło.
- Cześć Melisa! - krzyknął Tello, a reszta mu zawtórowała.
- Cześć chłopaki! - odkrzyknęłam odkładając poduszkę.
- Zejdź do nas! Mamy jeszcze kilka wolnych leżaków. - dodał dos Santos z szerokim uśmiechem.
- Nie mogę, pracuję. - odpowiedziałam siląc się na słaby uśmiech. Byłam zaskoczona własną reakcją. Czemu ogarnęło mnie uczucie smutku na myśl, że nie mogę spędzić z nimi czasu. Z drugiej strony kto by pomyślał, że w ogóle będę mieć taką możliwość. Jeszcze z tydzień temu oglądałam mecz z ich udziałem, a teraz zachowują się w stosunku do mnie jak starzy znajomi. Coś pięknego. - Może jak skończę. - odpowiedziałam po chwili namysłu na co odpowiedziano mi wesołym okrzykiem aprobaty. Został mi właściwie jeszcze tylko jeden pokój, dlatego postanowiłam szybko go uprzątnąć i dać szansę piłkarzom aby lepiej ich poznać. Weszłam do środka i zaczęłam od podciągnięcia rolet. Do pokoju wpadło ciepłe jasne światło oświetlając moją twarz. Następnie schyliłam się po kołdrę, która poniewierała się po podłodze i w tym właśnie momencie usłyszałam gwizd. Odwróciłam się i zobaczyłam Brazylijczyka w samym ręczniku przewiązanym na biodrach, opierającego się o framugę drzwi od łazienki.
- No no, nikt mi nie mówił, że ten hotel dostarcza też takich widoków. - powiedział nie odrywając ode mnie wzroku. Gdybym nie była zirytowana moja twarz spłonęłaby rumieńcem. Jak to się stało, że w żadnym pokoju nikogo nie było, a akurat musiałam trafić na niego. Jedno było pewne, od niego ręcznika nie wezmę. Jednak po chwili namysłu i uspokojenia postanowiłam nie dać się wyprowadzić z równowagi i powoli przeniosłam wzrok na jego brązowe oczy.
- Nie wiem, nie znam się ja tu tylko sprzątam. - odpowiedziałam i pochyliłam się, żeby rozprostować pościel.
- Kopciuszku możesz rzucić mi ubranie? - zapytał ze złośliwym błyskiem w oku. Co zadziałało na mnie jak płachta na byka. Nerwy, które miałam ukryć gdzieś głęboko w sobie, właśnie wyrwały się na światło dzienne.
- Co ty sobie wyobrażasz Neymar? Myślisz, że jesteś taką wielką gwiazdą, że wszystko ci się należy i możesz wszystkimi pomiatać? Powiem ci coś, zachowujesz się jak rozpieszczony bachor i tym właśnie w moich oczach jesteś. Mogę założyć się, że pokonałabym cię w każdej dziedzinie. Nawet w piłce nożnej. - powiedziałam z wyzwaniem w oczach. Rzuciłam mu w twarz koszulkę - Ubierz się bo oślepnę - i po tych słowach wyszłam. Napastnik stał tak chwilę patrząc na koszulkę, którą trzymał w dłoniach. Nikt mu jeszcze nigdy czegoś takiego nie powiedział.
- Czekaj. - będąc już przy basenie w polu widzenia reszty piłkarzy usłyszałam za sobą głos. Niechętnie się odwróciłam.
- Czego chcesz? - zapytałam unosząc brwi do góry. To był pierwszy raz kiedy na żywo przyjrzałam mu się dokładnie i z bliska. Miał ciemną karnację i ładnie wyrzeźbione ciało. Patrzył na mnie przenikliwymi, brązowymi oczami, jednak mój wzrok spoczął na wydatnych, pełnych ustach, które właśnie przemówiły.
- Możliwe, że byłem dla ciebie niemiły. - zaczął, jednak w tym pozornym skruszeniu od razu było widać drugie dno.
- Niemożliwe Ney, to ci się przecież nie zdarza. - odparł sarkastycznie Pique na co reszta wybuchła śmiechem. On jednak ich zignorował nie odrywając ode mnie uporczywego i śmiertelnie poważnego spojrzenia.
- Powiedziałaś, że jesteś w stanie pokonać mnie w każdej dziedzinie, spróbujmy się więc w piłce nożnej. - powiedział rzucając mi wyzwanie, a reszta Blaugrany zawyła z uciechy.
- Neymar. Czy na pewno chcesz, żeby Kopciuszek cię skompromitował? - zaśmiałam się patrząc na niego zadziornie.
- To się nie stanie. - odpowiedział pewnie. - Załóżmy się.
- Chętnie. Jeśli wygram pomagasz mi sprzątać przez hmm ... powiedzmy, że przez tydzień. - wyciągnęłam rękę w jego stronę.
- Jeśli wygram przyznasz, że jestem wspaniały i się ze mną umówisz. - uścisnął moją dłoń, a Tello w dramatycznym geście przeciął swoją dłonią nasz zakład.
- Jutro na Camp Nou. - zadecydowali, a ja przytaknęłam. Stawka była wysoka. Własna duma i honor.
Ohohohohoho, nieźle :) ale zacznę od początku. Powaliłaś mnie z tą sową :D nie mogę z Ney'a :) biedna Mel w fartuszku :D hotel Neymarowi służy :) modle się żeby Ney... chociaż nie Melisa, nie no Ney, a z resztą jak Ney wygra będzie zaje****ie, jak Mel wygra będzie zajeb***ie. Pisz szybko następny ;)
OdpowiedzUsuńo mamuuuusiu! jestem strasznie ciekawa które z nich wygra ten zakład! :D czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, pozazdrościć! <3
Życzę duuuuużo weny i pozdrawiam ;)
nie moge się doczekać kolejnego ;** mam nadzieje że Mel wygra :D
OdpowiedzUsuń