poniedziałek, 21 lipca 2014

4. Nawet w karze upatrujesz dla siebie korzyści.

Ze specjalną dedykacją dla MyFamilyIsBlaugranaAndTVD, która chciała poczytać jak gwiazda piłki nożnej odnajduje się w roli hotelowej gosposi :) :*


Żołądek podszedł mi do gardła i tam chyba został, bo nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet jednego, krótkiego słowa. W pokoju zapanowała cisza. Widocznie odwaga i beztroska piłkarzy uciekła potrącając w drzwiach mojego wujka, który teraz mierzył nas wszystkich gniewnym spojrzeniem. W głowie układałam już litanię " To przecież nic takiego, niewinny mecz, muszę w końcu mieć tu też jakieś rozrywki, obiecuję, że odrobię każdą godzinę i od teraz będę starać się jeszcze bardziej... Amen.. "
- Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć.. - usłyszeliśmy, a Leo, który siedział koło mnie aż się wzdrygnął - że moja chrześnica skopała tyłek samemu Neymarowi.! - momentalnie z jego twarzy zniknęła złość i pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Wszyscy siedzieliśmy w jeszcze większym osłupieniu. Byłam pewna, że dostanę niezły ochrzan za niewypełnianie obowiązków, a chłopaki mogą zostać posądzeni o jakieś niecne zamiary. Wiadomo, zostaje się czyimś opiekunem i odbija ci szajba. A jeśli jest to już nastolatka to wszyscy odrębnej płci, nawet w związkach są potencjalnym zagrożeniem.
- Nie jesteś zły..? - zaczęłam nieśmiało, obserwując uważnie zachowanie Johna.
- Jakbym mógł być zły?- roześmiał się, a wszyscy spojrzeli na niego jak na wariata - Moja krew! Wreszcie ktoś w tej rodzinie potrafi grać w piłkę. - szczerze się ucieszył, a w pokoju dało się słyszeć ciche wypuszczanie z ust powietrza w oznace ulgi. - Wiesz Mel, kiedyś też grałem, ale kontuzja mnie zdyskwalifikowała - pokazał na kolano, a chłopaki wiedząc widocznie jak bolesny uraz to musiał być syknęli krzywiąc się.
- Nie kontuzja, tylko lenistwo John. - w drzwiach stanął trener FC Barcelony i poklepał ze śmiechem mojego wujka po ramieniu. - Nie chciało ci się ćwiczyć po rehabilitacji i już nie wróciłeś do dawnej formy. A teraz chodź, zostawimy ich samych bo rozwalamy im imprezę. - zaśmiał się ponownie i tylko rzucił zamykając drzwi. - Tylko panowie, z umiarem bo jutro czeka was pierwszy trening i nie liczcie na miłosierdzie. - kiedy drzwi się za nim zamknęły, wszyscy ryknęliśmy niepohamowanym śmiechem.
- Impreza! - krzyknął Pique i włączył muzykę tak głośno, że w normalnym hotelu już dawno byśmy oglądali jedynie elewacje od frontu siedząc na własnych walizkach. Rozejrzałam się po pokoju, jednak nigdzie nie zauważyłam napastnika. Czyżby ubolewał nad porażką w jakimś ciemnym kącie? Wstałam z miejsca z zamiarem poszukiwań, kiedy usłyszałam,
- Czy mogę panią prosić? - przede mną stał Cristian z szerokim uśmiechem na ustach. Wywróciłam oczami i zacmokałam niezadowolenie.
- Skąd ten oficjalny ton, Tello? - położyłam ręce na biodrach przekrzywiając lekko głowę co go bardzo rozbawiło.
- Idzie w parze z powagą sytuacji. - odpowiedział wyciągając dłoń, którą ujęłam. Muszę przyznać, że nie byli wcale takimi złymi tancerzami. Spodobała im się zabawa w "odbijany" i takim sposobem tańczyłam po kilka razy z Xavim, Iniestą, Pique, Bartrą, Danim Alvesem oraz Messim. Nieprawdopodobne, Melisa Henderson była przebojową laską w centrum uwagi wszystkich facetów. Mniejsza o to, że była tu jedyną przedstawicielką tej płci, ale za to jakie elitarne grono. Brawo Mel.
Tracąc rachubę z czyich rąk trafiłam w czyje zapomniałam zupełnie o tym co miałam zrobić. Jednak problem rozwiązał się sam.
- Odbijany - usłyszałam za swoimi plecami cichy głos, odwróciłam się, a Brazylijczyk delikatnie wziął moje dłonie w swoje - Jeśli mogę zatańczyć ze zwyciężczynią. - uśmiechnął się lekko. Szczerze? Był rozbrajający, a ja im więcej czasu z nim spędzałam, tym trudniej było mi utrzymywać przy życiu fakt, że go nie lubię. Był zapatrzonym w siebie, egoistycznym dupkiem, ale chciałam wierzyć, że to tylko skorupa. Pod nią jest całkiem inny, lepszy. Na przykład teraz. Kiedy tak odpłynęłam w zamyślenie o osobie, która właśnie była kilka centymetrów od mojej twarzy, nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się na balkonie.
- Wreszcie trochę powietrza. - powiedziałam cicho i odsunęłam się od Neymara opierając się o barierki. Próbowałam jakoś zatuszować fakt, że nawet nie wiem jakim cudem nogi mnie tu z nim poniosły. Stanął obok mnie i popatrzył w górę.
- Jak dzisiaj czułaś się na boisku? - spytał w końcu zerkając na mnie uważnie. Otworzyłam usta,żeby coś powiedzieć jednak zatrzymałam się na moment zastanawiając się czy mogę mu cokolwiek szczerze powiedzieć. Zdecydowałam, że dam mu szansę i liczę, że się nie zawiodę. W innym przypadku dokonam na nim natychmiastowej destrukcji.
- Przerażona. To chyba dobre słowo, żeby opisać wszystkie uczucia, które mi towarzyszyły. - uniosłam delikatnie kąciki ust w górę. Uniósł nieco brwi do góry.
- Nie dawałaś tego po sobie poznać. - odpowiedział odwzajemniając uśmiech. - Ale w zupełności cię rozumiem. - popatrzył przed siebie i przymknął oczy - Pamiętam swoją pierwszą Ligę Mistrzów na Camp Nou. Byłem przerażony, a każdy oczekiwał ode mnie cudów. Komentatorzy, którzy ciągle mówili : "Neymar źle się zachował", "Neymar znowu stracił piłkę", "Uda mu się strzelić swoje pierwsze bramki w Lidze Mistrzów?". Wygraliśmy wtedy 6:1, z czego trzy bramki są na moim koncie. - otworzył oczy i zerknął na mnie kątem oka. Zrobiłam kwaśną minę sądząc, że właśnie zaczyna się przechwalać. - Do czego zmierzam, też na początku byłem przerażony, jak dostawałem piłkę to nie wiedziałem co z nią robić, coś strasznego. Ty dzisiaj pokazałaś klasę. Jeszcze raz gratuluję wygranej Mel. - powiedział cicho, a ja karcąc się za wcześniejsze myśli odpowiedziałam całkiem szczerze.
- Dziękuję, ty też byłeś dzisiaj extra. - klepnęłam go raz lekko po ramieniu, po czym dodałam zabierając dłoń - No i przy całym twoim narcyzmie jednak na boisku zachowujesz się "fair play" co niebywale przyczyniło się do mojej wygranej. - musiałam rzucić coś zgryźliwego, nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła. Poza tym, niech sobie nie myśli, że od razu go lubię czy coś.
- Należało Ci się to w zupełności. - odparł gładko i spojrzał mi w oczy. Nie patrz na niego Mel! Nie patrz bo przepadniesz, on jest jak przystojny bazyliszek. Nieco się do mnie przybliżył, a ja czując barierkę za plecami nie bardzo wiedziałam co robić. Jedyną opcją na stłumienie mojej obecnej głupoty było to, żeby wyskoczyła razem ze mną z tego właśnie balkonu, jednak wcale nie gwarantowało to nagłego przypływu zdrowego rozsądku. Wstrzymałam oddech kiedy znajdował się zaledwie o kilka milimetrów od mojej twarzy. W tym właśnie momencie nadeszło wybawienie w postaci Messiego, który rozsunął drzwi na balkon wołając mnie po imieniu.
- Tu jesteś! Wszyscy się zastanawiają gdzie zniknęłaś... - powiedział po czym urwał, marszcząc lekko brwi. - Przeszkodziłem w czymś? - zapytał i utkwił wzrok w przyjacielu.
- Nie. - odpowiedzieliśmy równocześnie, ale chyba nie uwierzył, więc dodałam. - Cóż, ciężko mi to przyznać, ale Ney jest moim bohaterem. - obydwaj unieśli brwi tak wysoko, że do tej pory myślałam, że to niewykonalne. - Coś wpadło mi do oka, a on z precyzją chirurga mnie naprawił. Nie zastanawiałeś się nigdy nad tą profesją? - zapytałam zdezorientowanego napastnika gadając totalnie od rzeczy. Kiedyś przerażało mnie, że lepsze lub gorsze kłamstwa przychodzą mi tak łatwo, jednak powiem wam, że z czasem idzie się do tego przyzwyczaić. Jak widać żyję i mam się dobrze. - A co ode mnie chcieli, że mnie szukali? - szybko zmieniłam temat, czym zbiłam ich obu z tropu, a Leo udzielił mi jakiejś nieskładnej odpowiedzi zastanawiając się zapewne po co tu w ogóle przyszedł. Punkt pierwszy na liście dobrego kłamania, Ciocia Mel "Dobra Rada" radzi : Po bardziej lub mniej udanym kłamstwie, które musisz zareklamować najbardziej naturalnie jakbyś sama w to wierzyła szybko zmień temat. Prawdopodobnie uda ci się wybrnąć z kłopotu, a jeśli nie do końca, to zyskasz na czasie, żeby wymyślić kłamstwo doskonałe. Ruszyłam w stronę drzwi, jednak nie słysząc za sobą kroków, odwróciłam się. Brazylijczyk nadal stał oparty o barierkę. - Nie idziesz? - zapytałam.
- Idź, ciebie szukają. - odpowiedział delikatnym głosem. Zmierzyłam go wzrokiem szukając oznak sprzeczności, chociaż  sama nie wiem po co. Nadarzyła mi się świetna okazja na ucieczkę z sytuacji bez wyjścia, a ja dobrowolnie zostawałam w paszczy lwa. Mel, instynkt samozachowawczy! Później wszystko co się działo zlewało mi się w jedną całość i właściwie nie pamiętam z tego kompletnie nic. Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Sprawdziłam telefon widniało na niej stado poczucia winy gdzie jedna wina ścigała się z drugą, czyli masa wiadomości od mojego brata. I jedna od "NEYMAR". Ale jak to?! Przecież on nie ma... Ale jak to... Zamorduje, którąś peple... Może jestem wyrodną siostrą, ale przeczytałam wiadomość jedynie od piłkarza.
- " Mogę kiedyś liczyć na rewanż?" - Oh oh co za dwuznaczna wiadomość. Mel, o czym ty myślisz, chodzi mu o mecz, urażona duma i te sprawy.
- " Chyba jesteś masochistą. Na razie skupmy się na obecnym meczu i wyniku. Jutro punkt 9 widzę cię w holu w gotowości bojowej. Nie spóźnij się "Kopciuszku". " - odpisałam szybko i wyciszyłam telefon. Była 3 nad ranem. Zwariowałam, czy Neymar, ten Neymar naprawdę chciał mnie pocałować..? Z tym pytaniem w głowie zasnęłam na kilka godzin.


*****

Obudziłam się około 8.30 i z przerażeniem stwierdziłam, że jestem już prawie spóźniona. W ekspresowym tempie zerwałam się z łóżka i łapiąc jakiekolwiek ciuchy wpadłam do łazienki. Muszę przyznać, że szybki prysznic pierwszy raz w moim wykonaniu był szybki. Dzisiaj los zdecydował, że wciągnęłam na siebie dżinsowe spodenki i czarną, luźną koszulkę na ramiączkach. Kończąc poranną toaletę spojrzałam na telefon. 8.55. Popatrzyłam w lustro i gumką związałam włosy na czubku tworząc z tego tak zwany "artystyczny nieład". Wcisnęłam telefon do kieszeni, zamknęłam pokój na klucz, swoją drogą jemu też przydałoby się porządne sprzątanie, po czym rzuciłam się biegiem w dół po schodach. Zdyszana jak po maratonie oparłam się o blat recepcji. Neymara nigdzie nie było jeszcze widać. Korzystając z tej chwili poprawiłam włosy i wyrównałam oddech tak by wyglądało to naturalnie, jakbym czekała tu na niego już długi czas. Planowałam z początku nieźle dać mu w kość, żeby pokazać mu jaka to ciężka praca, ale stwierdziłam, że postaram się mimo wszystko ograniczyć nieco złośliwości. Punkt o 9 chłopak wszedł do holu z nieodłącznymi słuchawkami na uszach. Mrugnął do mnie okiem i uśmiechnął się na powitanie. Zmrużyłam oczy i kiedy podszedł jednym, płynnym ruchem ściągnęłam mu słuchawki.
- Trochę szacunku do damy barbarzyńco. - powiedziałam powstrzymując uśmiech. Miałam nie być złośliwa? Zapomnijcie o tym dla własnego dobra.
- Ale się nie spóźniłem - odparł widocznie z siebie dumny, a ja wywróciłam oczami i parsknęłam śmiechem.
- I całe w tym twoje szczęście. Jeszcze 5 minut i bym tam po ciebie osobiście się pofatygowała. - odpowiedziałam i wzięłam swój mundurek. Weszliśmy do windy. Zmierzyłam zadowolonego Brazylijczyka wzrokiem i z beznamiętnym wyrazem twarzy odpięłam swój identyfikator podając mu fartuszek. - To dla ciebie. - wyraz jego twarzy bezcenny i nie zapłacisz za niego kartą mastercard.
- Żartujesz? - zapytał mierząc mnie wzrokiem, zapewne zastanawiał się nad tym czy mogę być aż tak okrutna. Owszem mogę panie gwiazda.
- Absolutnie. Widzisz ja mam identyfikator, ale ty też musisz mieć coś co sygnalizuje, że pracujesz, a nie włamujesz się do cudzych pokoi. - wyrecytowałam formułkę, którą zaledwie kilka dni temu usłyszałam od wujka Johna. - Chodź pomogę ci go zawiązać. - zaśmiałam się, a chłopak zmrużył oczy.
- Jesteś okrutna. Czy muszę naprawdę to nosić? - jęknął kiedy ubierałam go w jego nowe "pracownicze wdzianko".
- Po pierwsze primo, wiem. Po drugie primo, tak musisz, kara byłaby mało dotkliwa, miała być równowartością twojej. - cmoknęłam mu koło ucha aż podskoczył i wyszłam z windy kręcąc ręcznikiem w dłoni. Rozbrajającym był widok Neymara w białym fartuszku, który stara się niezauważony przemknąć korytarzem. Otworzyłam szybko drzwi, żeby się już dłużej nad nim nie znęcać. Wpadł do pokoju jak huragan, co wywołało u mnie kolejny atak śmiechu. Ponownie mi zaimponował, że potrafił przyjąć na klatę wszystko bez wyjątku, nie stroił fochów, nie zasłaniał się utratą wizerunku itp. Zyskał tym nieświadomie moje miłosierdzie. Zaczęliśmy spokojnie od wszystkich rutynowych czynności. Pomagał mi trzepać pościel i nawet słowem nie narzekał. Na początku bardzo mi to odpowiadało, jednak im dłużej to trwało, tym bardziej stawało się to podejrzane w jego wykonaniu. Uprzątneliśmy wszystkie pokoje, w końcu postanowiłam go nieco wykorzystać do posprzątania również mojego pokoju. Nie zaprotestował ani słowem co było dla mnie wystarczającym sygnałem, że coś jest na rzeczy. - Wiesz Ney, dziwi mnie jedna rzecz - zaczęłam - czemu jeszcze nie skrobiesz w drzwi, żeby cię stąd wypuścić.
- To skomplikowane - odezwał się po chwili z tajemniczym uśmiechem na ustach.
- Nie martw się, jestem na tyle inteligentna, żeby zrozumieć twoje "skomplikowane". - zaśmiałam się cicho i otworzyłam okno.
- Pomyślałem, że jeśli przegram to spędzę z tobą więcej czasu w neutralnej atmosferze, niż jak wygram, zabiorę cię na wymuszoną randkę i nigdy więcej się do mnie nie odezwiesz. - odpowiedział opierając się o ścianę z uśmiechem. Mina mi zrzedła w jednym momencie. Podniosłam wzrok unosząc powoli brwi do góry. Niemożliwe, nie posunąłby się tak daleko..
- Dałeś mi wygrać? - syknęłam, a było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Musiał zobaczyć mord w moich oczach, bo wyraz jego twarzy również się zmienił. Rzuciłam w niego poduszką - Ty perfidio! - jednym susem pokonałam łózko i zaczęłam okładać go wielką poduchą z każdej możliwej strony. Upokorzył mnie jak kretynkę. Wszyscy mi gratulowali, jakaż ja jestem wspaniała. Wszystko jasne, dał mi wygrać bo tak bardziej mu się opłacało. - Jesteś niemożliwy! Nawet w karze upatrujesz dla siebie korzyści. - krzyczałam na niego, a on jedynie bronił się rękoma żeby bardzo nie oberwać, bo wkładałam w tą czynność całą swoją siłę i wściekłość jaka w tym momencie była główną siłą napędową.
- Nie dałem ci wygrać, pokonałaś mnie uczciwie. Ja jedynie szukałem korzyści w byciu przegranym po raz pierwszy. - wyrwał mi z rąk poduszkę, a ja zaczęłam w zamian okładać jego klatkę piersiową pięściami. To zła chwila, żeby rozpływać się nad jego budową, ale muszę przyznać, że pod koszulką musiał mieć niezły kaloryfer, bo po kilku uderzeniach rozbolały mnie knykcie.
- Nie wierzę ci. - powiedziałam dobitnie. Dosłownie plułam jadem. Spojrzałam mu w oczy, a kosmyki włosów, które wymknęły się spod gumki znacznie ograniczały mi widoczność - Pewnie świetnie się bawiłeś widząc jak wszyscy gratulują głupiej, naiwnej Mel wygranej. Jesteś dupkiem i żałuję, że nawet przez chwilę pomyślałam inaczej - krzyczałam mu prosto w twarz.
- Zamknij się wreszcie. - powiedział po czym przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta aż poczułam jakbym odrywała się od podłogi. Na początku próbowałam go odepchnąć nadal czując emanującą z mojego ciała wściekłość, jednak po chwili poddałam się jego ramionom i odwzajemniłam pocałunek. Po krótkim czasie jednak oderwałam się od niego i szepnęłam przeczesując włosy - Chyba powinieneś już iść. - popatrzył na mnie lekko zdezorientowany.
- Mel, wszystko okey? - zapytał cicho próbując dotknąć mojej twarzy, ale trafił jedynie w powietrze po miejscu gdzie się znajdowała zanim się odsunęłam.
- Nic nie jest okey. - odpowiedziałam i spojrzałam mu w oczy zbolałym wzrokiem - Po prostu już idź. - zawahał się moment, po czym bez słowa opuścił mój pokój. Oparłam się o zamknięte drzwi i zjechałam w dół. Jak to się mogło stać? Przecież on może mieć każdą, czemu tak uwziął się akurat na mnie? Pobawi się mną i pójdzie do innej, to więcej niż pewne. Nie mogę brać tego na poważnie, nie mogę dopuszczać do takich sytuacji. Nie mogę dać się zranić. Nie kolejny raz, wtedy wszystkie wcześniejsze niepowodzenia byłyby bez sensu, gdybym nie czerpała z nich żadnej nauki. Z drugiej strony czułam się jak nigdy wcześniej. Oprócz wyglądu i umiejętności miał również charakterek co bardzo mi odpowiadało. Z takim chłopakiem nie może być nudno. Nie. Czas się ogarnąć. Nic nie zaszło. Myśli galopowały w mojej głowie jak oszalałe. Wyjęłam z szuflady koło łóżka paczkę "awaryjnych" papierosów, które paliłam tylko w bardzo mocno stresowych sytuacjach jak właśnie ta. Wyszłam na balkon po czym trzęsącą się ręką odpaliłam używkę. Dym, który opuszczał moje ciało sprawiał wrażenie, że zabiera ze sobą wszystko co mnie dręczy w środku. Wypaliłam dwa i gasząc ostatniego szepnęłam - Neymar da Silva Santos Júnior od dziś dla mnie nie istnieje.
Siedziałam tak długi czas, była już prawie północ. Przez resztę dnia nie wyszłam nawet na krok z pokoju. Papierosy pomogły na krótko, ponieważ czułam jak znów ta cała sytuacja we mnie siedzi i dusi mnie coraz bardziej z każdą minutą. Każda dziewczyna o tym marzy, żeby ktoś taki jak on ją pocałował. Ale co dalej? To nie wróżyło nic dobrego. Beztroskie dziewczyny nie zastanawiały się nad częścią "co dalej", ja kiedyś też tak robiłam, jednak życie nauczyło mnie dostrzegać potencjalne problemy szybciej i sprawniej niż kiedyś. Wstałam i wyszłam na korytarz. Zatrzymałam się przed drzwiami innego pokoju i bijąc się z myślami delikatnie zastukałam. Drzwi otworzył mi nieco zaspany piłkarz.
- Leo, możemy porozmawiać?



Po trudach i znojach mam zaszczyt zaprezentować wam kolejny odcinek opowiadania ;)
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Cóż czytajcie, komentujcie, polecajcie znajomym jeśli jest to tego warte :D

Jeśli ktoś będzie miał ewentualne uwagi lub jakieś osobiste pomysły co może się tu fajnego dziać, jestem otwarta na takie sugestie :)
Czekam na ewentualne pod numerem GG : 4847750 :)

<3

7 komentarzy:

  1. Rozdział super tylko szkoda że Mel traktuje tak Neymara. Mam nadzieję że to sie szybko zmieni. Bardzo lubie czytać Twoje rozdziały :)) Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział świetny tak jak i pozostałe :D cieszę się że sprawy tak się potoczyły bo właśnie na to czekałam, życzę weny i z niecierpliwością czekam na następną część:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. cos mi nie wyszlo i musze jeszcze raz. -.-
    _______
    kocham, kocham, kocham <3
    Mel niezbyt przepada za Neymarem, ale niech sie chlopak stara, by zmienila o nim zdanie! ;D
    #w #oczekiwaniu #na #kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejka :* Świetny ale końcówka najlepsza. Nawet że ten papieros i wgl ale ja takie rzeczy lubię. Świat należy do odwarznych nikt nie pamięta tchórzy. Jak będziesz pisała następny pomyśl o tych słowach, mi dają motywacje i choć pisze wtedy bardzo smutno to się każdemu na swój sposób podoba. Jesteś wyjątkowa i to co robisz :) Pisz szybko następny. Zasłużyłaś na 100 komenatrzy jak nie więcej pod tym rozdziałem. Wyjątkowy, a Ney taki aww... *_*
    Czekam i będę ciągle.
    W wolnej chwili mogę jeszcze zaprosić do mnie np tu.
    elpassatielfutur-acaciaandcristian.blogspot.com
    Niedługo nowy rozdział ;) Jutro
    / My life is football, football forever.

    OdpowiedzUsuń
  6. MyFamilyIsBlaugranaAndTVD\ Przepraszam, ze dopiero teraz pisze i nie ze swojego konta, ale jestem u osobnika zwanego Oliwią i nie mam internetu, a ona ma jedynie w telefonie :) dziekuje za dedykacje :* co dużo mówić rozdział świetny jak zawsze. Wiedziałam <3 lalalalalalala. Jebie mi na łeb :D ale dlaczegusz nie istnieje?(mina kota ze Shreka) :D jestem głupia, ale to przez tą dzisiejszą wodke... matko co ja mówie!?!?! Na tym zakończę moj komentarz zanim cos jeszcze wypaplam :) JA CHCE NASTĘPNY JUTRO!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow. Super opisany Neymar. Super opisany pocałunek. Super rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń