Następnego dnia nie byłam w stanie racjonalnie myśleć i funkcjonalnie pracować co niestety nie uszło uwadze innych.
- Coś się stało Mel? - zapytała Peggy hotelowa kucharka, której dzisiaj pomagałam w jej królestwie.
- Nie, dlaczego pytasz? - otrząsnęłam się i spojrzałam na nią z udawanym uśmiechem. Nie chciałam dać po sobie poznać, że tak naprawdę paraliżuje mnie myśl o dzisiejszym meczu.
- Od 15 minut nie ma z Tobą kontaktu i prosiłam cię o 10 pomidorów, a ty pokroiłaś ich chyba ze 30. - odpowiedziała odkładając nóż i wycierając dłonie w ścierkę. Peggy była osobą, którą lubiło się od razu, nieco zbyt młoda na babcię, ale tak właśnie ją postrzegałam. Poczciwy, wyrozumiały, troskliwy substytut babci.
- Strasznie cię przepraszam.. - odsunęłam od siebie stertę pomidorów dopiero teraz zauważając, że jest ich niepokojąco dużo.
- Nic nie szkodzi Skarbie coś z tego stworzymy. - odpowiedziała i przygarnęła moją kulinarną katastrofę do siebie - Bardziej martwi mnie powód twojej nieobecności duchowej. Czyżby piłkarze z Blaugrany namieszali ci w głowie? - puściła do mnie oczko, ale chyba szok jaki miałam na twarzy bił jasnym blaskiem na przynajmniej 3 kilometry.
- Powiedzmy, ze czeka mnie dzisiaj ważny mecz i naprawdę nie chcę go przegrać. - usiadłam na stołku i spojrzałam na kucharkę.
- Czyli jednak piłkarze. - zaśmiała się serdecznie kręcąc głową. - A masz o tym chociaż jakieś pojęcie czy dałaś się przypadkiem wciągnąć w jakiś zakład? - zapytała nie odrywając wzroku od warzyw, które we wręcz ekspresowym tempie lądowały w dużej misce.
- I tak i nie. Oczywiście, że mam o tym całkiem spore pojęcie, ale wciągnąć się dałam rzeczywiście głupio i totalnie bezmyślnie. - zaśmiałam się cicho nad własną głupotą. Co mi strzeliło do głowy, żeby rzucić wyzwanie jednemu z najlepszym piłkarzy na świecie. Chyba przez strefę klimatyczną wyparował mi totalnie mózg.
- I tak dzisiaj bujasz w obłokach więc na wiele mi się nie przydasz. - skwitowała po chwili Peggy i wręczyła mi stos talerzy. - Idź porozstawiaj talerze na stołach i ułóż sztućce, a potem masz wolne.
- Naprawdę?! - zapytałam z niedowierzaniem wymalowanym na bladej twarzy
- Naprawdę naprawdę tylko nie potłucz talerzy ze szczęścia - roześmiała się i machnęła mi ręką na znak, żebym zabierała się już do pracy. Cieszyłam się na tą chwilę wyciszenia, opracowania jakiegoś planu działania niczym Kopciuszek na bal. Dziękowałam Bogu i wujkowi Johnatanowi, że dzisiaj mogłam pracować w kuchni gdzie nie byłam narażona na towarzystwo niepożądanych osób takich jak na przykład Neymar. Grunt to nie dać podejść się psychicznie i zaufać swoim umiejętnościom. W błyskawicznym tempie rozłożyłam całą zastawę na stolikach i wróciłam zameldować pełen sukces kucharce.
- Na pewno nie będę ci już potrzebna? - zapytałam zdejmując fartuszek z identyfikatorem. Tak, tym razem założyłam spodenki, nie popełnię drugi raz tego samego błędu.
- Poradzę sobie, a teraz leć i skop im tyłki Mel - mrugnęła do mnie okiem wskazując na drzwi.
- Dziękuję, jesteś wielka. - nie mogłam się powstrzymać, podbiegłam i uściskałam ją serdecznie po czym wybiegłam z kuchni w szaleńczym pędzie udając się do swojego pokoju.
*****
Została godzina. Chodziłam w te i z powrotem po pokoju. Gdyby to była kreskówka to pewnie już dawno wpadłabym w dziurę w podłodze, którą sama wydeptałam. Ale to nie była kreskówka ani tani film dla nastolatek, w którym wszystko się uda na tak zwane "dzień dobry". Chyba już dawno niczym się tak nie stresowałam. Zdecydowałam, że ukrywanie się w pokoju nie jest dobrym rozwiązaniem i postanowiłam udać się na stadion. Spakowałam w torbę krótkie szorty i koszulkę po czym zeszłam na dół.
- Gdzieś się młoda dama wybiera? - usłyszałam głos kiedy próbowałam przemknąć przez drzwi niezauważona. Nic nie powiedziałam Johnowi o zakładzie, bo chyba nie byłby z niego zadowolony, tym bardziej, że miałam mu pomagać, a nie bawić się z piłkarzami. Odwróciłam się i zobaczyłam Toma, który stał za mną z uśmiechem od ucha do ucha.
- Jejku całe szczęście, że to ty. - uśmiechnęłam się z ulgą nieświadomie rozglądając się czy nigdzie nie widać na horyzoncie wujka.
- Aż podskoczyłaś. - zauważył, a uśmiech nie schodził mu z przystojnej twarzy - Chyba masz coś na sumieniu. - poruszał zabawnie brwiami i przyjrzał mi się dokładnie, widocznie szukając oznak,które potwierdziłyby jego teorię.
- Nie, skąd. - skłamałam mimo, że teraz powinnam być w kuchni i pomagać Peggy. - Mam do ciebie prośbę... - zaczęłam nieśmiało, zdając sobie sprawę, że do stadionu jest kawałek drogi, którego raczej nie mam szans pokonać pieszo w pozostałym mi czasie.
- A co będę z tego miał? - zapytał zaczepnie i oparł się o framugę drzwi celowo odsłaniając moją osobę tak, że teraz było mnie widać z każdego punktu w holu.
- Kiedy będę już sławna wspomnę o tobie, kiedy będę odbierać Grammy i zatrudnię cię jako osobistego szofera. - rzuciłam na co on się roześmiał.
- Kusząca oferta. Zamieniam się w słuch. - powiedział konspiracyjnym szeptem.
- Podwieziesz mnie teraz na Camp Nou? To bardzo bardzo ważne. - zapytałam siląc się na prawie, że błagalny ton, który wcześniej mi się nie zdarzał. Matko co oni ze mną w kilka dni zrobili?! Sama siebie nie poznaję.
- Ale osobistym szoferem miałem zostać dopiero jak staniesz się sławna. - nadal się ze mną droczył wiedząc, że zależy mi na czasie.
- Od czegoś trzeba zacząć. - powiedziałam i nerwowo oblizałam wargi, które zaschły mi ze zdenerwowania.
- Okey. Chodź. - pokręcił głową ze śmiechem i ruszył w stronę samochodu. Po około 20 minutach jazdy zatrzymaliśmy się u bram stadionu. Odetchnęłam głęboko. Nie ma się czego bać, przecież on cię nie zabije. To tylko mecz. Dokładnie taki jak cała reszta. - Mam wrażenie, że zaraz padniesz mi tu na zawał. Co jest grane? - zapytał z delikatną troską w głosie.
- Nie mów nic Johnatanowi - zignorowałam jego pytanie i złapałam za klamkę.
- Nic nie powiem. A ty baw się dobrze w każdym znaczeniu tej definicji i wróć o północy Kopciuszku. - pomachał mi ręką na pożegnanie i odjechał zostawiając mnie samą przed wielkim stadionem. Bardzo chciałam stamtąd uciec, pokusa była naprawdę ogromna. Jednak zdecydowałam, że nie dam tej satysfakcji napastnikowi i przyjdę zawalczyć o zakład. Moment... Melisa ogarnij się. Przecież to tylko zabawa, a ja zachowuje się jakbym szła na egzekucję. Co będzie to będzie grunt to dać z siebie wszystko, przecież i tak są marne szanse na wygraną. Wygraną powinien być sam fakt możliwości tej gry i zaprezentowanie się z jak najlepszej strony przed Dumą Katalonii. Odetchnęłam głęboko i wkroczyłam na stadion. Przebrałam się w łazience, a torbę podrzuciłam do szatni chłopaków. Przecież nie będę się z nimi przebierać, ich niedoczekanie. Wyszłam powoli na zewnątrz i poraziło mnie jasne światło reflektorów. W pierwszym momencie zasłoniłam oczy dłonią, jednak z każdą sekundą mój wzrok przyzwyczajał się do wszechobecnej jasności. Onieśmielona wielkością boiska stanęłam przy brzegu i zaczęłam się rozgrzewać. Jak mówiła zawsze moja instruktorka taneczna kiedy swojego czasu próbowałam sił w tej dyscyplinie : Najważniejsza jest rozgrzewka. Kiedy poruszasz każdą częścią ciała i pobudzisz ją do życia jest małe prawdopodobieństwo, że odmówi ci ona posłuszeństwa". Tak też zrobiłam, z cholerną dokładnością, tak aby o niczym nie zapomnieć wykonywałam kolejne ćwiczenia, które pozostały mi gdzieś w głowie. W końcu zaciekawiona hałasem, którego źródło znajdowało się gdzieś za moimi plecami, odwróciłam się i zobaczyłam jakiś obcych ludzi, którzy już biegali za piłką. W mojej głowie obudziła się panika, którą dosłownie z pół godziny temu zdążyłam ukołysać do snu. Nie lubiłam grać z całkiem obcymi ludźmi, nie lubiłam wchodzić z nimi w żaden kontakt, nie lubiłam musieć współpracować z taką masą obcych ludzi na jeden raz. Jak na komendę z szatni wyszli Messi,Tello, Xavi, Pique, Iniesta, Alves i Neymar. Jednak tylko on był przebrany co mnie lekko zaniepokoiło.
- Cześć Melisa! Jak twój nastrój przed meczem? - Leo stanął przede mną z uśmiechem.
- Szczerze to bywało lepiej, ale wersja dla prasy to, że jest świetnie. - zaśmiałam się nerwowo, a on mi zawtórował.
- Nie martw się. Dam ci radę, wykorzystaj to, że jesteś niska i drobna, po pierwszych dwóch akcjach dam sobie uciąć obie moje cenne nogi, że sama wpadniesz na to jak okiwać Neya - poklepał mnie lekko po ramieniu i razem z resztą wdrapali się na trybuny.
- Cześć Mel. - usłyszałam za sobą głos Brazylijczyka, odwróciłam się i skinęłam mu głową.
- Oni nie grają? - wskazałam palcem na wesołych piłkarzy.
- Nie, oni dzisiaj występują w roli widowni. - uśmiechnął się lekko - Gramy z tymi co przyszli. Nie znam ich, to jakiś nowy klub, który tutaj czasami trenuje, ale myślę, że jak na standard dzisiejszego meczu oni nam wystarczą. - odpowiedział i oddalił się, żeby wykonać kilka ćwiczeń rozgrzewających.
- Kurde. - syknęłam pod nosem. - A wy.. - odwróciłam się do "widowni" z palcem skierowanym centralnie w każdego z nich - Jak zobaczę, że któryś je popcorn i robi z tego komedię to własnoręcznie uduszę. - chłopcy jak na komendę posłali mi uśmiechu numer 5 jednak widziałam kątem oka, że coś na nowo upychają pod siedzeniami.
- Zaczynamy? - Neymar podbiegł do mnie z piłką pod pachą.
- Pewnie. - przytaknęłam, przeżegnałam się i pobiegłam za nim na środek boiska.
- Panowie, mecz trwa 30 minut, ewentualna dogrywka 15. - zakomunikował napastnik i położył piłkę na środku i mijając mnie szepnął mi na ucho - Tyle mi wystarczy, żeby z Tobą wygrać. - na te słowa obudziła się we mnie żądza mordu. Zabawa, którą chciałam, żeby był ten mecz odeszła w zapomnienie. Teraz liczyło się tylko to, żeby dokopać temu zapatrzonemu w siebie kretynowi.
- Tak panowie, zaczynajmy. - rzuciłam i uśmiechnęłam się słodko. Po moich słowach rozpoczął się armagedon. Ciężko było grać z samymi facetami, tym bardziej, że ich nie znałam, ich stylu gry, także na początku prawie każde podanie było niemrawe i kończyło się tym, że drużyna przeciwna odbierała nam piłkę. Mimo całej zawziętości i zniechęcenia jakim pałałam do brazylijskiej gwiazdy, musiałam mu przyznać, że grał naprawdę świetnie. Każde podanie było precyzyjne, a jego umiejętności na żywo robiły wrażenie o wiele większe niż w telewizji. Jednak to się nie liczyło, był zbyt pewny siebie a ja chciałam utrzeć mu nosa. Nie był to mecz reprezentacji, nie miał strategii i grał dość schematycznie, co tak jak zapewniał mnie przed meczem Messi dało mi nad nim niewielką przewagę, po kilku akcjach byłam w stanie go zaskoczyć i z łatwością odebrać mu piłkę. Zastosowałam zwód, którego ostatnio uczyłam Alexa, podałam piłkę do jakiegoś bezimiennego dla mnie zawodnika, liczył się dla mnie teraz tylko kontakt z piłką nie zwracałam uwagi na nic innego. Zwinnie przecisnęłam się pomiędzy dwóch obrońców zostając jednak lekko w tyle, żeby sędzia nie podyktował spalonego i kiedy piłkarz wykopał piłkę z bezradnością na twarzy, ponieważ nie widział w zasięgu wzroku nikogo ze swojej drużyny. A ja wyskoczyłam najwyżej jak umiałam i wbiłam główką piłkę prosto do bramki. Zaskoczeni byli wszyscy z obydwu drużyn łącznie z Neymarem i bramkarzem, który widocznie mnie nie zauważył. Wreszcie dostrzegałam plusy bycia niską. Piłkarze Blaugrany wyli z radości na trybunach krzycząc głośno moje imię. To była tak niewyobrażalna sytuacja, że nigdy nawet nie śmiałam o tym śnić, a teraz to wszystko działo się naprawdę. Przyłapałam się na tym, że zerkam w stronę Neymara, żeby zobaczyć jaką ma minę. W końcu to ja strzeliłam pierwszą bramkę w meczu, nie on i to teraz on będzie musiał odrobić straty nie ja. Uśmiechał się lekko jednak kiedy napotkał mój wzrok na jego twarz wróciła zaciętość.
- Neymar da Silva Santos Júnior nie przegrywa. Nigdy. - powiedział po czym wróciliśmy do gry. Widać było, że stracił na pewności i gra coraz bardziej nerwowo i agresywnie. Precyzja jakby wyparowała i liczył się dla niego tylko wynik. Dopiął swego w 21 minucie meczu. Pięknym, dalekim strzałem wyrównał na 1:1. Ulga jaka towarzyszyła mi od kilku minut została zastąpiona przez kolejny skok paniki. Mecz zbliżał się ku końcowi, a wiedziałam, że napastnik nie odpuści i nie poprzestanie na jednej bramce kiedy już raz przedarł się przez obronę. Pilnowałam go bardziej i czujniej niż przedtem. Starałam się przewidzieć jego każdy kolejny ruch co wcale nie było łatwe bo trwało to ułamki sekund. Bawiliśmy się tak ze sobą do 27 minuty chociaż żadnemu nie było do śmiechu. Postanowiłam zaryzykować i przeprowadzić samotną akcje na bramkę przeciwnika. Kiedy Brazylijczyk dostał piłkę bez zastanowienia szybkim płynnym ruchem pchnęłam ją nogą tak, że przeleciała mu między nogami. Zwinnie go ominęłam i zaczęłam biec tak szybko jakby goniła mnie sama śmierć. Na razie wszystko szło zgodnie z planem, byłam już blisko, już przekraczałam linię pola karnego, kiedy poczułam ból i to, że odrywam się od ziemi. Zdążyłam tylko wybronić się, żeby nie upaść na twarz. Usłyszałam gwizdy i buczenie dobiegające z trybun. Podniosłam głowę i ku swojemu wielkiemu zdziwieniu zauważyłam, że sędzia nie przerwał meczu, a piłka znajdowała się już prawie na drugim końcu boiska. Tylko jedna postać stała nieruchomo patrząc z niedowierzaniem na zgraję piłkarzy. Neymar. Zaskoczyła mnie jego reakcja, ponieważ podbiegł do mnie i wyciągając dłoń pomógł mi wstać.
- Nic ci nie jest? - zapytał patrząc jak próbuje rozruszać kostkę.
- Wszystko okey, chociaż to nie powinno tak wyglądać to nie rugby. - odpowiedziałam z niesmakiem. Tak właśnie kończy się granie z bandą facetów w piłkę nożną. Nigdy tego nie róbcie dziewczyny. No chyba, że wszyscy są zabójczo przystojni, no to wtedy możecie rozważyć taką propozycję.
- Nie ruszaj się stąd. - powiedział pobiegł na środek do sędziego i zaczął się z nim kłócić i gestykulować. W końcu ten zarządził rzut karny dla mojej drużyny. Byłam mocno zszokowana zachowaniem Neymara. Tak bardzo chciał wygrać, a teraz ze śmiertelną powagą upierał się przy podyktowaniu prawdopodobnie pogrążającego jego drużynę rzutu. Zaimponował mi swoją postawą.
Rzut karny był tylko formalnością. Mimo obolałej nogi udało mi się posłać piłkę w okienko i moja drużyna odniosła zwycięstwo. Jednak nie czułam takiej dzikiej satysfakcji jak przypuszczałam wcześniej. Jedyne czego pragnęłam to jak najszybciej opuścić boisko.
- Gratulacje. - Ney dogonił mnie i uśmiechnął się ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.
- Dziękuję. - odpowiedziałam również obdarzając go uśmiechem - Tylko sobie nie myśl, że jak będziesz dla mnie teraz miły to Cię kara ominie. - dodałam szybko, wytknęłam mu język i już porwały mnie w górę inne silne ramiona. Był to Leo i Cristian, którzy posadzili mnie sobie na ramionach.
- Gratulacje Mel, dałaś czadu. - usłyszałam z wielu ust.
- Może znalazłoby się dla ciebie miejsce w naszej barcelońskiej rodzinie - rzucił Iniesta ze śmiechem.
- I wy Judasze kibicowaliście dziewczynie? - rzucił napastnik kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Wybacz Ney, ale wiedzieliśmy od początku, że cię ogra. Ona jest świetna. - rzucił Pique ze śmiechem. Swoją drogą dziwnie się czułam balansując na ramionach chłopaków i chyba oni to wyczuli. Ani się obejrzałam jak Messi złapał mnie w pasie i powoli postawił przed sobą z szerokim uśmiechem. Mimowolnie zerknęłam w stronę Brazylijczyka, z którego twarzy zszedł uśmiech, a zastąpił go niezidentyfikowany grymas.
- Myślę, że w drzwiach byśmy się z tobą nie zmieścili. - zaśmiał się Argentyńczyk tłumacząc swoje działanie.
- Okey okey, teraz niech któryś będzie tak miły i wyniesie mi z szatni torbę z ubraniami, bo przecież tam nie wtargnę. - odsunęłam się na bok w zachęcającym geście.
- Gdzieś się musisz przebrać. Nie martw się, Ney cię obroni. - rzucił Xavi puszczając mi oko. Sam zainteresowany podniósł wzrok słysząc swoje imię, jednak zapewne nie wiedział o co chodzi, bo było widać, że jest pochłonięty rozmową z Danim Alvesem.
- Oczywiście. - odpowiedziałam z lekkim sarkazmem i ruszyłam w stronę szatni ramię w ramię z napastnikiem. Panował tam tłok każdy się przebierał, suszył włosy ręcznikiem, urządzał sobie pogaduszki. Zobaczyłam swoją torbę leżącą w kącie i szybko pognałam w tamtą stronę.Rozpuściłam długie włosy, robiąc wszystko, żeby jak najbardziej odwlec w czasie moment samego przebierania. Nagle usłyszałam za plecami wyraźny głos.
- Wcale nie przegraliśmy. Gdyby nie ta delikatna panienka, nie byłoby żadnego karnego. - odwróciłam się unosząc brew do góry. Był to nikt inny jak tylko sprawca mojego bolesnego faulu. Już otwierałam usta, żeby mu się czymś odgryźć, kiedy po raz kolejny tego wieczoru doznałam szoku
- I nie byłoby również żadnego gola. - wtrącił się Neymar
- Na pewno ktoś inny by go strzelił. - odciął się tamten, a ja czułam jak z sekundy na sekundę ulatuje ze mnie pewność siebie i zastępuje ją skrajna beznadziejność. Czułam się jak mała dziewczynka, z której naśmiewają się w szkole. Bezradnie i żałośnie.
- Nie musiałeś jej faulować, chyba nie muszę ci tłumaczyć jakie są tego skutki. Przeproś ją. - powiedział napastnik spokojnie, na co Roberts*, bo tak tamten burak miał na nazwisko, wybuchnął głośnym śmiechem. Chłopak zmarszczył brwi i podszedł kilka kroków. - Powiedziałem przeproś. - powtórzył nadal siląc się na resztki spokoju. Przyglądałam się całej tej scenie jak sparaliżowana.
- A co jeśli tego nie zrobię? - zapytał tamten zakładając ręce na piersi.
- Tak niesportowego i nieprofesjonalnego zachowania jeszcze nie widziałem, gdybyś był w moim klubie zostałbyś zawieszony. - powiedział Neymar przez zęby. Taaak, a więc nie chodziło wcale o mnie, tylko o zasady. Spoko. Luz. Przecież wcale nie myślałam, że robi to dla mnie. Ani przez chwilę.
- Ale nie jestem. Jesteś młodszym ode mnie gówniarzem. - odgryzł się Roberts, a ja widziałam ogniki nienawiści w spojrzeniu Brazylijczyka.
- Wiek jak widać nie ma nic wspólnego z wychowaniem i posiadaniem jakichkolwiek manier. - rzucił zaciskając pięści. W odpowiedzi został popchnięty, na co odpowiedział tym samym. - Przeproś ją.
- Ney, uspokój się, nie warto. To zwykły kretyn, nie zniżaj się do jego poziomu. - ocknęłam się widząc, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Minęłam Robertsa umyślnie potrącając go barkiem najmocniej jak potrafiłam i wyciągnęłam Katalończyka za łokieć z szatni.
- Co tak długo? - zapytał Pique wstając z ławki. - Chłopaki poszli już do busa, a was nie ma i nie ma, a ja siedzę tu sam. - zaczął i posłał mi lekki uśmiech.
- Melisa się grzebała. - rzucił Neymar beznamiętnie, jakby to co przed chwilą zaszło nie miało w ogóle miejsca.
- Kobiety. - westchnął jego kumpel i razem pomaszerowaliśmy do ich osobistego busa. Wszyscy mi gratulowali świetnego meczu i pomstowali na sędziego za brak reakcji po faulu. Dojechaliśmy na miejsce i każdy udał się do swoich pokoi. Przekręcając klucz w drzwiach usłyszałam Tello.
- Wpadnij do nas Mel, opijemy twoje zwycięstwo. - mrugnął okiem i wskazał na pokój Alvesa i Neymara. Przytaknęłam, chociaż byłam wykończona i najchętniej położyłabym się teraz spać. Po 15 minutach jednak zapukałam do drzwi chłopaków, gdzie rozkręciła się już dobra impreza. Usiadłam między Messim a Gerardem, bo to właśnie z nimi dogadywałam się chyba najlepiej. Nie musieliśmy długo czekać aż spełniły się moje najgorsze obawy.
- Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć..?! - do pokoju bez pukania wpadł wujek John. Poczułam strach ściskający mnie za gardło. No bo co ja mu teraz powiem..
* - zbieżność nazwisk zupełnie przypadkowa. ;)
Cóż mam powiedzieć : zaglądajcie, czytajcie, komentujcie i polecajcie znajomym. ;)
A już niedługo pojawi się kolejny rozdział.
Ciao <3
Jeju świetne *_* Cudo :)
OdpowiedzUsuńPisz szybko nexta <3
I zapraszam do mnie na nowy rozdział na
alexisandnela.blogspot.com :) Licze na komentarz :*
rozdział super :** czekam aż Ney pocałuje Mel <3 miałam nadzieje że Ney wygra :((( czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńJeeeeeej :3 czytałam go chyba pięć razy! Jest świetny! Ja chce zobaczyć, (w sumie to przeczytać) jak oni razem sprzątają :3 JA CHCE DZISIAJ NASTĘPNY!!! :D
OdpowiedzUsuńcudeńko *.* również miałam nadzieję, że wygra Ney i zaprosi ją na jakąś randkę czy coś ;D
OdpowiedzUsuńczekam na następny, pozdrawiam ;*
przepraszam za spam ale zapraszam na drugi rozdział na http://loveme-or-hatemexxx.blogspot.com/ :)
UsuńWkręciłam się, piszesz dobrze, czasami tylko gdzieś brakuje przecinków, ale poza tym chyba nie robisz błędów :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie muszę czekać na ciąg dalszy, tylko mam całą historię pod ręką :D
"Chyba przez strefę klimatyczną wyparował mi totalnie mózg" - to zdanie mnie ujęło, ale zmieniłabym ciut kolejność :)
Proponuję :
" Chyba przez tą strefę klimatyczną mózg mi już totalnie wyparował"
Pozdrawiam i lecę czytać dalej ;)