Dziękuję Zuzie, która podsunęła mi pomysł na spójny rozwój dalszej akcji ;) Gdyby nie Ty, zapewne 6 odcinek by nie powstał ;) :*
Ucieczka była moją jedyną nadzieją. Niestety nie potrafiłam latać, a każda inna forma ewakuacji została odcięta przez trzy wściekłe na mnie osoby. A mianowicie, przede mną stał Tom cały ociekający wodą z miną mordercy, za moimi plecami Peggy lamentowała nad bałaganem w kuchni, a koło mnie stał wujek John trzymając się za głowę i mamrocząc przeprosiny do mijających go gości.
- Miało cię nie być 20 minut, a nie prawie godzinę! - pierwszy wybuchł Tom. - 15 minut temu skończyła mi się przerwa, a popatrz jak wyglądam. Jakieś dzieciaki wrzuciły mnie do basenu! - denerwował się nie na żarty. Już miałam się odezwać, ale właściciel hotelu mnie ubiegł.
- Nie denerwuj się Thomasie, zaraz wypożyczę ci nowe, suche ubranie - powiedział pokazując mu drzwi, w które miał wejść. - A z wami zaraz sobie porozmawiam. - rzucił mierząc mnie i Brazylijczyka groźnym spojrzeniem, po czym zniknął z Tomem za drzwiami.
- Przepraszam Peggy, głupio wyszło. - odwróciłam się do kucharki ze skruszoną miną. Ona tylko uniosła brwi do góry. - Posprzątamy kuchnię na błysk. - zreflektowałam się, co sprawiło, że na twarzy kobiety zagościł nikły uśmiech.
- Ja myślę i sprawdzę osobiście czy się błyszczy. - odpowiedziała, a ja z wielką ulgą usłyszałam w jej głosie żartobliwy ton. - Co was napadło?! To wszystko wygląda jakby przeszło tamtędy tornado. - zapytała w końcu patrząc na nas już nieco łagodniejszym spojrzeniem.
- Wiesz jak to jest. Człowiek się kłóci, potem się godzi i wszystko co pod ręką fruwa w powietrzu w obydwu sytuacjach. - zaśmiałam się cicho szturchając znacząco Neymara w bok. On natomiast wywrócił oczami i również się uśmiechnął. Drzwi się otworzyły i powiało grozą bo do holu znowu wpadł John. Nie byłam dumna z tego, że chciałam nim manipulować, ale trzeba było ratować swoją skórę i tej piłkarzyny przy okazji też. Dawaj Mel, teraz albo nigdy.
- Strasznie cię przepraszam wujku. - spuściłam wzrok i zaczęłam przemowę. - Nie powinnam była zostawiać tam Toma samego, przecież ma inne obowiązki. Ale uwierz John, że brazylijskie słońce chyba jednak nie jest dla mnie, bo strasznie źle się poczułam. Czułam jak bardzo kręci mi się w głowie. Musiałam iść się czegoś napić, więc poprosiłam go, żeby popilnował ludzi, kiedy mnie nie będzie. - kłamałam jak z nut. Spłoniesz za to w piekle Mel. Spłoniesz, mówię Ci. - Nie przypuszczałam, że tyle mnie nie będzie, obiecałam mu, że postaram się szybko wrócić, tylko czegoś się napiję, posiedzę w chwilę w cieniu i zapewne mi przejdzie. Ale kiedy poszłam do kuchni sprawy się nieco skomplikowały.
- Melisa zemdlała. - usłyszałam głos piłkarza i powstrzymałam się ostatkiem sił, żeby nie spojrzeć na niego zdziwiona, bo wtedy bylibyśmy obydwoje skończeni.Wujek na pewno zdemaskowałby kłamstwo. Czułam jak ogarniają mnie nerwy spowodowane utratą kontroli nad sytuacją. Wiedziałam jak podejść Johna, żeby go ugłaskać, ale teraz kiedy wtrącił się Ney, nie byłam pewna czy uda nam się wyjść z tego żywo. - Prawdopodobnie był to szok termiczny. Za bardzo nagrzała się na słońcu i kiedy wyszła do chłodnej kuchni i napiła się zimnej wody po prostu zemdlała. - muszę przyznać, że byłam pod wrażeniem skąd on zna się na takich rzeczach. Kiedy o tym mówił, był tak przekonywujący, jakby opowiadał sytuację, która naprawdę miała miejsce. Korzystając z chwili ciszy wtrąciłam się.
- Ney mnie złapał, ale kiedy upadałam chciałam się czegoś złapać i na nieszczęście trafiłam na miskę z mąką, w której to teraz cali jesteśmy. - skrzywiłam się nieco na znak, że nie jestem dumna ze swojego zachowania.
- Rzuciłem wszystko co miałem w rekach, żeby zdążyć ją złapać zanim rozbije głowę o posadzkę, stąd ten bałagan. - dodał szybko napastnik. Był spokojny i opanowany. Nie powinno mi to imponować, ale było widać gołym okiem, że musiał mieć niezłą wprawę w kłamaniu.
- Oczywiście wszystko zaraz posprzątamy. Nie będzie śladu po tym nieszczęśliwym wypadku. - ta forma skruchy była wisienką na torcie i tak jak przypuszczałam, wujek John złagodniał jak baranek.
- W porządku, idźcie się umyć i przebrać, a później widzę was na dole i zabieracie się za szorowanie kuchni. - powiedział grzebiąc w kieszeni zapewne w poszukiwaniu dzwoniącego właśnie telefonu. - Już lepiej się czujesz Mel? - zapytał jeszcze, mimo ze był już całkowicie zaabsorbowany innymi sprawami.
- Tak, już lepiej, ale na razie będę unikać słońca. - odpowiedziałam, a po minie mężczyzny dało się wywnioskować, że poczuł się trochę winny. Było mi strasznie głupio widząc jego zmieszanie, jednak akurat w całej tej bajce fragment o tym, że czułam się naprawdę źle był prawdziwy. Telefon przestał dzwonić w momencie kiedy John namierzył jego lokalizację.
- Cholera. - syknął cicho - Cóż też zachowałem się niezbyt odpowiedzialnie, nie powinienem od razu zostawiać cię tam na tyle godzin, skoro nie jesteś przyzwyczajona do tutejszego klimatu i pogody. - przytaknęłam potulnie.
- Teraz już to wiesz. - odpowiedziałam spokojnie - Idziemy na górę i zaraz bierzemy się za sprzątanie. - rzuciłam po czym nie czekając na protest odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę windy, a Neymar podreptał za mną.
- Niezła historyjka - szepnął z uznaniem, a ja spojrzałam na niego z delikatnym, krzywym uśmiechem
- Dzięki, lata praktyki. Swoją drogą ty też złapałeś wenę. - powiedziałam i przejrzałam się w lustrze w windzie, otrzepując włosy z resztek mąki. Odpowiedział mi szerokim uśmiechem. Każde poszło do swojego pokoju. Szybko wzięłam prysznic i przebrałam się w czyste ubrania. Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Taka szara myszka, kto by pomyślał, że kiedyś ktokolwiek ją dostrzeże i będzie to akurat gwiazda Blaugrany. Poprawiłam włosy wpinając w nie 2 miliony wsuwek i ponownie udałam się na dół, żeby odpokutować swoje grzechy szorując posadzkę w hotelowej kuchni.
- Daliście czadu. - zaśmiała się Peggy, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia. Zawtórowałam jej kręcąc głową.
- Jeszcze raz Cię przepraszam za ten bajzel. - powiedziałam i poszłam po szczotkę, która stała w kącie. - Przyszłam mu pomóc, a wyszło jeszcze gorzej.
- Posprzątacie i nie będzie tematu - uśmiechnęła się biorąc torebkę. Z racji naszego "wybryku" dostała kilka godzin wolnego zanim doprowadzimy to miejsce do stanu użytkowego przed wydawaniem kolacji gościom. - Powiedz mi Mel, wy coś ze sobą..? - zatrzymała się w pół drogi do drzwi i spojrzała na mnie widocznie pytając całkiem poważnie.
- Marzenia. - odpowiedziałam ze słabym uśmiechem. Zdałam sobie sprawę, że przecież dwa niewinne pocałunki pod wpływem impulsu o niczym nie świadczą.
- Trochę więcej optymizmu mała. Marzenia lubią się spełniać, szczególnie w Barcelonie. - mrugnęła do mnie okiem. - Powodzenia i cierpliwości - zaśmiała się i wyszła.
- Taaak. Powodzenie i cierpliwość na pewno się przyda. - mruknęłam i zabrałam się za zamiatanie brudnej do granic możliwości podłogi. Po około 10 minutach dołączył do mnie Neymar. Zmierzyłam go wzrokiem i uniosłam do góry brwi, jednak w duchu cieszyłam się jak dziecko na widok jego rozpromienionej wręcz twarzy. - No nie mów, że zostawiłeś mnie z tym na tak długi czas bo układałeś sobie włosy? - zapytałam powoli mrużąc oczy, a on odwrócił się do mnie tyłem pod pretekstem poszukiwań jakiś środków czystości. - Neymar! Mówię do ciebie. - udawałam poważny i wkurzony ton, ale w rzeczywistości już nie wiedziałam jak się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. O nie! Tego już za wiele! Zaczął nucić pod nosem udając, że mnie nie słyszy. Bez większego wahania, bo i tak w kuchni nadal panował istny armagedon, złapałam dzbanek z zimną wodą i wylałam mu zawartość na nowo ułożone włosy. Krzyknął czując lodowatą ciecz na swojej skórze i poderwał się na równe nogi. - Uratowałam cię przed nieśmiertelnym mianem pierwszej księżniczki Barcelony. Nie ma za co. - mrugnęłam do niego okiem i zaśmiałam się cicho. Pokręcił głową ze śmiechem co mnie nieco zdziwiło, bo byłam pewna, że się wścieknie. No ale, który facet układa sobie fryzurę do sprzątania, ludzie.. Musiałam.
- Bardzo ci dziękuję, Mel - uśmiechnął się i zanim się obejrzałam zarządził odwet wylewając na mnie drugi dzbanek. Cały przód mokry. Zabije dziada! - Uratowałaś mnie przed mianem królewskim, za to ja w podzięce załatwiłem ci "Miss Mokrego Podkoszulka" - roześmiał się jeszcze głośniej widząc moją niewzruszoną minę i kosmyki włosów opadające i przyklejające się do twarzy.
- Jesteś taki uczynny Ney.. - syknęłam i odgarnęłam mokre włosy z czoła. To było nie fair, ja mu tylko rozwaliłam fryzurę, a nie sprawiłam, że wygląda jakby tylko od pasa w górę wszedł w ubraniu pod prysznic. - Dawaj w zamian swoją koszulkę, nie ma tak dobrze. - uśmiechnęłam się, a on wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Ale bez żadnego uszczypliwego komentarza posłusznie ją zdjął i z uśmiechem rzucił w moją stronę.
- A ja z włosami nie mam co zrobić. A chciałem przy tobie tak ładnie wyglądać. - udał zmartwionego i oparł się o blat prezentując swój świetnie wyrzeźbiony brzuch, na którego widok omal nie dostałam zawału. Działo się ze mną coś naprawdę niepokojącego, ale zauważyłam, że powoli zaczynam to po ludzku olewać. Nie zabijam przecież ludzi, może on mi się podoba, a to przecież nic złego.
- Przy mnie możesz być sobą, luzz gwiazdorze - zaśmiałam się przechodząc obok niego ze zdobyczą wojenną w postaci podkoszulka w dłoni. Kiedy wróciłam praca ruszyła pełną parą. Dziwne, że jak do imprezy i tym podobnych rzeczy to barcelońscy piłkarze są niczym najlepiej wyszkoleni ninja. Pojawiają się znikąd w sekundzie, ale dzisiaj nikt nie zainteresował się gdzie zniknęliśmy na cały dzień, co się z nami dzieje, czy żyjemy no i czy broń Boże czy trzeba nam w czymś pomóc. Mają instynkt przebiegłe bestie. Pomocą na pewno żadne z nas by nie pogardziło, jednak duma nakazywała nam dać sobie z tym radę we dwójkę bez zbędnego narzekania. Kilka godzin mimo niezbyt porywającego zajęcia minęło nam bardzo szybko i mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że było miło. Siedziałam na blacie popijając sok, a Brazylijczyk stał obok.
- Peggy i John powinni być z nas dumni, tu jest chyba czyściej niż kiedykolwiek - powiedział rozglądając się po pomieszczeniu.
- Masz rację, razem udało nam się tego dokonać. - odpowiedziałam i spojrzałam na niego przelotnie. - I patrz, nawet się nie pozagryzaliśmy. - dodałam z nikłym uśmiechem, jednak wcale nie czułam już potrzeby dorzucania żadnych zgryźliwych wstawek. Patrzyłam na niego nieco inaczej. Moja zgryźliwa, wredna i złośliwa do granic możliwości warstwa ochronna zniknęła. Puff. I nie ma.
- Nie wiem jak tobie, ale mi z tym nawet dobrze. - popatrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami, a ja zapominając o wcześniejszych zasadach BHP obsługiwania się z osobnikiem takim jak Neymar, niemalże utonęłam w jego głębokim spojrzeniu. - Mel, mam dla ciebie propozycję. - zaczął poważnym tonem, a po całym moim ciele z szybkością stada sprinterów przebiegły ciarki - Spróbujmy jeszcze raz zacząć wszystko od nowa. - powiedział spokojnie. - Zaczęliśmy nie najlepiej i muszę ci się przyznać, że zaprezentowałem się z niezbyt dobrej strony. - uśmiechnął się przepraszająco, a ja nie mogąc oprzeć się jego urokowi tylko się uśmiechnęłam i przytaknęłam.
-Myślę, że to dobry pomysł. Ja też w rzeczywistości nie jestem taką jędzą jaką dotychczas mnie widziałeś - odparłam odrywając, a muszę powiedzieć, że niechętnie, wzrok od piłkarza. Nie wiem jak to się stało, ale chyba właśnie Neymar da Silva Santos Junior mnie totalnie zaczarował.
- Cześć, jestem Neymar. - nie przestając się uśmiechać wyciągnął do mnie dłoń, a ja zaskoczona tym co powiedział i zrobił zeskoczyłam z blatu i również podałam mu dłoń.
- Jestem Melisa, miło cię poznać. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Będzie mi milej jeśli zgodzisz się umówić ze mną dziś wieczorem. - powiedział nieśmiało. Czułam jak wewnątrz mnie zamarły wszelkie czynności życiowe. Przypadkowe pocałunki nic nie znaczą, ale randka to już naprawdę coś.. Chcąc dać sobie czas do okiełznania wariatki, która właśnie w mojej głowie tańczyła salsę, żeby nie rzucić mu się na szyję, powiedziałam nieco filuternym tonem.
- Wiesz, dopiero się poznaliśmy, a ja nie umawiam się po minucie znajomości - jednak widząc jak uśmiech mu blednie dodałam szybko - Ale coś czuję, że w tym przypadku zrobię wyjątek.
- 20:30 w holu? - zapytał wesoło, a ja przytaknęłam - W takim razie idę teraz szykować się na trening, do zobaczenia wieczorem Mel. - rzucił i wychodząc przytulił mnie krótko. Stałam w tym samym miejscu jeszcze z 5 minut w totalnym bezruchu. Nie docierało do mnie to co się przed chwilą wydarzyło.
- Właśnie idol mojego brata zaprosił mnie na randkę..
*****
Było przed 20 kiedy zaczęły mocno trawić mnie wyrzuty sumienia. Ja świetnie bawiłam się w Barcelonie z dala od rodziców, ciągłego pilnowania, zrzędzenia i wytykania palcami na ulicy, a mój brat siedział tam i musiał to znosić ze zdwojoną siłą beze mnie, która zawsze brałam go w obronę. Postanowiłam zadzwonić. Był wieczór, ale podejrzewałam, że i tak siedzi w swoim pokoju także nie będzie problemu z jego namiarem. Odebrał po 4 sygnałach.
- Cześć braciszku. - powiedziałam jednocześnie wciskając się w granatową tunikę bez ramiączek.
- Cześć Mel. - odpowiedział bez większego entuzjazmu - Co jest?
- Nic, po prostu się stęskniłam za tobą i chciałam cię usłyszeć czy wszystko z tobą okey. - odpowiedziałam spokojnie idąc do łazienki, żeby upiąć włosy.
- Mhmm.. - cisza w słuchawce. Momentalnie odłożyłam szczotkę i usiadłam na brzegu wanny.
- Hej młody, co jest grane? - zapytałam słysząc, że ewidentnie jest na mnie zły - Obraziłeś się na mnie? - westchnięcie w słuchawce.
- Nie to, że się obraziłem, ale ty poleciałaś do Barcelony nawet tego nie chcąc, a to zawsze było moje marzenie - poczułam się jakby jego dłoń wyszła z słuchawki i wymierzyła mi soczysty policzek - Tymczasem ty jesteś tam, a ja tu gnije i nawet nie bardzo mam co ze sobą zrobić.
- Zapytaj rodziców czy nie możesz do mnie przylecieć chociaż na kilka dni. - rzuciłam jednak wolną ręką miałam ochotę klepnąć się w czoło. Sama znałam odpowiedź. "Że jest za młody, że nie śpią na pieniądzach, żeby spełniać takie zachcianki". - No tak to nie był najmądrzejszy pomysł. - cisza - Alex, obiecuje ci jak tu stoję, że cię chociaż na chwilę tu ściągnę i wiesz co..? Zabiorę cię na mecz FC Barcelony. To będzie najlepszy mecz w twoim życiu. - znowu powiedziałam zanim pomyślałam czy to w ogóle możliwe. Taka obietnica, jeśli się nie uda to młody mnie znienawidzi do końca życia.
- Naprawdę?! - usłyszałam w słuchawce szczęśliwy głos. - Siostra jesteś najlepsza! - uśmiechnęłam się smutno.
- To się okaże czy najlepsza. - powiedziałam patrząc na swoje odbicie w lustrze - Nie mów nic rodzicom na razie, bo w przeciwnym razie chyba będę musiała wyłączyć telefon, bo mnie zbombardują wściekłymi sms-ami. - dodałam próbując nałożyć na twarz delikatną warstwę kremu z pudrem.
- Spoko. Będę milczał jak grób. - nie musiałam go widzieć, żeby być pewna, że cieszy się jak dziecko. - To ja już ci dłużej nie przeszkadzam. Trzymaj się. - powiedział. Ależ on ma zmysł i wyczucie, nie przeszkadzanie bardzo mi się teraz przyda, bo zostało mi 20 minut, a ja jestem tylko w połowie wyszykowana.
- Jakby coś się działo to pisz. Pozdrów rodziców. - rzuciłam i się rozłączyłam. Włosy upięłam w luźnego koka na głowie tak, że powyciągałam z niego część pasemek, które nawet ładnie układały się wokół mojej twarzy. Miała taki kształt, że nienawidziłam kiedy wszystko wokół niej było ściągnięte do tyłu. Mówili, że mam jakąś manię, ale zawsze jakieś niesforne kosmyki musiały wesoło huśtać się w okolicach moich uszu. Naciągnęłam na nogi cienkie, czarne legginsy i obróciłam się przed lusterkiem. - Lepiej nie będzie. - powiedziałam z krzywym uśmiechem, założyłam długie kolczyki i granatowe baleriny po czym wyszłam z pokoju zamykając go na klucz. Według zegarka miałam jeszcze 5 minut. Spokojnie zjechałam windą do holu, gdzie czekał już na mnie Neymar. Ubrany był w połowie elegancko, w połowie tak jak zazwyczaj, ale trzeba mu było przyznać, że miał wyczucie stylu. Kiedy podeszłam do niego wyciągnął zza pleców małą, czerwoną różyczkę. Niemożliwe! Neymar romantyk, świat się kończy!
- Pięknie wyglądasz. - powiedział wręczając mi roślinkę. Dobrze, że nałożyłam śladowe ilości pudru, które nie zdradziły mojego intensywnie czerwonego rumieńca, który zapewne teraz oblałby z dokładnością co do milimetra całą powierzchnie mojej twarzy.
- Dziękuję. - i dziwnym zrządzeniem losu było to jedyne co potrafiłam z siebie wykrztusić. Cała moja czujność i nieufność odpłynęła. Czułam się jak zakochana małolata, której uginają się kolana na widok swojego obiektu westchnień. Jedyne co mnie zastanawiało to to jacy obydwoje byliśmy naprawdę. Czy udawaliśmy teraz romantycznych, miłych, słodkich i podobających się sobie nawzajem? Czy udawaliśmy wcześniej złośliwych, zamkniętych w sobie, szukających okazji, żeby sobie dokuczyć? Tego nie wiedziałam, ale chciałam bardzo, żeby to co właśnie się działo było prawdą. Niebo zachodziło szarościami, a my szliśmy w stronę plaży. Kiedy doszliśmy na miejsce, moim oczom ukazała się pięknie oświetlona lampionami, drewniana restauracja umiejscowiona prawie przy samym morzu.
- I jak ci się podoba? - zapytał kiedy weszliśmy do środka. Rozejrzałam się po otaczającym mnie miejscu. Było naprawdę magiczne.
- Jest pięknie. - odpowiedziałam oczarowana, na co on się uśmiechnął. Siedzieliśmy, całkiem swobodnie czując się w swoim towarzystwie. Zamówiliśmy coś do picia, ponieważ żadne z nas nie miało nastroju na jedzenie. W tle leciały piosenki z typowo tanecznym rytmem, jak na Hiszpanię przystało. Rozmawialiśmy o wszystkim i okazało się, że wbrew pozorom mamy ze sobą sporo wspólnego. Nasz spokój zmącił w pewnym momencie pisk.
- O mój Boże, patrzcie to Neymar! - kilka młodych dziewczyn pokazywało na nasz stolik wzbudzając powszechne zainteresowanie.
- O niee. - jęknął Brazylijczyk starając się nie tracić pogodnego wyrazu twarzy. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko małemu maratonowi dla zdrowia. - powiedział i wstał, a ja poszłam w jego ślady widząc kątem oka coraz więcej ludzi zbierających się w niebezpiecznej odległości od naszego stolika. Pokręciłam głową i rzuciliśmy się pędem do schodów prowadzących na plażę - Panie przodem - zatrzymał się i przepuścił mnie przed schodami, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Wariat - skwitowałam, a on złapał mnie za dłoń i pognaliśmy przed siebie słysząc za plecami nawoływania i odgłos biegnących za nami ludzi. Niesamowicie bawiła mnie ta sytuacja, nigdy nie przypuszczałam, że spotka mnie coś takiego. Takiego rozwoju wypadków mimo wszystko się nie spodziewałam. Gwałtownie skręciliśmy chowając się za średniej wielkości skałami. Siedzieliśmy skuleni dusząc się ze śmiechu. Po kilku minutach Ney wyjrzał czy zgraja jego napalonych fanów obydwu płci już odpuściła pogoń za idolem. Podał mi dłoń, którą chwyciłam i podniosłam się do pionu. - Zawsze tak reagują? - zapytałam kiedy wyszliśmy na otwartą przestrzeń.
- W 99% przypadków - odpowiedział śmiejąc się a ja popatrzyłam na niego z politowaniem.
- Nie wierzę ci Neymar, na pewno jest więcej niż 1% ludzi, którzy cię nie lubią - zaśmiałam się.
- Masz rację, ale reagują podobnie. Krzyczą i mnie gonią. - odpowiedział rozbawiony. Weszliśmy na długi pomost wybiegający w Morze Śródziemne. Nadal znajdowaliśmy się stosunkowo niedaleko plażowego baru, jednak nikt nie zwracał na to już większej uwagi. - Ich reakcją nie jestem zdziwiony. To twoja zawsze mnie zaskakuje. - powiedział odwracając się w moją stronę, a ja zaszczyciłam go nikłym uśmiechem. - Na początku nie krzyczałaś, nie uganiałaś się za mną, mimo, że nie pałałaś do mnie sympatią to też nie próbowałaś tez mnie zabić. A teraz, każda normalna dziewczyna już dawno by się obraziła o taką sytuację, a ty wydajesz się być bardziej rozbawiona niż zła. - powiedział, a ja uniosłam brwi i spojrzałam mu w oczy. Kiedy natknął się na moje spojrzenie, lekko się speszył i sprostował. - Nie chodzi mi o to, że jesteś jakaś nienormalna czy coś, bardziej bym powiedział wyjątkowa.
- No widzisz, od razu lepiej to brzmi. - zaśmiałam się i szturchnęłam go delikatnie w bok. Staliśmy tak chwilę wpatrując się w wodę, kiedy piłkarz nagle się poderwał.
- O! Lubię tą piosenkę. - powiedział ucieszony, a ja spojrzałam na niego jak na wariata, kiedy zaczął ruszać biodrami w rytm i nucić pod nosem bo nie znał wszystkich słów. Przysunął się do mnie i wyszeptał mi na ucho kawałek tekstu.
- Que ironía del destino no poder tocarte, Abrazarte y sentir la magia de tu olor* - również lubiłam tą piosenkę i to było jedyne co mnie w miarę ratowało, bo nie znałam jeszcze na tyle hiszpańskiego żeby wyłapywać każde słowo. Zazwyczaj posługiwałam się angielskim z domieszką hiszpańskiego i jak na razie świetnie sobie radziłam. Słysząc z jego ust te słowa cieszyłam się jednak, że chociaż trochę tego języka rozumiem. Uśmiechnęłam się i splotłam swoje dłonie na jego karku.
- W takim razie chodź, zobaczymy czy poza boiskiem ruszasz się równie zgrabnie co na nim. - zaśmiałam się cicho i zaczęliśmy obydwoje poruszać się w rytm muzyki. Na początku wyglądało to niezbyt atrakcyjnie bo każde robiło coś innego, w dodatku całkiem po swojemu. Jednak po niecałej minucie zaczęliśmy szaleć, robiliśmy obroty i kręciliśmy biodrami jak szaleńcy. Aż dziwne, że nic nie nadwyrężyliśmy. Pod koniec napastnik złapał mnie w biodrach i zakręcił mną tak, że oboje ze śmiechem runęliśmy w wodę. - Z taką zgrabnością nie wezmą cię do następnej edycji Tańca z Gwiazdami. - rzuciłam przeczesując mokre włosy palcami i patrząc na rozbawionego sytuacją chłopaka.
- Ale nie jest źle? - poruszał brwiami szczerząc swoje śnieżnobiałe zęby.
- Powiem tyle, masz szczęście, że nie wzięłam ze sobą telefonu. - wywróciłam oczami śmiejąc się i odpłynęłam w stronę brzegu. Wróciliśmy do hotelu po około pół godzinie. Ociekający wodą, zostawiając mokre ślady stóp w hotelowym holu przemknęliśmy na palcach do windy. - Gdyby mnie tak zobaczył wujek John, to chyba by mnie jutro stąd deportował. - zaśmiałam się patrząc w lustro i przy okazji zerkając na Brazylijczyka, który cały czas mi się przyglądał. Odprowadził mnie pod drzwi, a ja przekręciłam klucz i odwróciłam się do niego.
- Cieszę się, że się zgodziłaś ze mną dzisiaj wyjść. - powiedział patrząc na mnie, a ja podniosłam wzrok.
- Też się cieszę. To była chyba najlepsza pierwsza randka o jakiej kiedykolwiek słyszałam, pełna niespodzianek, zwrotów akcji, przypadkowych atrakcji. - zaśmiałam się wyliczając.
- Jak była pierwsza, to liczę, że kiedyś będzie druga - odparł opierając dłonie na ścianie obok mojej głowy, a ja uśmiechnęłam się szerzej.
- Jeśli będzie tak samo udana jak pierwsza to mogę w ciemno obiecać, że przyjdzie czas na numer 2. - odpowiedziałam nie odrywając spojrzenia od jego oczu.
- To żeby ta randka była idealna, nie może zabraknąć jeszcze jednej rzeczy. - szepnął i złożył na moich ustach długi, słodki pocałunek. Położyłam dłoń na jego policzku i delikatnie oddałam pocałunek. Tym razem w pełni świadomie, bez żadnych wątpliwości. Wszystko było dokładnie tak jak być powinno. - Dobranoc Mel. - powiedział cicho, pstryknął mnie delikatnie w nos i odszedł. Weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Jeśli to sen to nie chcę się budzić. Czy właśnie zaczęłam umawiać się z Neymarem?! To jest tak piękne, że nie może być prawdziwe. Padłam na łóżko i tak jak przed chwilą stałam tak zasnęłam z wielkim uśmiechem na ustach.
* - Co za ironia losu nie móc cię dotknąć, objąć i poczuć magii twoich perfum.
Nie wiem dlaczego, ale tak długo pisałam tą notkę, że szok. :(
Mam nadzieję, że chociaż było warto i wam się spodoba ;)
Czytajcie, komentujcie, polecajcie dalej. :*
Kolejny odcinek już niebawem. <3
Świetne :* Neymar taki aw... <3
OdpowiedzUsuńMel i ta akcja z wujem:) Piękne. Pisz szybko nexta nie mogę się doczekać. Czekałam na ten i było warto. Taki romantyczny i wgl ;*
Zapraszam do mnie na dziś
http://neymarandnatalieyouandme.blogspot.com/?m=1
Nowy rozdział na tym blogu <3
Dziękuję za miłe słowa, ale mogę przysiąść że bez mojej małej rady poradziłabyś sobie tak samo świetnie :**
OdpowiedzUsuńRozdział super, a ta randka była cudowna ♥
Jestem bardzo ciekawa co się dalej będzie działo ;))
Czekam z niecierpliwością na kolejny :DD
P.S Uwielbiam wątki z wujkiem^^
Całuję Zuza ♥
Zapraszam -->
OdpowiedzUsuńhttp://elpassatielfutur-acaciaandcristian.blogspot.com/2014/08/rozdzia-3-wspomnienie.html?m=1
Wreszcie akcja <3
Kiedy następney tutaj ?? ;(
Czy Ty musisz tak idealnie pisać?!
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia co nasmarować w komentarzu, bo sama dobrze wiesz, że piszesz niesamowicie <3
Randka-niesamowita!
Neymar i Melisa są tacy hisdfisfswhdaqg *.*
Z niecierpliwością czekam na kolejny, życzę weny ;3
A tymczasem zapraszam do siebie na http://loveme-or-hatemexxx.blogspot.com/ ;))
Hmmm. Troszkę mi zabrakło fabuły w tym wątku miłosnym. Ale jest na prawdę fajnie. Tak troszeczkę "miłość cud, miód - lepiej być nie może', ale ostateczny komentarz napiszę jak już przeczytam aktualną notkę a nie jedną z najstarszych xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i jeszcze raz zapraszam na mojego bloga http://one-wing-angels.blogspot.com/
Jeśli chcesz, możemy też skontaktować się na priv. Jak coś, to odpowiedz na komentarz :)
Bardzo mi miło, że spodobało Ci się moje opowiadanie :) Pewnie, że możemy się skontaktować, a na twojego bloga z chęcią będę zaglądać :)
Usuń